Gogh był jednym z tygrysów, który miał jechać do Dagestanu, ale utknął na granicy Polski z Białorusią. Zwierzęta były przewożone w skandalicznych warunkach, przez co zostały nazwane "nieumarłymi". Dzięki interwencji poznańskiego zoo udało się uratować dziewięć z dziesięciu tygrysów. Niestety z nowego wpisu ogrodu zoologicznego wynika, że najstarszy ze zwierząt, tygrys Gogh, umiera.
"Nasz najukochańszy staruszek Gogh gaśnie powoli. Tygrys, który jest symbolem siły, walki z cierpieniem i niezwykłego hartu ducha. Wydawało się, że po transporcie śmierci przeżyje tylko kilka dni, może tygodni. Udało mu się dotknąć łapami trawy, pobyć w lesie, kąpać się, zwiedzać duży wybieg, spać wśród śpiewu ptaków. Ale czas jest nieubłagany. Jeszcze mamy nadzieję, jeszcze walczymy, ale gdy przyjdzie moment cierpienia, pozwolimy mu odejść tam, gdzie nie ma cyrków, a zwierzęta są wolne..." - napisało na swojej stronie zoo w Poznaniu.
Sprawa tygrysów wyszła na jaw w październiku 2019 roku, kiedy transport z 10 zwierzętami utknął na granicy z Białorusią. Włoscy i rosyjscy przewoźnicy próbowali wywieźć z Unii Europejskiej wygłodzone i wycieńczone zwierzęta, a następnie sprzedać je w Dagestanie.
- Dziewięć tygrysów umierało z głodu i pragnienia w ciasnych skrzyniach w koniowozie - mówiła wówczas dyrektorka zoo w Poznaniu Ewa Zgrabczyńska. Dwa z tygrysów, które były w najgorszym stanie, zostały w stolicy Wielkopolski - był to właśnie Gogh i Kan. Kolejne dwa trafiły do ogrodu w Człuchowie (woj. pomorskie) a pięć do azylu dla dzikich zwierząt w Hiszpanii.
Przeczytaj więcej informacji z Polski na stronie głównej Gazeta.pl.
W rocznicę uratowania tygrysów pracownicy ogrodu zoologicznego w Poznaniu mówili w rozmowie w TVN24, że szczególnie cieszy ich zdrowie Gogha, który był na skraju śmierci. - Teraz ma się dobrze, co jest absolutnym cudem. Obawialiśmy się, czy przetrwa operację. Cały czas otrzymuje mięso zmiksowane z wodą, bo samej z niewiadomych powodów nie chce pić. Jest bardzo szczupły, ale taką już będzie miał urodę. Jest rześki i sprawny - mówiła opiekunka tygrysów.
- Mają wreszcie święty spokój. Uwielbiają leniuchować i wygrzewać się na słońcu. Znają się, ale żyją osobno. Kan robi nawet czasem podchody i straszy Gogha - mówiła w 2020 roku rzeczniczka prasowa poznańskiego zoo Małgorzata Chodyła. Mimo tego u obydwu tygrysów obserwowano zachowania, które wskazywały na traumę, jaką przeżyły w transporcie. Kan jest płochliwy - przestraszył się robotnika w odblaskowej kamizelce. Gogh boi się natomiast pomponów, dlatego zimą pracownicy nie zbliżali się do niego będąc w czapkach.