We wtorek 15 lutego na składowisku metali w Dąbrowie Górniczej stwierdzono, że w transporcie z Mirkowa (niedaleko Wrocławia) znalazł się materiał radioaktywny. O tym fakcie została poinformowana policja, która wszczęła śledztwo.
Sierżant sztabowy Rafał Jarząb z wrocławskiej policji poinformował, że miejsce, w którym dwaj mężczyźni rozbierali sprzęt medyczny, zostało zabezpieczone przez specjalistów z Państwowej Agencji Atomistyki. Sprawcy zamierzali sprzedać metalowe elementy na złom.
- Chodzi o szopę w Mirkowie, w gminie Długołęka. Została ona sprawdzona i zabezpieczona przez specjalistów i to miejsce nie jest niebezpieczne dla mieszkańców. Ci dwaj mężczyźni byli nieświadomi, że mają do czynienia z materiałem radioaktywnym. Rozbierali stary sprzęt medyczny, by sprzedać elementy metalowe na złom - powiedział sierżant Jarząb PAP cyt. przez rmf24.pl.
Jak poinformował Rafał Jarząb, śledztwo w sprawie narażenia życia i zdrowia poprzez niewłaściwe obchodzenie się z materiałem radioaktywnym jest na wczesnym etapie. Funkcjonariusz dodał, że jeden z mężczyzn trafił do szpitala w Zielonej Górze. Tam ma przejść specjalistycznie badania, które wykażą, czy nie został napromieniowany.
Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
Wrocławska "Gazeta Wyborcza" ustaliła, że sprawcami byli bracia, 17- i 19-latek. Urządzenie zostało im przekazane kobietę, której nieżyjący mąż zajmował się serwisem tego typu urządzeń. Chłopcy w szopie na podwórku rozmontowali instalację, żeby można było jego elementy wysłać na złom. Tak radioaktywny materiał trafił do skupu z Dąbrowy Górniczej. Jako że obaj ukończyli siedemnasty rok życia, mogą odpowiadać za przestępstwo jak osoby dorosłe.