Od kilku dni na Dworzec Centralny w Warszawie przybywają kolejne grupy uchodźców z Ukrainy. Na miejscu dostają jedzenie czy podstawowe rzeczy od wolontariuszy, którzy sami organizują pomoc dla potrzebujących. Niestety nie zawsze udaje się znaleźć np. miejsce do zamieszkania, przez co matki z dziećmi śpią na podłodze dworca.
Konstanty Radziwiłł stwierdził, że na Dworzec Centralny w Warszawie przyjeżdża wiele osób, "które już mają plan, co dalej". - Wielu z przebywających nie chce opuścić dworca i rozkłada tymczasowe rzeczy. Dla matek z dziećmi jest oddzielony teren, za szkłem. Duża część osób nie chce po prostu opuścić dworca - uznał dalej polityk w rozmowie w Radiu ZET.
Wojewoda Mazowiecki twierdzi, że widział toalety na dworcu i uważa, że wcale nie ma do nich kolejek, chociaż przyznał, że na pewno jest ich za mało. - Ze względu na ogromną liczbę osób na Dworcu Centralnym został wczoraj dostawiony duży namiot, do którego wyprowadziliśmy żywienie tych osób. Już nie mieściliśmy się na dworcu - kontynuował Radziwiłł. Zapytany o to, czy będzie punkt recepcyjny na Dworcu Centralnym odpowiedział: "Takiego rozumianego jako duże miejsce noclegowe nie ma gdzie postanowić. Na dziś nie widzę takiej możliwości".
Wojewoda uważa też, że ocena działań władz wobec uchodźców jest "głęboko niesprawiedliwa i bezrefleksyjnie powtarzana". - Robimy to dobrze. Uchodźcy są zaopiekowani (...). Mam wrażenie, że emocje, które pojawiają się wśród ludzi, którzy pomagają, są często widzeniem sprawy z perspektywy osobistej - dodał.
- W tej chwili ok. 250 urzędników Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego jest oddelegowanych do pracy dzień i noc w warunkach, w których zupełnie nie byli dotychczas używani. To dyrektorzy wydziałów np., którzy nie mieli do tej pory nic wspólnego z cudzoziemcami - podkreśla Konstanty Radziwiłł. - Słabo śpię, cały czas trzeba o czymś tam myśleć, a noc nie jest przerwą w naszych działaniach, bo uchodźcy całą dobę docierają do Warszawy - przyznał wojewoda.