- Wojtek potrafi stworzyć aurę sukcesu - mówi nam jedna z osób dobrze znająca 45-letniego Wojciecha Żabińskiego.
Żabiński to bez wątpienia gwiazda mediów społecznościowych, która szczególnie mocno rozbłysła w okresie pandemicznym. Gdy w Polsce i Europie podróżowanie w związku z koronawirusem było mocno ograniczone, wielu turystów skierowało się właśnie na Zanzibar.
Tam, w ramach marki Pili Pili, funkcjonuje kilkanaście obiektów hotelowych. Kolejne są w budowie. Ich twarzą jest właśnie Żabiński. W swoich postach nie tylko zaprasza do przylotu na Zanzibar, lecz także zachęca do inwestowania w te obiekty, które już powstają.
Schemat jest prosty: Polak kupuje dom lub apartament, a następnie za pośrednictwem Pili Pili oddaje go innym turystom na wynajem, za co otrzymuje comiesięczny czynsz. Sam może skorzystać ze swojej własności przez trzy tygodnie w roku.
Od jednego z naszych informatorów dowiedzieliśmy się, że znany przedsiębiorca miał usłyszeć w Polsce wyrok skazujący w związku z działalnością, którą prowadził jeszcze przed przeprowadzką na Zanzibar. Poszliśmy tym tropem. Okazał się prawdziwy.
Wojciech Żabiński we wrześniu 2019 r. został skazany przez Sąd Okręgowy w Gdańsku m.in. za oszustwo na karę łączną dwóch lat i dwóch miesięcy bezwzględnego więzienia, a także grzywnę w wysokości 200 stawek dziennych po 100 złotych. Wyrok dotyczył kilku przestępstw, których, zdaniem sądu, Żabiński miał się dopuścić.
Ok. 2009 roku Żabiński wraz z prokurentem jednej ze spółek zainteresowali się mieszkaniem, które chciał sprzedać ich wspólny znajomy. Mieszkanie, jak czytamy w sądowym uzasadnieniu, miała kupić spółka, z którą związany był Żabiński. Śledczy ustalili, że zarówno on sam, jak i prokurent nie informowali sprzedającego o złej kondycji spółki, a wręcz przeciwnie - przedstawiali m.in. plany nowej inwestycji.
Umowa sprzedaży została zawarta w maju 2009 roku, w imieniu spółki podpisał ją prokurent. Mieszkanie kosztowało 383 tys. zł, do tego garaż (20 tys. zł) i kotłownia (2 tys. zł). W umowie zapisano, że jeśli część pieniędzy nie zostanie wpłacona, właściciel będzie mógł otrzymać prawo własności do mieszkania w planowanym budynku. Właściciel dostał z opóźnieniem tylko część zapłaty, a spółka nie przelała mu pozostałych 245 tys. zł. Nowego mieszkania też nie dostał.
Mężczyzna dopytywał Wojciecha Żabińskiego o zaległe pieniądze. Jak wskazał sąd, Żabiński "zaczął go zwodzić" i odsyłać do pełnomocnika spółki. Z kolei pełnomocnik zapewniał, że "wszystko jest na dobrej drodze" i obiecywał, że zostanie spłacony.
"W międzyczasie spółka wyzbyła się całego majątku, a postępowanie egzekucyjne okazało się bezskuteczne, mieszkanie zaś, które [mężczyzna - red.] sprzedał, zostało zbyte dalej przez spółkę" - wskazał sąd w uzasadnieniu wyroku.
Sąd potwierdził także, że Wojciech Żabiński w latach 2008-2009 wraz z prokurentem doprowadzili do zawarcia z inną spółką umowy leasingu zwrotnego dwóch aut, które pochodziły z przestępstwa, miały przerobione numery identyfikacyjne, a ich dokumenty nie były autentyczne.
W skrócie: spółka sprzedała auta, ale wciąż korzystała z nich dzięki leasingowi u nowego właściciela. Problem w tym, że spłaciła tylko część rat w przypadku jednego auta, w przypadku drugiego nie spłacała ich wcale. Żabiński miał w tej całej sprawie "potwierdzić nieprawdziwe istotne okoliczności".
Sąd uznał także, że Wojciech Żabiński był w grupie osób, które założyły w 2009 r. dwa nowe podmioty, do których został przeniesiony majątek jednej ze spółek. Według sądu chodziło o to, by utrudnić wierzycielom odzyskanie pieniędzy.
