67-letnia Niemka od 11 lat mieszka w lesie w gminie Miedźna, w okolicy miejscowości Ostrowy - podaje portal TVN24. Kobieta tłumaczy, że dotarła z Niemiec do Polski pieszo, bo prowadzi wędrowny tryb życia. Bartłomiej Macherzyński, aspirant policji w Kłobucku - odkąd został dzielnicowym - regularnie odwiedzał kobietę, szczególnie w porze zimowej. Kobieta kategorycznie odmawiała przeprowadzki do budynku mieszkalnego. Na co dzień jej domem jest prowizoryczny szałas.
Więcej najnowszych informacji z kraju przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
- Taki tryb życia wybrała. Mówi, że niczego nie potrzebuje, żeby zostawić ją w spokoju. Wychodzi z lasu, gdy jest głodna. Mieszkańcy wsi dają jej wtedy jedzenie, przynoszą do lasu ciepłe posiłki. Są do niej przychylnie nastawieni. To nie jest kłopotliwa osoba. Jest łagodna, nikomu nie wchodzi w drogę. Lubi samotność - mówi w rozmowie z TVN 24 Macherzyński.
Jednak gdy temperatura spadła do -7 stopni Celsjusza, policjant wezwał na miejsce karetkę pogotowia, a także strażaków i urzędników gminnych. Okazało się, że kobieta jest wyziębiona, a jej stan zagrażał życiu. Została przewieziona do szpitala neuropsychiatrycznego w Lublińcu. - Nie musiałem jej do tego zmuszać. Wystarczyła rozmowa. Ona mi ufa - tłumaczy policjant w rozmowie ze stacją.
Jak dodaje, 67-latka wielokrotnie zimą pozwalała Macherzyńskiemu, by odwiózł ją do miejsc dla osób bezdomnych, żeby nie zamarzła. Ale na krótko - zawsze ostatecznie wracała w miejsce koczowania.