Jeden z funkcjonariuszy Straży Granicznej udzielił wywiadu portalowi OKO.press. Ujawnia w nim szczegóły służby na granicy polsko-białoruskiej.
Mężczyzna wspomina, że przed wyjazdem na granicę przeprowadzone zostało szkolenie, w którego czasie ćwiczono skuwanie i obronę przed atakiem. Pogranicznik twierdzi, że większość jego kolegów ruszała w teren po latach za biurkiem. W 20-osobowej grupie tylko dwie osoby były przeszkolone z używania pałek teleskopowych.
Przyznaje także, że brał udział w "push-backach". - Kiedy się zgarnia ludzi z lasu, to najpierw jedzie się na placówkę ogarnąć papiery. Tam są dla nich jakieś zupki chińskie, jabłka, serki, woda, mogą coś zjeść, ogrzać się. A po ogarnięciu papierów, jak się ściemni - na ciężarówkę i do "okna życia". Tak się mówi. Czyli do dziury w płocie. Mówi się na to też "paczkomat" - mówi funkcjonariusz.
Więcej najnowszych informacji o sytuacji na granicy przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
Z jego relacji wynika, że "push-backi" przeprowadzane są pod osłoną nocy. - Dojeżdżasz do punktu, gdzie stoi wojsko i skręcasz w lewo albo prawo, podjeżdżasz kawałek dalej i wysiadka. Pyk-pyk-pyk, odgina się druciki, robi dziurę na metr, półtora - relacjonuje.
Mężczyzna podkreśla, że wielu funkcjonariuszy starszej daty nie zgadza się na agresję. Z kolei młodsi wierzą w to, "co wmawia im propaganda państwowej telewizji".
- Raz ktoś powiedział: "Jak macie śrubokręty albo noże, to rozpie**alajcie im wtyki do USB". Młodsi gorliwie przytakiwali: "Tak, trzeba to im rozwalać, bo ślą pinezki do aktywistów albo przemytników". Ale część popatrzyła po sobie, zwłaszcza ci starsi stażem, i powiedziała, że nic nie będą rozwalać - wspomina.
Zdaniem strażnika wielu ludzi jest przekonanych, że służby strzegą granicy przed terrorystami. - Jak terrorysta chce się gdzieś dostać, to raczej nie przedziera się ledwo żywy przez las. Pamiętam, jak były ataki na przejściu w Kuźnicy. Patrzyłem na nagrania i widziałem, że ci najbardziej agresywni mieli pod dresami wojskowe ubrania. Wiemy też, że wśród wojska po białoruskiej stronie jest dużo "specjalnych" - funkcjonariuszy Specnazu - dodaje.
Funkcjonariusz zaznacza, że osoby, które wywoził na granicę, były w różnym stanie. Zdarzały się grupy "mocno wymęczone", w dziurawych ubraniach.
- Znam z opowieści [...] historię - gdzieś na placówkę trafiła para i podobno ona mówiła, że jest w ciąży. Ale też jej nie uwierzono, pojechała za drut - mówi.
Strażnik wspomina także, jak popłakał się, gdy jeden z imigrantów w podziękowaniu za paczkę papierosów nazwał go dobrym człowiekiem. - W porównaniu do moich kolegów myślę, że jestem dobrym człowiekiem. Ale nie chcę się wybielać - dodaje.
Od 1 grudnia 2021 obowiązuje nowe rozporządzenie szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego dotyczące zakazu przebywania na obszarze 183 miejscowości położonych przy granicy z Białorusią. To ten sam obszar, na którym obowiązywał stan wyjątkowy wprowadzony 2 września w związku z sytuacją migracyjną. Rozporządzenie zostało wprowadzone na trzy miesiące.
Dokument opublikowano na początku grudnia w Dzienniku Ustaw. Są tam również rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych i administracji dotyczące zakazu noszenia broni w obszarze przy granicy z Białorusią oraz opisujące nowe uzbrojenie Straży Granicznej. Wprowadzenie tych przepisów umożliwiła nowelizacja ustawy o ochronie granicy państwowej, która została podpisana przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Nowe przepisy umożliwiają wjazd na ten teren osobom, które nie podlegają wyłączeniu (wyłączeniu podlegają m.in. mieszkańcy). Zgodę na wjazd może wydać tylko komendant Straży Granicznej. Aktywiści nadal nie zostają dopuszczeni do strefy.