"W latach 2007-2009 kondycja spółki nie dawała gwarancji wywiązania się z zawartych zobowiązań"
- czytamy w uzasadnieniu wyroku. Sąd zaznaczył też, że sprzedaż nieruchomości dwóm nowym spółkom "nie znajdowała ekonomicznego uzasadnienia".
Żabiński konsekwentnie nie przyznawał się do winy, odmówił też składania wyjaśnień.
W maju tego roku orzeczenie w tej sprawie wydał Sąd Apelacyjny. Podtrzymał wyrok w sprawie Żabińskiego, dodatkowo nakazał jemu i innym oskarżonym zapłatę łącznie ponad 820 tys. zł na rzecz jednej ze spółek.
Sąd Apelacyjny dokładnie rozważył argumenty obrony. W uzasadnieniu czytamy, że w sprawie dotyczącej kupna mieszkania Żabiński i drugi oskarżony roztaczali przed sprzedającym "wizję sukcesu gospodarczego spółki". Zdaniem sądu Wojciech Żabiński miał świadomość, że w tym okresie spółka pozbywała się swoich najbardziej wartościowych aktywów.
"Niewątpliwie wiedział, że uczestniczy w kreowaniu wobec P.K. [właściciel mieszkania - red.] rzeczywistości 'okrojonej' z istotnych jej fragmentów" - czytamy w stanowisku Sądu Apelacyjnego, który nazwał wprost sytuację "oszustwem". Obrona wskazywała podczas rozprawy odwoławczej, że doszło do pojednania pomiędzy Żabińskim a P.K.
Sąd Apelacyjny potwierdził ponadto, że zawarcie umowy leasingu kradzionych aut odbywało się z "aktywnym udziałem Wojciecha Żabińskiego". Przy zawieraniu umów był wskazany bowiem jako "osoba do kontaktu". Zdaniem sądu nawet jeśli Żabiński nie wiedział, że auta pochodziły z przestępstwa, to musiał wiedzieć, że spółki nie będzie stać na opłacanie leasingu.
Odnośnie do zakładania nowych podmiotów stwierdzono także, że Żabiński był "ściśle zaangażowany w proceder multiplikowania jednostek gospodarczych". Sąd przyznał, że uzasadnione jest stwierdzenie, że "w pełnym zakresie zdawał sobie sprawę z tego, że przeniesienie majątku z odroczonym terminem płatności na nowo utworzone podmioty nie może służyć niczemu innemu, niż tylko udaremnieniu zaspokojenia wierzycieli".
We wrześniu Sąd Okręgowy nie zgodził się na odroczenie kary Żabińskiego. W tym samym miesiącu sąd zarządził poszukiwania listem gończym.
W listopadzie Sąd Apelacyjny w Gdańsku odroczył jednak karę na sześć miesięcy, do 23 maja 2022 r. W związku z tym poszukiwania listem gończym zostały odwołane.
Skąd taka decyzja? Sąd uznał, że obiekty hotelowe na Zanzibarze to obecnie jedyne i główne źródło utrzymania Żabińskiego, które pozwala mu na spłacenie orzeczonych przez sąd zobowiązań.
Żabiński miał zadeklarować, że spłaci jedną ze spółek w ciągu roku, natomiast z właścicielem mieszkania zawarł ugodę i spłacił mu należną kwotę.
"Świadczy to niewątpliwie o dobrej woli skazanego i chęci poniesienia pełnej odpowiedzialności za popełnione przestępstwa. Pozbawienie go aktualnie możliwości zarobkowania w związku z natychmiastowym osadzeniem w jednostce penitencjarnej uniemożliwiłoby mu wywiązanie się z pozostałych zobowiązań, co z pewnością byłoby niekorzystne dla samych pokrzywdzonych" - czytamy w stanowisku Sądu Apelacyjnego.
Sąd zaznaczył również, że pokrzywdzeni nie domagają się natychmiastowego osadzenia Żabińskiego, bo wiedzą, że zmniejszyłoby to możliwość odzyskania utraconych pieniędzy.
Decyzja o odroczeniu miała zapaść także po to, by przez pół roku Żabiński odpowiednio przygotował i przeszkolił inną osobę do prowadzenia działalności na Zanzibarze. W przeciwnym wypadku, według sądu, mogłoby dojść "nie tylko do zaprzepaszczenia jego dotychczasowych osiągnięć, co wygenerowałoby kolejne zadłużenia i pozbawiałoby go źródła utrzymania po opuszczeniu jednostki penitencjarnej, ale skutkowałoby także utratą źródła zarobkowania wielu osób, które skazany zatrudnia".
W listopadzie w sprawie wyroku Sądu Apelacyjnego wpłynęła do Sądu Najwyższego kasacja m.in. obrońcy Żabińskiego.
"Orzeczona kara nie podlega aktualnie wykonaniu, postępowanie sądowe nadal pozostaje w toku" - komentuje Wojciech Żabiński.
Żabiński potwierdza, że był karany też wcześniej. Zasądzono wobec niego grzywnę za nieterminową wpłatę zaliczek na podatek. Twierdzi, że wynikało to z "trudnych do przewidzenia wcześniej okoliczności". Zaznacza, że grzywnę i podatki spłacił finalnie w całości.
Jedną z inwestycji na Zanzibarze promowanych przez Wojciecha Żabińskiego jest Natural Park, czyli planowana setka kilkuosobowych willi postawiona w dziesięciu rzędach. Ceny - od 170 do 250 tys. dolarów, w zależności od tego, w którym rzędzie znajduje się dom i jak daleko stoi od oceanu. Budowa rozpoczęła się w ubiegłym roku. Inwestorzy mogli wpłacić część kwoty na początku, a pozostałe pieniądze po odebraniu domu.
Wojciech Żabiński podkreślał, że właściciele domów mogą liczyć na "stały dochód miesięczny, i to niemały, bo realnie 12,5 proc. w skali roku".
"A czemu taki wysoki? Bo jeśli mamy sezon przez cały rok... i do tego jesteś skuteczny w prowadzeniu biznesu... to nie musisz się martwić" - obiecywał.
Pili Pili zapewnia, że czynsz może wypłacany polskiemu inwestorowi co miesiąc nawet wtedy, gdy dom nie jest jeszcze gotowy i nie przyjmuje turystów. Warunkiem jest jednak zapłata z góry całej kwoty za budowę domu. Przykładowo - osoba, która zapłaciła za dom 200 tys. dolarów, może liczyć na 2083 dolarów comiesięcznych wpływów.
Początkowo Pili Pili reklamowało inwestycję w domki jako gwarantującą pewny zysk. Przykuło tym uwagę polskiego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. "Wymagaliśmy od przedsiębiorcy, aby wraz z ofertą rzetelnie informował o ryzyku związanym z inwestycją. Po naszej interwencji spółka zamieściła na stronie informacje o ryzyku" - informuje nas urząd. Zaznacza przy tym, że nadal ma biznesy Żabińskiego na oku.
O Pili Pili pytamy też w Komisji Nadzoru Finansowego. Jacek Barszczewski, dyrektor departamentu komunikacji urzędu, informuje, że "firmy realizujące projekty budowlane i oferujące lokowanie oszczędności w te projekty co do zasady nie podlegają nadzorowi KNF".
- Dotyczy to również przekazywanych przez nie informacji w formie m.in. ulotek, nadsyłanych maili czy reklam umieszczanych w mediach internetowych, w tym ich wiarygodności i rzetelności - zauważa Barszczewski. Przyznaje, że Urząd Komisji Nadzoru Finansowego widzi wzrost popularności inwestycji m.in. w condohotele i aparthotele.
- Komunikaty marketingowe, które promują tego rodzaju inwestycje, zawierają często informacje o bezpieczeństwie lokaty oraz gwarancji osiągnięcia zysków w przedziale 7-10 proc. w skali roku. Niejednokrotnie skupiają się na obietnicy zysku, nie uwzględniając w swojej treści konieczności poniesienia przez inwestorów kosztów wynikających z posiadania nieruchomości lub czynników ryzyka - komentuje Barszczewski.
Przypomina kampanię "Oczarowani" z 2019 r., w której KNF, UOKiK i Ministerstwo Inwestycji i Rozwoju apelowały o ostrożność przy inwestowaniu w condohotele i aparthotele.
Jak wyjaśnia nasz informator dobrze znający sytuację w Pili Pili, domy w Natural Parku miały powstać do końca grudnia 2021 r. - Taki harmonogram otrzymywali inwestorzy. Główne założenie było takie, aby średnio co dwa miesiące przekazywać jeden rząd domów, czyli 10 budynków o powierzchni od 120-140 m2 wraz z basenem, w których według obietnic mieli od razu zamieszkać goście Pili Pili - mówi. Podsumowuje, że do lipca powstał jednak tylko jeden z dziesięciu rzędów, czyli dziesięć domów.
Wojciech Żabiński sam nie ukrywał, że inwestycja zalicza opóźnienie. W grudniu 2020 r. zapowiadał w mediach społecznościowych, że od 15 czerwca 2021 r. możliwy będzie pobyt dla turystów w 29 domach w trzech pierwszych rzędach.
Pierwszy rząd Natural Parku, październik 2021 r. Gazeta.pl
Pierwszy rząd Natural Parku, październik 2021 r. Gazeta.pl
W marcu podawał z kolei, że "na dzień 10.07.2021 - do dyspozycji gości będzie 30 domów z własnymi basenami plus strefa wspólna (bar i wspólny basen)".
W grudniu tego roku ogłosił natomiast, że ukończone zostało 95 proc. drugiego rzędu, a trzeci rząd budowany jest "swoim tempem".
Według naszego informatora inwestorom z Polski przekazywano, że opóźnienia wynikają m.in. z winy wykonawcy lub braku materiałów.
- Żabiński przestał w pewnym momencie do końca uczciwie komunikować inwestorom, co się dzieje. Byli tacy inwestorzy, którzy rezerwowali sobie święta lub wakacje w odległym rzędzie Natural Parku, on mówił: "przyjeżdżajcie, nie ma problemu", a później się zastanawiał, gdzie ich umieścić. Zdarzało się, że Polacy przyjeżdżali na odbiory swoich domów, a tam stały tylko fundamenty. Na wyspie było słychać wiele takich historii, szczególnie w pierwszym okresie - twierdzi nasz rozmówca.
Potwierdzają to w rozmowie z nami także byli pracownicy Pili Pili.
- Przyjeżdżały osoby, które inwestowały w dom w Natural Parku, i zostawały na miejscu pusty plac. Wiem, że byli tacy, którzy najpierw wpłacili część pieniędzy, ale po przylocie i zorientowaniu się w sytuacji całkowicie rezygnowali i wycofywali się z inwestycji - mówi jeden z nich.
- Na Zanzibar przyjechali inwestorzy, którzy kupili dom w Natural Parku, a na miejscu okazało się, że nie został wybudowany. Oczywiście doszło do kolacji z Wojtkiem, tłumaczył, że wszystko będzie dobrze, że to Zanzibar, "pole, pole" [powoli, powoli - red.], tu wszystko dzieje się wolniej - relacjonuje inna osoba.
- On po prostu działa bez przemyślenia. Jest zbytnim optymistą i nie uczy się na błędach. Natural Park to budowa domów, które miały, w jego planach, powstać niemal natychmiast. Obiecywał nierealne rzeczy - słyszymy.
Jak na te zarzuty odpowiada Wojciech Żabiński? W przesłanym Gazeta.pl oświadczeniu potwierdza, że opóźnienia są. Twierdzi, że generalny wykonawca "miał problemy z terminowymi płatnościami dla swoich podwykonawców".
"Miało to bezpośredni wpływ na naszą decyzję o zatrzymaniu prac i przebudowaniu modelu współpracy z generalnym wykonawcą" - zaznacza. Jak podkreśla Żabiński, w momencie wstrzymania prac wykonawca dysponował nadpłatą od Pili Pili w wysokości 300 tys. dolarów.
"Współpracę kontynuujemy, a w ramach porozumienia nadpłata będzie rozliczona w przyszłości. Generalny Wykonawca potrzebuje środków bieżących, gdyż nadpłata została przez niego rozdysponowana na inne wydatki, niezwiązane z moimi budowami" - dodaje Żabiński.
Wśród innych powodów opóźnień wylicza także "problem z dostępnością materiałów (np. stali)", "wydłużające się okresy oczekiwania na stosowne zgody i pozwolenia".
Jednocześnie Wojciech Żabiński zaznacza, że nic nie wie o tym, by którykolwiek z inwestorów miał o tych opóźnieniach nie być informowany.
"Nic mi nie wiadomo o żadnych osobach, które nie zostały poinformowane o opóźnieniach w budowie. Wszystkim zainteresowanym inwestorom udzielamy pełnych i transparentnych informacji o postępie projektów, którymi są zainteresowani. Aktualnie rozsyłamy również newsletter opisujący stan projektów wraz z ilustracją zdjęciową" - podkreśla.
