27 stycznia minął rok od wejścia w życie wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Zgodnie z wyrokiem, terminacja ciąży w przypadku ciężkich i nieodwracalnych wad płodu, jest "niezgodna z konstytucją". Oznacza to w praktyce niemal całkowity zakaz aborcji w Polsce. W listopadzie Polską wstrząsnęła informacja o śmierci Izabeli z Pszczyny, która zmarła w 22 tygodniu ciąży na sepsę. Lekarze mieli zwlekać z zabiegami, czekając na obumarcie płodu, gdyż obawiali się konsekwencji wywołanych wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego. Na ulice po raz kolejny wyszły setki kobiet połączonych jednym hasłem - "Ani jednej więcej".
Twarz Izabeli stała się symbolem walki o prawo do aborcji w Polsce. Rok po wejściu w życie wyroku TK, Aborcja Bez Granic pomaga pięciokrotnie większej liczbie Polek (dotychczas fundacja pomogła 1 544 osobom wyjechać na zabieg aborcyjny do innego kraju i wydała 1 500 000 zł na wsparcie tych osób).
Więcej ważnych treści przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
W tym samym czasie także Federacja na rzecz kobiet i planowania rodziny - Federa - przeprowadziła setki interwencji i odebrała tysiące telefonów.
Telefony i informacje od pacjentek z prośbą o pomoc czy wsparcie nasiliły się po śmierci Izabeli. Kobiety, idąc do szpitala, chcą mieć zaufanie do lekarza, który troszczy się o ich zdrowie. Teraz bardzo często tego zaufania nie ma
- mówi Gazeta.pl prezeska Fundacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny, Krystyna Kacpura.
Z informacji uzyskiwanych przez fundację wynika, że lekarze masowo zwlekają z podejmowaniem decyzji medycznych. Wówczas kobiety kontaktują się z organizacją z prośbą o pomoc. Po sprawie Izabeli wiele z nich boi się, że opieszałość lekarzy może spowodować u nich sepsę lub inne powikłania.
- Te kobiety dzwonią do nas i mówią, że mają w domu małe dzieci, rodziny, mają dla kogo żyć. Tymczasem lekarze każą im czekać. One nie chcą czekać, czyje tętno ustanie pierwsze, czy to będzie ich tętno, czy płodu - dodaje prezeska Federy.
Jak podkreśla Krystyna Kacpura, w takich przypadkach szybkie zakończenie ciąży jest dla nich ulgą i jedynym ratunkiem dla jej zdrowia. - Lekarze często czekają, aż zanikną funkcje życiowe u płodu. Zdarza się, że dzieje się to dopiero po porodzie. Skazywanie kobiet na takie cierpienie jest nieludzkie. To są tortury. Ciągle lekceważone jest zdrowie psychiczne. Nie można kobiet stawiać pod murem. Nie można robić z kobiet żywych trumien - alarmuje.
- Lekarze zwlekają z podejmowaniem decyzji, bo tak każe im prawo, ale równocześnie prawo nie zabrania ratowania życia pacjentki - tłumaczy Krystyna Kacpura.
Jak zaznacza, ten brak konkretnych reakcji u personelu medycznego wynika po części z tego, że sytuacja zagrożenia życia nie jest zdefiniowana. Przypomnijmy, że obecnie aborcja jest dozwolona w sytuacji zagrożenia życia lub zdrowia matki. - Czekamy na stanowisko krajowego konsultanta ds. ginekologii i położnictwa prof. Krzysztofa Czajkowskiego w tej sprawie. Do tej pory, gdy prof. był pytany o to, odpowiadał, że lekarze wiedzą, czym jest sytuacja zagrożenia życia. Okazuje się jednak, że nie do końca - stwierdza.
- Czy to moment, w którym pacjentka ma za chwilę umrzeć? Albo sytuacja bezpośredniego zagrożenia życia, w której nie da się już przeprowadzić żadnej interwencji medycznej? Czy może moment, gdy pojawiają się pierwsze sygnały o nieprawidłowościach? - kontynuuje prezeska Federy.
Jak podkreśla Krystyna Kacpura, lekarz, który podejmuje decyzję o ratowaniu życia kobiety, ma prawo zrobić to zgodnie ze swoją wiedzą. - Składał w tej sprawie przysięgę. Nikt nie powinien kwestionować jego decyzji, gdy ratowane jest życie. Nigdy żaden prokurator, żaden lekarz z innej placówki nie wie i nie będzie wiedział lepiej, czy ta decyzja była słuszna. To są sytuacje, które dzieją się tu i teraz - dodaje.
