Przewodniczący klubu parlamentarnego Lewicy Krzysztof Gawkowski powiedział dziennikarzom w Sejmie, że sprawa wycieku danych musi zostać wyjaśniona. W jego ocenie zachodzi prawdopodobieństwo, że polskie służby przestały należycie opiekować się najważniejszymi informacjami.
- Ministerstwo obrony narodowej dopuściło do tego, że polskie wojsko i polska armia mogą czuć się po prostu oszukane. Przez lata zbierane dane dotyczące czołgów, samolotów, dotyczące oprogramowania, to wszystko dzisiaj przez niekompetencję ludzi w ministerstwie obrony wpadło prawdopodobnie w ręce innych wywiadów. Minister Błaszczak wielokrotnie mówił o tym, że polskie wojsko strzeże swoich tajemnic lepiej niż służby cywilne. To skoro tak dobrze ich strzeże, to dlaczego milion siedemset tysięcy danych, przerażająca ilość informacji została ujawniona - dopytywał Gawkowski.
Dodał również, że Lewica zwróci się do służby wywiadu i kontrwywiadu wojskowego o informacje, jakie działania naprawcze podjęły w tej sprawie oraz o jakie dane chodziło (czy nie były to na również dane osobowe).
Na temat doniesień o wycieku wypowiedział się również Cezary Tomczyk z Koalicji Obywatelskiej.
- Żądamy dymisji ministra Błaszczaka, bo do tej pory w historii Polski w ciągu trzydziestu lat, nic się takiego Polsce nie zdarzyło. Pamiętajmy, że to minister Błaszczak powołał specjalne wojska ds. cyberbezpieczeństwa, czy to jest żart, czy powołanie tego typu jednostki było jakimś żartem, skoro w polskim państwie, nie pierwszy raz dochodzi do tak gigantycznego wycieku - powiedział poseł.
Z doniesień Onetu wynika, że do sieci wyciekła baza zasobów polskiego wojska. Informacje mają dotyczyć m.in. amunicji, części zamiennych do maszyn bojowych czy oprogramowania. Jak wyjaśniają dziennikarze portalu, każdy zapis to "zgłoszone zapotrzebowanie każdej jednostki na sprzęt - od całych F-16, przez ciężką broń, jej części, amunicję do niej, części zamienne, po mundury, bieliznę, koce oraz sprzęt komputerowy, a nawet sztandary i dyplomy". Dane, które wyciekły, to 1 mln 757 tys. 390 zapisów.
Więcej na ten temat w naszym artykule:
Początkowo resort obrony oszczędnie odniósł się do medialnych doniesień. W najnowszym oświadczeniu MON stwierdza, że publikacja danych nie jest zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa ani funkcjonowania Sił Zbrojnych RP.
Po weryfikacji służb informujemy, że ujawniony w internecie katalog to część Jednolitego Indeksu Materiałowego prowadzonego przez Inspektorat Wsparcia, czyli jednostkę odpowiedzialną za zakupy w Wojsku Polskim. Indeks zawiera wyłącznie informacje powszechnie dostępne. Można je uzyskać m.in. na podstawie jawnie prowadzonych i publikowanych postępowań o udzielenie zamówienia publicznego
- czytamy w oświadczeniu zamieszczonym na stronie resortu.