Do Polski przyjechało od 24 lutego znacznie ponad milion uchodźców z Ukrainy. Pierwszą pomoc otrzymują na granicy, a później - na dworcach w dużych miastach. Pomagają przede wszystkim wolontariusze. Polacy zmobilizowali się niemal natychmiast - ale pomagają też osoby z innych państw.
Jedną z nich jest Dawod Zai. - Rozumiem sytuację ludzi uciekających z Ukrainy. Pół roku temu przeszedłem przez to samo - powiedział podczas rozmowy z Gazeta.pl na Dworcu Zachodnim. Mężczyzna pochodzi z Afganistanu i uciekł z Kabulu, gdy w sierpniu 2021 roku władzę przejęli talibowie. - Zostawiłem całe swoje życie za sobą i uciekłem z mojego kraju z dwoma kompletami ubrań, butelką wody i paczką ciastek. Nikt nie zrozumie uciekających z Ukrainy lepiej niż Afgańczycy - stwierdził.
Dawod Zai mówi z jednej strony o zrozumieniu dla innych uchodźców, z drugiej - o tym, że sam otrzymał pomoc i czuje obowiązek odpowiedzenia tym samym. Podkreślił, że został ewakuowany z Kabulu dzięki polskim władzom, po przylocie Polacy pomogli mi z ubraniami, jedzeniem.
- Kiedy uchodźcy z Ukrainy zaczęli przyjeżdżać tutaj, postanowiłem im pomagać. Uchodźcy bywają przedstawiani jako brzemię dla goszczącego ich kraju. Chcę pokazać światu, że nim nie jesteśmy. Teraz możemy pomagać ramię w ramię uchodźcom z Ukrainy.
- powiedział.
Dawod codziennie jeździ na Dworzec Zachodni, gdzie pomaga innym wolontariuszom. - W środę spotkałem kobietę z Ukrainy, która od kilku godzin starała się zdobyć kartę SIM do telefonu. Nie znaleźliśmy darmowych kart dla uchodźców, ale kupiłem jej starter - mówi i pokazuje SMS-a z podziękowaniami.
Przekazał też dary, a także pomógł afgańskiej rodzinie, która uciekła z Ukrainy. Rodzice i dwoje dzieci, 5- i 12-letnie. - Pomogłem kupić im bilety na pociąg, moja żona ugotowała dla nich afgańskie jedzenie na kolację - powiedział. Udało się znaleźć dla nich nocleg i rano zabrać na pociąg.
Mężczyzna, bojąc się o swoje życie, wyjechał z Afganistanu kilkanaście lat temu. W Ukrainie zaczął na nowo, po jakimś czasie czuł się jak w domu, tam urodził się jego dzieci. - Mówił, że jego marzeniem był samochód. Przez lata udało mu się odłożyć i kupić auto. To nim pojechali na granicę, ale korek miał kilkanaście kilometrów. Widział, że jego dzieci nie dadzą rady czekać wiele dni na chłodzie. Zdecydował porzucić samochód - kluczyki zostawił w środku - i pieszo doszli do Polski - relacjonował Dawod.
Afgańczycy przekroczyli granicę mając tylko torby i równowartość 200 dolarów w portfelu. Połowę wydali na dojazd do Warszawy. - Ojciec pokazał mi 400 zł i z płaczem i powiedział: "tyle zostało z 10 lat mojej pracy. Nie wiem, co zrobić. Nie jestem już młody. Nie wyobrażam sobie kolejny raz zaczynać od zera" - opowiadał Dawod.
- Rozumiem, przez co przechodzą - podkreślał ponownie Dawod - Ja też miałem dom, samochód, pracę. A gdy znalazłem się w ośrodku dla uchodźców, musiałem stać 45 minut, żeby dostać coś do jedzenia. Ale byłem bezpieczny.
- Pomaganie tym ludziom jest naszym obowiązkiem. I zachęcam do tego innych. Znam też osoby, które mają duże mieszkania, oglądają kryzys w telewizji, mówią "jakie to straszne", ale nic nie robią
- powiedział. Zadeklarował, że sam nie tylko zamierza dalej przychodzić na dworzec, ale też zgłosił się jako wolontariusz i zamierza oszczędzać, by mieć więcej środków na pomoc.
- Jeśli pomożesz uchodźcy, nawet dając kilka złotych czy podając herbatę, to ta osoba nigdy cię nie zapomni. Kiedy ewakuowano mnie z Afganistanu, wiele osób mi pomogło i nie zapomnę ich do końca życia. Jestem im dozgonnie wdzięczny
- powiedział. Dodał, że gdy zaczęła się wojna w Ukrainie, wielu jego znajomych mieszkających w innych krajach martwiło się o niego. - Bali się, że w Polsce nie będzie bezpiecznie. Przekonywali, żebym stąd wyjechał. Ale powiedziałem: nie. Polska mi pomogła i jej nie zostawię. To, po Afganistanie, mój drugi kraj - zapewnił. Podkreślił też, by nie zapominać o Afgańczykach, którzy zostali w rządzonym przez talibów kraju i także potrzebują pomocy lub ewakuacji.
***
Trwa rosyjska wojna przeciwko Ukrainie. Są informacje o zniszczonych domach, rannych i zabitych. Potrzeby rosną z godziny na godzinę. Dlatego Gazeta.pl łączy sił z Fundacją Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM), by wesprzeć niesienie pomocy humanitarnej Ukrainkom i Ukraińcom. Każdy może przyłączyć się do zbiórki, wpłacając za pośrednictwem Facebooka lub strony pcpm.org.pl/ukraina.