Nocą z piątku na sobotę pewien mieszkaniec Moniek (woj. podlaskie) poczuł potrzebę omówienia z kimś życiowych rozterek. 40-latek na powiernika wybrał dyspozytora numeru alarmowego 112. "'Bełkotliwym angielskim' chciał porozmawiać z nim o życiu. Mężczyzna nie zważał na to, że w tym czasie ktoś może potrzebować pilnie pomocy" - czytamy w komunikacie Komendy Powiatowej Policji w Mońkach.
Więcej informacji z kraju znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Mężczyzna lekceważył też fakt, że blokowanie linii 112 jest wykroczeniem. Nie odpuszczał i tej nocy na numer alarmowy dzwonił jeszcze kilkukrotnie. Dyspozytor numeru o natarczywym rozmówcy powiadomił moniecką policję.
"Policjanci z patrolówki, w rozmowie z 40-latkiem usłyszeli, że tego dnia wypił dużo alkoholu i jak twierdził 'może sobie dzwonić na numer alarmowy, bo ma takie prawo'" - podali policjanci. Mundurowi ustalili, że nie był to nie pierwszy raz, gdy mężczyzna bezpodstawnie dzwonił na numer alarmowy. Już wcześniej kilka razy był karany za to wykroczenie. Teraz mieszkańcowi Moniek grozi kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywna do 1500 złotych.
Do podobnego zdarzenia doszło niedawno na Podkarpaciu. Na początku grudnia 67-letni mieszkaniec Sędziszowa Małopolskiego, zadzwonił pod 112, bo zgłodniał. Choć ze zgłoszenia nie wynikało, by mężczyźnie stało się coś złego, policjanci udali się do jego domu. "Na miejscu funkcjonariusze zastali 67-letniego mężczyznę, który oświadczył, że zadzwonił na numer 112, bo był głodny i chciał, aby ktoś dowiózł mu jedzenie [z restauracji - red.]. W tej sprawie policjanci skierują do sądu wniosek o ukaranie 67-latka" - podała Policja Podkarpacka w komunikacie.