45-letni kickbokser Łukasz Rafałko został zatrzymany przez pomyłkę przez poznańskich antyterrorystów w czerwcu 2012 r. Funkcjonariusze ciężko pobili mężczyznę.
W 2019 r. pięciu policjantów zostało skazanych na rok więzienia. Kiedy jeden z ukaranych funkcjonariuszy zaczął mówić bardziej szczegółowo o okolicznościach zdarzenia i wskazać również na winę innego antyterrorysty, który miał być pominięty w sprawie, wyrok został uchylony, a proces toczy się od nowa.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Jak podała "Gazeta Wyborcza", podczas rozprawy, która odbyła się w czwartek, Łukasz Rafałko pierwszy raz zeznawał publicznie na temat wydarzeń z 2012 r. Jawność poprzedniego procesu była bowiem wyłączona.
Mężczyzna miał być wyciągnięty przez antyterrorystów przez okno, powalony na ziemię, kopany po brzuchu i głowie.
- Nie powiedzieli, dlaczego mnie zatrzymują. Dopiero gdy leżałem na ziemi i byłem kopany, wspominali coś o bójce, w której miałem uczestniczyć. Kazali mi się przyznać. Nie mogłem tego zrobić, bo w żadnej bójce nie uczestniczyłem - mówił Rafałko, cytowany przez "Gazetę Wyborczą".
Mężczyzna wyliczał, że był kilkadziesiąt razy rażony paralizatorem m.in. w nogi, plecy, genitalia, okolice odbytu.
- Do komendy ciągnęli mnie jak psa, bo nie mogłem już chodzić. Zdarłem sobie kolana. Wlekli mnie na górę. Głowę kazali trzymać nisko, a jak podnosiłem, to dostawałem pięścią w twarz. Rzucili mnie pod ścianę, kopali i bili pięściami. Kazali stać pod ścianą tyłem do nich w rozkroku z pochyloną głową. Kopali po jądrach - mówił kickbokser.
Gehenna miała się skończyć, gdy jeden z policjantów zwrócił się do antyterrorystów, by zostawili mężczyznę w spokoju. Rafałkę przewieziono do szpitala, gdzie m.in. zszyto mu głowę. Jak mówił, w związku z rażeniem paralizatorem nie miał czucia w jednej nodze i palcach jednej z rąk. Musiał też korzystać z pomocy psychologa i psychiatry.