We wtorek 4 stycznia chwilę przed północą połączone sejmowe komisje Edukacji Nauki i Młodzieży oraz Obrony Narodowej skierowały projekt tzw. "lex Czarnek" do dalszego procedowania w Sejmie. Przeciwko zmianom, które mają m.in. zwiększyć wpływ kuratorów na szkoły, protestowali uczniowie, rodzice, nauczyciele, dyrektorzy i przedstawiciele samorządów.
Do sprawy tej odniósł się 5 stycznia Przemysław Czarnek, który był gościem w Radiu Maryja. - Prawdę mówiąc nawet ja nie spodziewałem się aż tak głośnych reakcji ze strony części opozycji i środowiska lewicowego czy nawet lewackiego - zaczął polityk.
Przemysław Czarnek zapewniał, że w projekcie "chodzi tylko i wyłącznie o to, ażeby kurator oświaty, który jest organem nadzoru pedagogicznego (...) miał dostęp również do tych treści, które są przekazywane przez organizacje pozarządowe na lekcjach fakultatywnych". Według Wolnej Szkoły taki wgląd sprawi jednak, że wiele lekcji, np. dotyczących wychowania seksualnego, zostanie w ten sposób zlikwidowana.
- Okazuje się, że trafiliśmy tym przepisem w dziesiątkę, bo to podniosło nieprawdopodobny hałas, krzyk ze strony tej części opozycji, którą moglibyśmy nawet śmiało nazwać neomarksistowską - mówił minister edukacji. Dalej uznał, że ustawa "lex Czarnek" wpłynie tylko na pojedyncze organizacje, które serwują w szkołach w wielkich miastach "edukację seksualną typu B". Czarnek doprecyzował, że rzekomo na takich zajęciach dochodzi do "demoralizacji polskich dzieci i młodzieży".
Przeczytaj więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.
- Serwują tzw. zajęcia antydyskryminacyjne, które w gruncie rzeczy są dyskryminujące dla chrześcijan, dyskryminujące dla wartości, które leżą u podstaw naszej cywilizacji, naszego społeczeństwa. To są te zajęcia, które można śmiało nazwać praniem mózgu dzieci i młodzieży, dotyczące płciowości, seksualności, rzeczy, które absolutnie nie powinny nigdy w szkole się pojawiać - kontynuował Czarnek.
Minister wyjaśnił, że po uchwaleniu ustawy kurator będzie miał możliwość sprzeciwić się wejściu do szkół takich organizacji. Polityk odniósł się też do słów Dariusza Klimaczaka z PSL, który uznał, że w "lex Czarnek" chodzi o "wzmocnienie nie nadzoru pedagogicznego, a politycznego nad szkołą". - Czyżby pan poseł Klimczak i PSL był za demoralizacją dzieci i młodzieży w polskich szkołach? Za seksualizacją, za ideologizacją dzieci, za rewolucją neomarksistowską, za promocją homoseksualizmu? Niech się członkowie Polskiego Stronnictwa Ludowego zastanowią, co robią ich przedstawiciele właśnie podczas tych obrad - dodał.
Warto podkreślić, że "seksualizacja", rzekoma demoralizacja dzieci i "promocja homoseksualizmu" to słowa powtarzane przez polityków związanych z Prawem i Sprawiedliwościom, które mają bronić pomysłów zawartych w "lex Czarnek". Taka "linia obrony" stosowana jest przede wszystkim do tematów dotyczących edukacji seksualnej, która w szkołach w Polsce na dobrą sprawę nie istnieje. Z mitami tymi rozprawił się już Rzecznik Praw Obywatelskich.
"Wyniki badań przeprowadzonych w wielu państwach jednoznacznie wskazują, że profesjonalna i prowadzona w szkole edukacja seksualna nie skutkuje wcześniejszym rozpoczęciem współżycia seksualnego przez młode osoby. Wręcz przeciwnie - przekazywane w czasie takich zajęć informacje skłaniają do odpowiedzialnych, przemyślanych i bezpiecznych decyzji i zachowań seksualnych. (...) Poza tymi potwierdzonymi statystycznie korzyściami, edukacja seksualna ma też szereg pozytywnych skutków w wymiarze emocjonalno-społecznym. Wbrew dominującej opinii przedmiotem takich zajęć nie są bowiem tylko kwestie fizyczno-biologiczne. Prowadzone właściwie, według przemyślanego i dopasowanego do grupy wiekowej programu, lekcje edukacji seksualnej pomagają rozwijać u młodych osób szacunek do innych i samych siebie, budować poczucie własnej wartości, a w konsekwencji, także kształtować zdrowe, silne i wartościowe relacje i związki" - czytamy w komunikacie, który rozwiewa też kolejne mity na temat wychowania seksualnego. Całość możemy przeczytać tutaj.
Z raportu Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny działającej wraz z Grupą Edukatorów Seksualnych Ponton wynika, że polskie podręczniki do "Wychowania do życia w rodzinie" zawierają w sobie stereotypy i krzywdzące przedstawienia, zwłaszcza kobiet oraz mniejszości seksualnych. Fundacje zwracają uwagę także na bardzo niewielką dawkę informacji na temat antykoncepcji.