Podhale. Górale nie chcą nauki zdalnej. Przez turystów dzieci mogą mieć problem z internetem

Wraca nauka zdalna dla części uczniów. Mieszkańcy Podhala martwią się, że ich dzieci nie będą miały jak uczestniczyć w zdalnych lekcjach. Wiele domów w regionie z internetem łączy się przez sieć komórkową, teraz dodatkowo osłabioną przez turystów, którzy przyjechali w góry na ferie zimowe.

Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek ogłosił we wtorek, że wraca nauka zdalna, która potrwa do końca sezonu tegorocznych ferii zimowych - 27 lutego. W domach zostaną uczniowie klas 5-8 podstawówek i uczniowie szkół ponadpodstawowych. Zgodnie z komunikatem ministra, klasy 1-4 szkół podstawowych, zerówki i przedszkola będą kontynuowały naukę stacjonarną.

Zobacz wideo Wał fenowy, niezwykłe zjawisko nad Tatrami

Powrót do zdalnego nauczania martwi rodziców na Podhalu. Jak pisze w środę Onet, choć są tam instalacje światłowodowe, to większość mieszkańców z internetem łączy się przez sieć komórkową lub sieć radiową, podatną na złe warunki pogodowe. Dostawcom nie opłaci się robić infrastruktury kablowej, czego powodem jest brak dużych osiedli i spore odległości między domami.

Więcej informacji z kraju znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>

Trwają ferie zimowe, więc południe Małopolski oblężone jest przez turystów, co tylko pogłębia problem z łączeniem się do sieci. - Mamy ferie zimowe i w naszej wsi odpoczywa obecnie kilkadziesiąt tysięcy turystów. Ludzi jest tak dużo, że sieć komórkowa nie wytrzymuje. Obecnie trudno się gdziekolwiek dodzwonić a co dopiero połączyć z internetem - mówi pani Alicja z Białki Tatrzańskiej, mama 6-latki, w rozmowie z portalem.

Podhale. Rodzice wnioskują do dyrektorów. Chcą, by ich dzieci uczyły się stacjonarnie

"Podobna sytuacja związana z brakiem dostępu do szybkiego internetu dotyczy wielu wiosek w powiecie nowotarskim, tatrzańskim, suskim, limanowskim i gorlickim. Dlatego rodzice uczniów już wcześniej składali do dyrekcji szkół wnioski o zapewnienie im możliwości nauki stacjonarnej" - czytamy.

- Dyrekcji szkoły ten problem zgłaszaliśmy już przed świętami. Chcieliśmy wówczas, by zapowiedziana w okresie pomiędzy sylwestrem a feriami nauka zdalna została nam zamieniona na naukę stacjonarną. Padła odmowa - relacjonuje pan Piotr, sołtys wsi Brzegi w gminie Bukowina Tatrzańska i ojciec. - W efekcie lekcje były sparaliżowane, bo co kilka minut jakieś dziecko traciło połączenie z nauczycielem. Dzieci z takiej nauki nie wyniosą nic! - stwierdza.

Rodzice z Podhala: Liczba dzieci w niektórych szkołach nie przekracza 100. Łatwo zachować dystans

Część dyrektorów szkół rozumie tę trudną sytuację. Jedna z dyrektorek wskazuje, że w jej gminie są wioski, do których w ogóle nie dociera sygnał komórkowy. Rozmówcy Onetu zwracają uwagę na potrzebę indywidualnego spojrzenia na sytuację ich wykluczonych cyfrowo dzieci. Podkreślają, że wiele z podhalańskich szkół ma mało liczne klasy - nawet po pięcioro uczniów, więc zachowanie dystansu i zasad bezpieczeństwa jest jak najbardziej możliwe. Jak mówi jeden z mieszkańców gminy Brzegi, "w tutejszej szkole uczy się raptem 62 dzieci a traktuje się nas tak samo jak szkoły z 1 tys. uczniów".

Nauka zdalna to rozwiązanie, które ma na celu ograniczenie kontaktów między ludźmi i tym samym złagodzenie piątej fali epidemii koronawirusa, podczas której dominować zaczyna wariant omikron. W związku z tym, że jest on wysoce zaraźliwy, liczba nowych przypadków zakażenia z każdym dniem wzrasta w ogromnym tempie. W środę 26 stycznia resort informował o 53 420 zachorowaniach, a niewykluczone, że jeszcze w tym tygodniu statystyki przekroczą nawet 60 tys. dobowych zakażeń

Siema! Gazeta.pl kolejny już raz gra #JedenDzieńDłużej dla Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Każde dodatkowe wsparcie dla tej akcji jest bezcenne. Licytujcie i kwestujcie razem z nami!

Więcej o: