W czwartkowe popołudnie około godziny 15.30 w Parku Praskim w Warszawie dramatyczne wzywanie pomocy usłyszała kobieta przechodząca obok nieczynnego wybiegu dla niedźwiedzi. Okazało się, że pomocy potrzebował mieszkaniec Bródna, który wpadł do wybiegu. Sporo wskazuje na to, że nie wiedział, iż wybieg jest nieczynny. Do akcji szybko wkroczyli strażnicy miejscy.
- Gdy przyjechaliśmy na miejsce, zobaczyliśmy mężczyznę w średnim wieku, który chodził po betonowych górkach na terenie wybiegu. Był wystraszony i mokry. Po chwili zszedł do fosy i zaczął ustawiać na sobie metalowe kosze, które tam leżały. Poleciliśmy mu, by tego nie robił i wezwaliśmy straż pożarną - relacjonowała funkcjonariuszka straży miejskiej, która brała udział w interwencji.
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Gdy na miejsce przyjechały trzy sekcje strażaków, do fosy wstawiono składaną drabinę, która ledwo sięgała do wysokości barierki ogradzającej wybieg.
49-letni mężczyzna wspiął się po drabinie i w końcu wydostał się z opuszczonego wybiegu. Na szczęście nie miał żadnych obrażeń. Skarżył się jedynie na ból głowy i pleców, dlatego przewieziono go na obserwację do szpitala. "Niestety nie umiał wytłumaczyć, jak znalazł się w fosie. Stanowczo twierdził jednak, że sam tam nie wskoczył. Być może wcześniej chodził po ogrodzeniu wybiegu, poślizgnął się i spadł" - czytamy na oficjalnej stronie Straży Miejskiej w Warszawie. Mieszkańca Bródna przebadano na obecność alkoholu w organizmie; był trzeźwy.
Zwierzęta, które mieszkały wcześniej na wybiegu dla niedźwiedzi w Parku Praskim, zostały przeniesione na teren zoo, do środka ogrodu. Przyczyną był incydent z maja 2020 roku, kiedy to pijany 23-latek szarpał i podtapiał niedźwiedzia. Podjęto wówczas decyzję, że niedźwiedzie już nie wrócą do Parku Praskiego.