Kobiety na forach internetowych wymieniają się doświadczeniami z oddziałów ginekologii. "Lekarz podtrzymywał mi ciążę, która rozwinęła się w jajowodzie. Przecież ona nie miała szans!", "W czasie badań prenatalnych lekarz powiedział tylko "ok". Żadnych szczegółów. Zaniepokojona poszłam sprawdzić wyniki u innego i wtedy okazało się, że płód ma szereg wad" - to niektóre z relacji.
Nie dziwmy się, że kobiety, które są w takiej sytuacji, zaczęły się bać. Nie ufają lekarzom, sprawdzają wyniki badań prenatalnych u kilku lekarzy. Zamiast radości z macierzyństwa jest strach. Ciąża jest czasem wyjątkowym, czasem oczekiwania. W Polsce kobiety muszą się bać
- mówi Krystyna Kacpura.
- Jako Federa zauważyłyśmy, na podstawie otrzymywanych telefonów i maili, że dość częste jest zjawisko wypuszczania kobiet z bezwodziem i małowodziem do domu. Miałam takich przypadków co najmniej 20. Kobietom kazano sprawdzać ruchy płodu i zgłosić się do kontroli za 7 dni. Nawet jeśli jest to zgodne z procedurą, to trzeba pamiętać, że każdy przypadek jest inny i zdarzało się, że u tych kobiet już po kilku godzinach w domu pojawiała się temperatura, mogąca świadczyć o sepsie - dodaje.
- To są dodatkowe tortury, które funduje się kobietom - podsumowuje.
W grudniu ubiegłego roku szpital w Białymstoku odmówił aborcji, której przeprowadzenie miał uzasadniać zły stan psychiczny matki, po tym jak dowiedziała się, że jej nienarodzone dziecko ma wadę letalną. W swoim stanowisku szpital powołał się na opinię Instytutu Ordo Iuris.
Organizacja prolife przekonywała, że depresja kobiety nie jest stanem zagrażającym życiu pacjentki, w związku z tym nie zezwolono na wykonanie aborcji.
- W sytuacji ciąży, kiedy płód obarczony jest wadami genetycznymi lub letalną chorobą zawsze zagrożone jest zdrowie psychiczne kobiety. Ordo Iuris uznał, że depresja nie jest sytuacją zagrożenia życia. Większej bzdury nigdy nie słyszałam. Podkreślmy jeszcze raz, że zdrowie psychiczne jest integralną częścią zdrowia - mówi prezeska Federy.
25 stycznia zmarła 37-letnia Agnieszka, która była w bliźniaczej ciąży. Rodzina kobiety uważa, że lekarze nie usunęli na czas martwych płodów, co doprowadziło do sepsy i w konsekwencji zgonu. Jak podkreśla Kamila Ferenc, pełnomocniczka rodziny - dokładna przyczyna śmierci nie jest znana.
Wiadomo, że terminacji ciąży dokonano dopiero 31 grudnia. Od tamtej pory stan zdrowia kobiety stale się pogarszał. Zmarła trzy tygodnie później. Okoliczności sprawy analizuje pełnomocniczka rodziny, prawniczka Fundacji Federa - Kamila Ferenc.
- Sprawa Agnieszki wywołała ogromne emocje. Nawet jeśli nie wiadomo, jaki był dokładny powód jej śmierci, to kobiety bardzo przeżywają tę sytuację. Budzi się lęk i wściekłość - mówi Krystyna Kacpura.
- W ciągu nocy [z środy na czwartek - red.] dostałam około stu maili z prośbą o pomoc lub wsparcie. Pisały kobiety, które są we wczesnej ciąży i proszą o wskazanie lekarza, który w razie czego pomoże, gdy będzie źle. Pisały też kobiety, które pytały o lekarzy europejskich, bo chcą zajść w ciążę, ale nie w Polsce. Pisały też kobiety, które nigdy nie chcą być w ciąży - podsumowuje.
W związku z rocznicą wejścia w życie wyroku TK Federa opublikowała w sieci oświadczenie, w którym domaga się natychmiastowej dekryminalizacji aborcji, opracowania przejrzystych procedur szpitalnych i zapewnienia dostępu Polkom do pełni praw reprodukcyjnych. Całość apelu można przeczytać tutaj.
***