"Bo nie będziemy kupować od prywaciarza". Więc ważny zakup udał się dopiero po latach

Rzutem na taśmę MON zamyka rok podpisaniem kontraktu na dostawy niewielkich dronów. Będą państwowe, bo za rządów Antoniego Macierewicza anulowano postępowanie, w którym duże szanse miały firmy prywatne. Musiało minąć pięć lat, zanim w końcu coś kupiono. Choć i tak terminy dostaw są odległe.

Zakup małych dronów do obserwacji terenu z powietrza nosi kryptonim Wizjer. MON tradycyjnie zapowiedziało uroczyste podpisanie umowy z 24-godzinnym wyprzedzeniem. Podpis w środowe południe osobiście złożył minister Mariusz Błaszczak.

Kontrakt ma opiewać na 174 milionów złotych. Taką informację podał portal "Dziennik Zbrojny". Zamówione zostało 25 zestawów. W skład każdego wchodzą cztery drony, co w praktyce daje sto maszyn latających. Mają trafić do batalionów Wojsk Lądowych, gdzie będą służyć żołnierzom do obserwacji terenu w promieniu maksymalnie 35 kilometrów. Dostawy mają nastąpić dopiero w latach 2024-27.

Nagranie prób przyszłego drona Wizjer

Zobacz wideo

Prywatne jest złe. Państwowe dobre

Niezaprzeczalnie samo podpisanie umowy jest pozytywnym wydarzeniem. Polskie wojsko ma duże braki jeśli chodzi o bezzałogowce, co wynika głównie z kontrowersyjnych decyzji ministra Macierewicza w 2016 roku. Kiedy obejmował władzę w MON, odziedziczył po poprzednikach wiele programów, których celem był zakup dronów właściwie wszystkich klas przydatnych polskiemu wojsku. Od miniaturowych mieszczących się w dłoni, po takie będące sporymi samolotami. W kilku przetargach odpowiadających kategorii lekkiej i średniej spore szanse na kontrakt miała prywatna firma Grupa WB.

Jednak w pierwszym roku swoich rządów Macierewicz arbitralnie zdecydował, że kiedy tylko się da, MON "nie będzie kupować od prywaciarza". Jego nastawienie opisywał później dosadnie Michał Dworczyk (w 2017 roku sekretarz stanu w MON, później w kancelarii premiera), w jednym z wykradzionych i opublikowanych emaili. Oficjalnie po prostu przeprowadzono rewizję planów z czasów PO i zaszła konieczność restartu części postępowań. Tak się jednak złożyło, że akurat tych, w których duże szanse miały firmy prywatne. W nowych odsłonach postępowań MON precyzował, że zamówienia mogą zostać skierowane wyłącznie do firm państwowych. Czyli w praktyce Polskiej Grupy Zbrojeniowej, która akurat w dziedzinie bezzałogowców doświadczenia nie miała.

Efektem było znaczne odsunięcie zakupów dronów w czasie. Po prostu PGZ musiała opracować odpowiedni sprzęt, żeby w ogóle móc go zaoferować MON. Przykładem mogą być perypetie programu Orlik, który ma zaowocować bezzałogowymi maszynami zwiadowczymi o jeden poziom większymi od tych zamówionych dzisiaj. Choć w 2018 roku podpisano umowę i MON wpłacił znaczne zaliczki na rzecz pierwszych dostaw w 2021 roku, to do dzisiaj żadnego drona wojsko nie otrzymało i może otrzyma go w 2022. Program zaliczył poślizg po części z winy braku doświadczenia PGZ, ale też po części z powodu tego, że wojskowi już na zaawansowanym etapie prac istotnie zmienili swoje oczekiwania co do możliwości maszyn. Efektem była konieczność gruntownych zmian w projekcie i kolejne opóźnienia.

Na potrzeby programu Wizjer PGZ połączyła siły z Instytutem Technicznym Wojsk Lotniczych, który miał już gotowy swój własny projekt odpowiedniej maszyny nazwanej NeoX. W 2017 roku ich małą partię dostarczono do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lotniczych w Dęblinie, gdzie służą do nauki obsługi takich urządzeń przez przyszłych lotników. W ramach prac na potrzeby programu Wizjer powstała zmodyfikowana wersja oznaczona NeoX 2. Właśnie takie zostały teraz zamówione, po trwającym kilka lat dopracowaniu. Dopiero co, na początku grudnia, informowano o pozytywnym ukończeniu przez nie testów weryfikacyjnych. W ich ramach wojsko sprawdzało, czy produkt PGZ i ITWL ogólnie spełnia wymagania programu Wizjer.