Kiedy Natural Park ostatecznie powstanie? Żabiński przekonuje, że do końca 2022 r., "jeżeli nie nastąpią żadne obiektywne utrudnienia". Zapewnia jednocześnie, że zniecierpliwieni inwestorzy mogą zrezygnować z inwestycji bez żadnej straty. Jak informuje, kilka osób już tak zrobiło.
Pytany przez nas o to, czy budowa zakończy się w związku z tym z co najmniej kilkunastomiesięcznym opóźnieniem, Żabiński odpisuje: "Inwestycja w Natural Park zostanie zakończona w terminie zaakceptowanym przez inwestorów. Jest to termin późniejszy od zakładanego, ale dużo lepszy niż 99 proc. dużych inwestycji realizowanych na Zanzibarze".
Żabiński zachęcał inwestorów w ostatnich miesiącach do zaangażowania się też w kolejny projekt - Pili Pili Orient Beach Resort, czyli planowany kompleks ponad 100 apartamentów i kilku domów. Pod koniec października podał na Facebooku, że budowa Pili Pili Orient ruszyła, a w grudniu przekazał, że są już gotowe fundamenty.
Skontaktowaliśmy się z osobami, które zainwestowały w domki Natural Park na Zanzibarze. Jedna z naszych rozmówczyń potwierdziła, że jej dom powstał i widziała go, gdy była na miejscu. Informację o zakończeniu budowy otrzymaliśmy także od innego inwestora, który zadeklarował, że docelowo chciałby przenieść się na Zanzibar.
Kilku z naszych rozmówców przyznało, że budowa ma opóźnienie - kilka miesięcy, pół roku, rok. Pojawiają się kolejne daty oddania ich nieruchomości do użytku. Ale szczególnego podenerwowania tym faktem u inwestorów nie wyczuwamy. Ci, którzy wpłacili już całość kwoty, regularnie dostają obiecany czynsz.
Od jednego z rozmówców słyszymy, że w przypadku ewentualnych problemów "ma przecież umowę, którą będzie egzekwował".
Inny inwestor przyznaje, że kilka miesięcy temu miał chwile zwątpienia, gdy na jakiś czas kontakt z Pili Pili się urwał. Ale potem komunikacja się poprawiła. Inwestorzy otrzymują też regularnie newslettery, w których raportowany jest postęp prac i wyjaśniane przyczyny opóźnień. Wśród nich wymieniane są m.in. problemy z ekipą budowlaną czy opóźnienia w dostawie materiałów.
- W Polsce budowlanka też ma problemy, a z dostępem do materiałów na wyspie, którą jest Zanzibar, jest jeszcze trudniej - przekonuje nasz rozmówca.
Opóźnienia w budowie domków nie dziwią też inwestorów znających afrykańskie realia. - Afrykanie mają takie powiedzenie, że my, Europejczycy, mamy zegarki, ale oni mają czas - mówi jedna z osób. Inna też przyznaje, że brała pod uwagę, że domy nie będą na czas i wpisywała to w ryzyko inwestycyjne.
Deweloperem zajmującym się budową domów na Zanzibarze jest zarejestrowana tam spółka Dayan, której, jak wynika z dokumentów, 100-procentowym udziałowcem jest Wojciech Żabiński. W jej władzach zasiada on sam wraz z bratem Dominikiem. Z kolei kupujący nieruchomość oddają ją w dzierżawę poprzez podpisanie umowy z inną zanzibarską spółką - Pili Pili Hotels and Fly.
Jednak w żadnej ze spółek zarejestrowanych na terenie Polski pod marką Pili Pili, do których dotarliśmy, prezesem ani udziałowcem nie jest Wojciech Żabiński. A to mimo faktu, że jest przecież główną twarzą całego biznesu.
Sprzedażą pobytów na Zanzibarze zajmuje się spółka Pili Pili Club. Do marca 2020 r. prezesem był Dominik Żabiński, potem tę funkcję przejęła jego bliska znajoma. Brat Wojciecha Żabińskiego jest właścicielem dwóch tys. udziałów spółki o wartości miliona zł.
Ze strony internetowej pilipili.pl dowiadujemy się o kolejnej spółce - Zabwas Invest Oshauing. Ta z kolei jest zarejestrowana w Estonii, a jej prezesem jest Dominik Żabiński. W lipcu tego roku jeden z estońskich sądów zagroził spółce grzywną za niedostarczenie sprawozdań rocznych za 2017/2018 i 2019 r.
