Co roku bracia franciszkanie z Krakowa kultywują tradycję zapoczątkowaną w 1223 roku przez patrona zakonu i odtwarzają szopkę stworzoną przez św. Franciszka z Asyżu, która stanęła we włoskiej miejscowości Greccio.
"W Wigilię Bożego Narodzenia, o godzinie 22:30, rozpocznie się 29. Żywa Szopka przy Franciszkańskiej" - czytamy we wpisie udostępnionym przez organizatorów. Później mieszkańcy zgromadzeni na placu przed Bazyliką Mariacką zostaną zaproszeni na pasterkę.
Zwierzęta, które tymczasowo zamieszkają w szopce, czyli dwie lamy, osiołka i dwie kozy, będzie można podziwiać do końca pierwszego dnia świąt. Zgodnie z planem 26 grudnia rano wrócą do zoo.
Więcej informacji ze świata i kraju znajdziesz na stronie głównej portalu Gazeta.pl.
Dzięki wspomnieniom spisanym przez br. Sławomira Kleina, jednego z kapłanów Zakonu Franciszkanów, wiemy, jak wyglądały początki tradycji żywej szopki.
"Boże Narodzenie 1991 roku; bracia: Tomasz Jank, Adam Mączka i Sławomir Klein (inicjatorem i kierownikiem był Tomasz) wybudowali w naszej bazylice, w kaplicy bł. Salomei szopkę, w której eksponatami były –-obok oczywiście [figur] Dzieciątka Jezus, Maryi i Józefa - wypchane zwierzęta (hitem był koń, prawdopodobnie jedyny na ówczesne czasy w Polsce). Szopka cieszyła się niesamowitym zainteresowaniem krakowian, do tego stopnia, iż wydano nawet kartę pocztową z tą szopką. […] To dodało odwagi i stało się powodem nowego pomysłu rok później" - czytamy na oficjalnej stronie wydarzenia.
Bracia postanowili, że w kolejne święta Bożego Narodzenia w 1992 roku przygotują tzw. żywą szopkę". Najpierw dostali na to zgodę władz zakonnych, później nawiązali współpracę z krakowskim zoo. Dyrektor tej instytucji, Józef Skotnicki, wypożyczył duchownym osła. Skontaktował się także z prof. Janem Szarkiem z Akademii Rolniczej, który zorganizował kozy i owce, które tymczasowo zamieszkały w szopce.
"W Noc Wigilijną naszą szopkę nawiedził ks. kard. Franciszek Macharski, jak również wielu innych, zwłaszcza bezdomnych (to było mocne przeżycie dla nich i dla nas). Przy rozpalonym ognisku tańcowaliśmy i śpiewaliśmy. Następnego zaś dnia przeżyliśmy autentycznie 'najazd' krakowian. Zaplanowany jeden dzień szopki przedłużyliśmy o cały dzień (nie mogliśmy przetrzymywać zwierząt z powodu dużej odpowiedzialności - ale, jak na pierwszy raz to wystarczyło). Nie obeszło się oczywiście bez wielu zabawnych sytuacji, jak np. noszenie na rękach osła do szopki, który upierał się 'jak osioł', ale przede wszystkim - łapanka na Krakowskim Rynku uciekającego kozła, co zostało odnotowane przez lokalne media" - informuje w swoich zapiskach kapłan.