Pomimo tego, że drony zdały ten sprawdzian, to przez PGZ jeszcze wiele pracy, zanim będzie on mógł być dostarczany wojsku. Stąd odległy termin pierwszych dostaw, wyznaczony wstępnie na rok 2024. Państwowy koncern musi przygotować jeszcze docelowy projekt przyszłych dronów Wizjer, uzyskać jego akceptację przez wojsko oraz przygotować się do produkcji seryjnej. Wbrew pozorom nie jest to proste, ponieważ PGZ jeszcze nigdy nie produkowała na większą skalę dronów. Mające się tym zajmować Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 1 w Łodzi i nr 2 w Bydgoszczy, na razie muszą zostać do tego przystosowane.

MRAP Coguar 4x4 (P) i transporter opancerzony Rosomak (L) polskiego wojska podczas patrolu w AfganistaniePółdarmo z amerykańskiego demobilu. Bierzemy 300

Ma być jeszcze więcej i lepiej

Przy okazji podpisywania umowy na system Wizjer minister Błaszczak złożył cały szereg innych deklaracji, jeśli chodzi o zakupy bezzałogowców dla Wojska Polskiego. Zapewnił między innymi, że zakup NeoX2 z PGZ nie oznacza końca zakupów należących do tej samej kategorii dronów Flyeye z Grupy WB. Czyli tych, które miały dużą szansę zostać systemem Wizjer kilka lat temu, gdyby nie osobiste preferencje ministra Macierewicza. Polskie wojsko kupowało je w latach 2010-19. Na stanie jest obecnie prawdopodobnie 49 zestawów, czyli niemal 200 pojedynczych dronów. Głównie w Wojskach Specjalnych, oddziałach artylerii (gdzie są wpięte w system dowodzenia TOPAZ, również produkowany przez Grupę WB) i w mniejszych ilościach w WOT. Szef MON zapewnił, że chęć posiadania w wojsku jednocześnie dwóch różnych systemów do spełniania tych samych zadań, to chęć dywersyfikacji źródeł uzbrojenia.

Błaszczak zadeklarował również, że na początku 2022 roku ma zostać zawarta umowa na dostawę znacznych ilości amunicji krążącej. Czyli niewielkich bezzałogowców, zdolnych do przeprowadzania samobójczych ataków. W przypadku tego rodzaju uzbrojenia za sprawą Macierewicza również powstał dualizm państwowo-prywatny. Grupa WB od dekady oferuje taki sprzęt pod nazwą Warmate. W 2016 roku było blisko jego zakupów dla wojska, ale Macierewicz w tym wypadku również zażądał, aby taki sprzęt wyprodukowała PGZ. Jednocześnie publicznie głosił, że do wojska trafią tysiące takich dronów-kamikadze. Dworczyk w swoim rzekomym emailu opisuje kulisy tego procesu. Miał zażądać testów porównawczych Warmate i wstępnych demonstratorów systemu PGZ, które miały wypaść zdecydowanie na korzyść tego pierwszego. W efekcie udało mu się zakup zablokować, rozsierdzając ministra. Skończyło się na interwencyjnym zakupie setki dronów Warmate dla WOT (choć publicznie minister deklarował zakup tysiąca, ale 900 okazało się być opcją), który miał przykryć wpadkę wizerunkową z nieudanymi postępowaniami na bezzałogowce.

PGZ do dzisiaj pracuje nad swoimi dronami-kamikadze o nazwie Dragonfly. Według nieoficjalnych informacji są właściwie gotowe do produkcji seryjnej w Bydgoszczy, ale zamówienia na razie nie ma. Nie ma jasności, czy zapowiedziany przez Błaszczaka zakup ma dotyczyć tych maszyn, czy też Warmate z Grupy WB.

Dodatkowo Błaszczak zadeklarował, że "właśnie ruszyła" procedura zakupienia uzbrojonych bezzałogowców w ramach programu Gryf, a w przyszłym roku ma ruszyć na największe przewidziane dla polskiego wojska drony MALE. Jeśli chodzi o te pierwsze, to dopiero co kilka miesięcy temu MON zakupił za miliard złotych uzbrojenie tej klasy od Turków. Konkretnie drony Baktyar. Pisaliśmy wówczas jak bardzo to kontrowersyjny pomysł, wobec zdolności do stworzenia tego rodzaju sprzętu w Polsce. Dlaczego MON najpierw bez trybu kupuje w Turcji, jednocześnie kontynuując postępowanie, w ramach którego może zostać kupiona broń z tej samej kategorii, ale z innej firmy?

Pozostaje mieć nadzieję, że najnowsze deklaracje ministra zostaną w jak największym stopniu zrealizowane. Polskie wojsko bardzo potrzebuje wzmocnienia zdolności do rozpoznania, a drony mogą tu znacznie pomóc. Zwłaszcza że te, które chcemy kupować w dużych ilościach, nie są sprzętem wyjątkowo drogim. Choć posiadanie dwóch różnych systemów w tej samej kategorii raczej nie pomoże jeśli chodzi o obniżenie kosztów. To cena, którą będziemy płacić z powodu niejasnych decyzji, które zapadły w MON w 2016 roku.

Zobacz wideo
Więcej o: