Lubuskie. Wielki napis "Sorry za Mejzę". Autorzy: "Przejaw naszego obywatelskiego buntu"

Ogromny napis "Sorry za Mejzę" pojawił się na niezabudowanej działce koło Krosna Odrzańskiego. Tak jego autorzy postanowili wyrazić swój wstyd za Łukasza Mejzę, który wcześniej deklarował, że "idzie bić się o województwo lubuskie w Warszawie".
Zobacz wideo Tusk do Kukiza: Panie Pawle, ja właściwie nie mam żadnych wątpliwości, że pan także mógł być ofiarą podsłuchów

- Lubuszanie potrzebują w Sejmie fightera z krwi i kości, który nie opuści gardy przy podejmowaniu najważniejszych dla regionu decyzji. Warszawa musi, w końcu, wyraźnie usłyszeć lubuski głos na sejmowej mównicy - mówił, jak przypomina portal newslubuski.pl, Łukasz Mejza, kiedy dostał się do Sejmu. Zapewniał wówczas mieszkańców, że "idzie bić się o województwo lubuskie w Warszawie".

Teraz grupa mieszkańców w lubuskiej gminie Dąbie niedaleko Krosna Odrzańskiego postanowiła odnieść się do sprawy Łukasza Mejzy. Powstał tam wielki napis "Sorry za Mejzę". - To przejaw naszego obywatelskiego buntu przeciwko działaniom Łukasza Mejzy, przeciwko jego odrażającym czynom związanymi z działaniem w Vinci NeoClinic. Każdy może sobie wyobrazić rozczarowanie rodziców i dawanie im wiary w to, co obiecywał pan Mejza. Postanowiliśmy dać temu odpór - powiedział, jak cytuje newslubuski.pl, Sławomir Kobiela, jeden z autorów napisu.

Jego twórcy podkreślają, że ich działań nie inspirowała żadna partia polityczna.

 

Sprawa Łukasza Mejzy

Przypomnijmy, Wirtualna Polska poinformowała w listopadzie, że Łukasz Mejza jeszcze przed objęciem poselskiego mandatu był prezesem i właścicielem spółki, która miała oferować chorym - za ogromne pieniądze - organizację za granicą terapii komórkami macierzystymi. Eksperci wskazują, że nie ma dowodów na skuteczność takiego leczenia. Łukasz Mejza podkreślał, że nie miał dochodów z tej działalności, a podczas konferencji prasowej przekonywał, że de facto firma nigdy nie rozpoczęła działalności i nawet nie miała konta w banku.

"Po powzięciu informacji o wątpliwościach natury medycznej i moralnej dotyczących tej terapii, natychmiast wycofałem się z działalności firmy. W związku z tym nie tylko nie odniosłem najmniejszych korzyści majątkowych, ale poniosłem koszty finansowe. Zainwestowane środki potraktowałem jako własne straty" - przekazał w oświadczeniu przesłanym wówczas portalowi Gazeta.pl.

W grudniu Łukasz Mejza poinformował, że podaje się do dymisji z funkcji wiceministra sportu. Polityk zastrzegł, że odchodzi na "swoich warunkach, z podniesionym czołem i poczuciem uczestnictwa w (jak wskazują zasięgi medialne i internetowe) największej nagonce w historii polskiej polityki". "W poczuciu odpowiedzialności za Polskę i obóz Zjednoczonej Prawicy, doskonale rozumiejąc przy tym twarde reguły politycznej gry i coraz poważniejsze zagrożenie oddania władzy w ręce politycznych bandytów z opozycji, systematycznie donoszących na swój kraj za granicą i tą drogą próbujących przejąć władzę w Polsce, a także usłużnym im mediom, podjąłem decyzję o dobrowolnym podaniu się do dymisji ze stanowiska Sekretarza Stanu w Ministerstwie Sportu i Turystyki" - napisał. 

Więcej o sprawach związanych z Mejzą można przeczytać w poniższym tekście:

Więcej o: