O sprawie pani Agnieszki, która osierociła trójkę dzieci, poinformowała rodzina kobiety, a także Aborcyjny Dream Team. Jak przekazała rodzina, będąca w pierwszym trymestrze ciąży bliźniaczej 37-latka 21 grudnia ubiegłego roku trafiła do Wojewódzkiego Szpitala w Częstochowie na oddział ginekologii. Odczuwała wówczas coraz silniejsze bóle brzucha, męczyły ją także wymioty. "Wcześniej lekceważono jej skargi, mówiąc, że to ciąża bliźniacza i ma prawo tak boleć" - podkreśla rodzina kobiety.
Stan pani Agnieszki coraz bardziej się pogarszał. 23 grudnia zmarł pierwszy z bliźniaków, jednak, według relacji jej bliskich, nie pozwolono na usunięcie martwego płodu, ponieważ prawo w Polsce tego surowo zabrania i czekano aż funkcje życiowe drugiego z bliźniaków samoistnie ustaną. Pani Agnieszka miała nosić swoim łonie martwe dziecko przez kolejne siedem dni. Śmierć drugiego z bliźniaków nastąpiła 29 grudnia. "Następnym karygodnym faktem jest, że ręcznego wydobycia płodów dokonano po następnych dwóch dniach, a mianowicie 31 grudnia. Przez ten cały czas, zostawiono w niej rozkładające się ciała nienarodzonych synków. Nie zapomniano jednak w porę poinformować księdza, aby przyszedł na oddział i odprawił pogrzeb dla dzieci" - przekazała rodzina kobiety.
Jak poinformowali bliscy pani Agnieszki, prawdopodobne jest, że zachorowała ona na sepsę. "Kiedy trafiła do szpitala, badanie CRP wskazywało na 7 jednostek, dzień przed śmiercią, było to już 157,31H (norma 5), informacji o sepsie jednak nigdzie w dokumentach nie ma. Jej funkcje życiowe z dnia na dzień pogarszały się do takiego stopnia, że w przeciągu kilku dni stała się przysłowiowym 'warzywem' i z ginekologii trafiła na neurologię" - dodali.
W swoim wpisie rodzina kobiety zarzuca szpitalowi, że utrudniał kontakt, a także nie pozwolił na wgląd do dokumentacji medycznej. 23 stycznia tego roku nastąpiło zatrzymanie akcji serca kobiety, jednak udało się ją uratować. "24 stycznia stan Agnieszki wskazywał na agonię. Większość organów zaprzestała funkcjonować. Przetransportowano ją do innego Szpitala w Blachowni, gdzie w końcu personel medyczny okazał się być na tyle profesjonalny i zechciano porozmawiać z rodziną oraz wydać nam dokumentację medyczną. Dopiero teraz wiemy, co tak naprawdę się tam stało" - napisali bliscy kobiety. Pani Agnieszka zmarła we wtorek, 25 stycznia.
Więcej informacji na stronie głównej Gazeta.pl
W tej sprawie Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Częstochowie wydał oświadczenie. "Po tym jak nastąpił zgon pierwszego dziecka przyjęte zostało stanowisko wyczekujące, z uwagi na to, że była szansa aby uratować drugie dziecko. Pomimo starań lekarzy doszło do obumarcia również drugiego płodu. Natychmiast podjęta została decyzja o zakończeniu ciąży. Lekarze rozpoczęli indukcję mechaniczną i farmakologiczną. Pomimo zastosowania wyżej wymienionych środków brak było odpowiedzi ze strony pacjentki pod postacią rozwierania się szyjki i skurczów macicy. W dniu 31.12.21 r. stało się możliwe wykonanie poronienia. Zabieg przeprowadzono w znieczuleniu ogólnym" - czytamy w stanowisku placówki.
Szpital podkreślił, że podczas pobytu pani Agnieszki lekarze robili wszystko, aby jej pomóc. "Przeprowadzane były wielokrotne konsultacje lekarskie, w tym: hematologiczne, psychiatryczna, chirurgiczna, psychologiczna, gastroenterologiczna i neurologiczna. Wymaz w kierunku SARS-CoV 2 – dwukrotnie ujemny. Lekarze wielokrotnie wykonywali szereg innych badań, w tym: ginekologiczno – położnicze badania USG. Badanie CRP wykonywane było 13 razy. Najwyższe stężenie CRP odnotowane zostało w dniu 31.12.21 r. i wynosiło 66.50mg/l, po czym nastąpił spadek wartości. Prowadzona była antybiotykoterapia i heparynoterapia. Ostatecznie wykonana została indukcja farmakologiczna i mechaniczna poronienia, która trwała dwa dni" - dodano w oświadczeniu.
Jak wynika z opublikowanego stanowiska placówki, stan pani Agnieszki pogorszył się 23 stycznia - wtedy przebywała już na oddziale neurologii - kobieta miała duszności, spadła saturacja. "Pacjentkę zaintubowano. Wykonano szereg kolejnych badań, na podstawie których stwierdzono cechy zatorowości płucnej i zmiany zapalne. Wykonano wymaz w kierunku SARS-CoV-2 - wynik był pozytywny. Stan pacjentki cały czas pogarszał się. Lekarze podejmowali wszystkie możliwe działania, których celem było uratowanie pacjentki" - stwierdził szpital.
Częstochowska placówka zaznaczyła także, że rodzina pani Agnieszki miała możliwość kontaktu z kobietą. "Podkreślamy, iż personel szpitala podjął wszystkie możliwe i wymagane działania, które miały na celu ratowanie życia dzieci oraz pacjentki. Wskazujemy, iż na postępowanie lekarzy nie wpływało nic innego, poza względami medycznymi i troską o pacjentkę, i jej dzieci. Współpracujemy ze wszystkimi organami, które prowadzą postępowania wyjaśniające. Z tego powodu, z uwagi na prowadzone postępowanie w niniejszej sprawie, Szpital nie może udzielać dodatkowych informacji" - czytamy.
Kilka miesięcy temu informowaliśmy o innej możliwej ofierze drakońskiego prawa aborcyjnego w Polsce. 30-letnia Izabela zgłosiła się do Szpitala Powiatowego w Pszczynie 21 września 2021 roku. Była w 22. tygodniu ciąży, gdy odeszły jej płyny owodniowe. Lekarze potwierdzili u pacjentki bezwodzie oraz zdiagnozowane wcześniej wady wrodzone płodu.
Z relacji rodziny wynikało, że medycy mieli przyjąć postawę wyczekującą, powstrzymując się od opróżnienia jamy macicy do momentu obumarcia płodu. Mieli to tłumaczyć obowiązującym prawem aborcyjnym.
Podczas hospitalizacji płód obumarł. Po niecałych 24 godzinach w szpitalu pacjentka zmarła. Ze wstępnych wyników sekcji zwłok wynikało, że przyczyną śmierci kobiety z dużym prawdopodobieństwem był wstrząs septyczny.