W środę Instytut Badań Internetu i Mediów Społecznościowych poinformował, że w ostatnich 24 godzinach odnotowano ponad 120 000 prób dezinformacji dot. Ukrainy, Rosji i wojny w polskiej sieci i mediach społecznościowych. IBIMS podkreślił, że w stosunku do wtorku 1 marca odnotowano ich wzrost o 20 000 proc. "W badanym okresie obserwujemy drastyczną radykalizację grup antyuchodźczych działających w kanałach osób sceptycznie nastawionych do szczepień" - napisano, dodając, że głównym przekazem jest budowa zagrożenia wewnętrznego na terenie kraju.
Z komunikatu wynika, że najwięcej dezinformacyjnych prorosyjskich komunikatów odnotowano na Facebooku - 69 proc., następnie na Twitterze - 24 proc., na portalach - 8 proc. i pozostały 1 proc. to "inne kanały".
Więcej wiadomości na stronie głównej Gazeta.pl
O tym, jak wiele prób dezinformowania pojawiło się w sieci, można się było przekonać, przeglądać m.in. media społecznościowe. Niektórzy użytkownicy zaczęli publikować informacje nt. rzekomej zmasowanej liczby "nieukraińskich" uchodźców albo tego, że prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski "zdradził swoich wyborców", "rozdał broń kryminalistom" i teraz "sąsiad boi się sąsiada".
Pojawiły się także nieprawdziwe informacje o wzroście przestępczości w Przemyślu i na terenach przy granicy, które mają wzbudzić niechęć do uchodźców. Zdementowała je już policja.
Do doniesień o rzekomej dyskryminacji na polskiej granicy odniósł się z kolei przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel. - W ostatnich godzinach stanęliśmy wobec takich informacji: jest bardzo ważne, aby jasno powiedzieć, że wartości Unii Europejskiej, które silnie tutaj gwarantujecie, to jest właśnie brak dyskryminacji - jest bezpieczne przejście dla wszystkich, którzy chcą przekroczyć granicę - powiedział.
O rady zapytaliśmy Gniewomira Knapskiego z Działu Przeciwdziałania Dezinformacji NASK (to Naukowa i Akademicka Sieć Komputerowa, państwowy instytut badawczy).
Nie ma uniwersalnego miernika, który pozwala na odróżnienie konta autentycznego od konta mającego za zadanie wywarcie określonego wpływu na dyskusję w sieci. Są jednak pewne cechy, które mogą na to wskazywać. Np. konta wspierane mechanicznie (boty/trolle) najczęściej udostępniają czyjeś treści (posty/filmy/zdjęcia) bez komentarza lub z minimalnym tekstem własnym. Ważnym aspektem jest również sam wygląd profilu - np. zdjęcie profilowe (przedstawiające postać fikcyjną / trudną do rozpoznania / krajobraz / grafikę abstrakcyjną) lub jego opis (częstą praktyką jest opis krytykujący działalność tzw. trolli lub nawołujący do samodzielnego myślenia)
- wyjaśnił.
Jak dodał, "w fazie podwyższonej, celowanej aktywności te konta zaczynają jednak publikować szersze treści lub komentarze". "Najczęściej są to wpisy starające się wywołać silne emocje na bazie doświadczeń lub poglądów grupy docelowej, do jakiej kierowany jest przekaz. Obecnie obserwujemy konta, które wcześniej były aktywne przy okazji np. kampanii antyszczepionkowej, a teraz starają się budować narrację na bazie tez dotyczących segregacji sanitarnej. To dlatego, że wcześniej zgromadzili wokół siebie widownię antyszczepionkową i próbują łączyć starą narrację z nową (np. lansują tezę o tym, że nie wywiera się na Ukraińców presji w sprawie szczepień). Celem tych działań jest przede wszystkim wzbudzenie wątpliwości i na tej bazie zmiana sentymentu wobec wprowadzonych rozwiązań, a w konsekwencji także samych uchodźców wojennych" - wskazał.
Dziś np. widzimy dwa podstawowe wektory tych działań - strach przed zaangażowaniem Polski w wojnę (np. nieprawdziwe plotki odnośnie inwazji Białorusi na Ukrainę tuż przy naszej granicy) lub strach przed uchodźcami (np. plotki o wielkiej skali incydentów z udziałem uchodźców o nieukraińskim pochodzeniu). W pierwszym przypadku mamy do czynienia z działaniami nastawionymi na osłabienie entuzjazmu wobec wsparcia na poziomie państwowym, w drugim natomiast na poziomie społecznym
- dodał Knapski.
Najważniejszą bronią przeciw dezinformacji jest ludzka ciekawość, a co za tym idzie - dociekliwość. Podstawowymi działaniami, jakie możemy sami wykonać są między innymi:
- weryfikacja zdjęć i filmów (można to zrobić w prosty sposób za pomocą wyszukiwarek obrazów lub wpisując we wbudowane w social mediach wyszukiwarki słowa kluczowe),
- uzyskiwanie większej liczby źródeł potwierdzających dane zdarzenie (najlepiej oficjalnych),
- zadawanie takiemu profilowi pytań. Dociekanie większej liczby informacji bardzo szybko pokaże, na ile mamy do czynienia z wiarygodnym newsem, a na ile z opinią/plotką/dezinformacją
- wskazuje ekspert z Działu Przeciwdziałania Dezinformacji NASK. "Bardzo niebezpieczną praktyką jest w tego typu działaniach tzw. społeczny dowód słuszności, kiedy np. widzimy informację, brzmiącą: "mam pewną informację od znajomego z miasta X". Te wiadomości są szczególnie groźne i najczęściej rozprzestrzeniane w dobrej wierze przez osoby nieświadome manipulacji. Wobec takich informacji warto być szczególnie ostrożnym i nie należy udostępniać ich bezrefleksyjnie" - dodaje.
Prof. Karina Stasiuk-Krajewska, szefowa europejskiego projektu badawczego poświęconego fake newsom, na antenie Radia Wrocław podkreśliła, że warto pamiętać, iż dezinformacja to nie tylko fake newsy. - To jest tak, że jeśli ten fake news to taka ewidentna głupota, to my jesteśmy w stanie mniej więcej ocenić, że ktoś sobie to wymyślił. Gorszą sprawą jest coś, co się nazywa misinformacją. Chodzi o to, że ta dezinformacja może również polegać na szerzeniu fałszywych opinii w internecie. To znaczy, że bierzemy sobie jakąś informację, która jest prawdziwa, ale poddajemy ją takiej interpretacji, że zaczynają z tego wynikać bardzo szkodliwe społecznie skutki i sposoby myślenia - powiedziała, dodając, że dezinformacja to także mowa nienawiści, krzywdzące opinie.
CERT Polska rekomenduje, aby być wyczulonym na sensacyjne informacje, w szczególności zachęcające do natychmiastowego podjęcia jakiegoś działania, i weryfikować je w kilku źródłach. "Upewnij się, że informacja jest prawdziwa przed podaniem jej dalej w mediach społecznościowych. Jeśli masz jakieś wątpliwości, wstrzymaj się" - apeluje.
Należy korzystać również ze sprawdzonych i wiarygodnych źródeł informacji, jak np. ogólnopolskie media. Dziennikarze weryfikują informacje i biorą odpowiedzialność za ich publikację, a nawet jeśli zdarzy się publikacja fake newsa, to możemy liczyć na przyznanie się do tego i sprostowanie.