Estońska spółka jest udziałowcem zarejestrowanej w 2020 r. w Gdańsku polskiej spółki Zabwas Real Estate, która zajmuje się zarządzaniem nieruchomościami. Prezesem tej spółki także jest Dominik Żabiński, brat Wojciecha.
Drugim udziałowcem polskiej spółki jest Next Investing, zarejestrowana w styczniu 2021 r. w Gdańsku spółka, której prezesem jest bliski znajomy i współpracownik Wojciecha Żabińskiego, Damian Wąsiewski.
Pili Pili to też kolejne spółki, m.in. Pili Pili Media, wydawca m.in. papierowego magazynu Pili Pili Travel Buddy. Prezesem jest Dominik Żabiński, udziałowcem oprócz niego jest Kancelaria Korporacyjna Zabwas, której prezesem również jest on sam. Wcześniej udziałowcem i członkiem zarządu Kancelarii był też Wojciech Żabiński.
Istnieje również spółka Pili Pili Cafe (pod tą nazwą funkcjonuje drink bar w Gdańsku), której prezesem jest Damian Wąsiewski, a w zarządzie zasiada Dominik Żabiński. Początkowo udziałowcem była wspomniana wcześniej Kancelaria Korporacyjna Zabwas.
Dominik Żabiński jest też prezesem Pili Pili Market (spółka prowadzi sklep internetowy m.in. z odzieżą i kosmetykami oraz gadżetami powiązanymi z Zanzibarem) i właścicielem udziałów o wartości 200 tys. zł, a także prezesem i jedynym udziałowcem Pili Pili Fly, sprzedającej bilety na czarterowe loty na Zanzibar.
"Ja w Polsce prawie nie przebywam, więc trudno, bym właściwie nadzorował zarządy w polskich spółkach, a tym bardziej prowadził działalność operacyjną. Za polski rynek odpowiada mój brat, ja za Afrykę" - tak tłumaczy to Żabiński.
Podjęliśmy też próbę kontaktu z kilkudziesięcioma byłymi i obecnymi pracownikami Pili Pili. Niektórzy nie zareagowali, inni odmówili. Kilku zgodziło się z nami porozmawiać.
- Pieniądze nigdy nie były wypłacane w terminie, jednak z czasem termin oczekiwanie na nie się mocno wydłużył, firma zalegała z pensjami do trzech-czterech miesięcy wstecz - relacjonuje jeden z byłych pracowników Pili Pili.
Potwierdza to była pracowniczka, która mówi, że "zdarza się, że wypłaty są miesiąc po terminie".
Według Żabińskiego problemem miał być przede wszystkim fakt, że część pracowników nie miała konta w banku.
"Pili Pili dzisiaj to prawie 700 lokalnych pracowników i prawie 50 ekspatów. Musieliśmy zbudować duży dział HR, który jest w stanie obsłużyć wszystkie procesy i wymogi lokalnego prawa pracy. Jednym z nich jest np. obowiązek przelewania wynagrodzenia na konto w banku. Okazało się, że z 700 pracowników konto ma kilkanaście osób. Proces zakładania kont (niewitanych oklaskami) trwał sześć tygodni" - przekazuje nam przedsiębiorca.
"Do niedawna nikt z ekspatów nie miał konta w tanzańskim banku, ponieważ założenie go obwarowane jest szeregiem wymogów formalnych, tak samo jak w każdym europejskim banku" - zaznacza.
Jak wskazują nasi rozmówcy, w firmie zatrudniani byli pracownicy z Polski, którzy specjalnie przenosili się w tym celu na wyspę, również ze swoimi rodzinami.
- Po kilku miesiącach pracy, kiedy byli na urlopach poza wyspą, nagle niektórzy z niejasnych przyczyn dostawali wypowiedzenia. Organizowaliśmy im wtedy wysyłkę rzeczy do Polski. Musieliśmy w ich imieniu rezygnować z mieszkania lub samochodów, które mieli wynajęte tu na miejscu - mówi jeden z naszych informatorów.
- Część osób została zwolniona z dnia na dzień. Osoby, które poleciały na urlop do Polski, dowiadywały się, że już nie pracują z powodu cięcia kosztów. Trochę słabo. Niektórzy przeprowadzką na Zanzibar przewrócili przecież życie swoje i swoich rodzin do góry nogami - potwierdza nasz inny rozmówca.
"To były incydentalne przypadki i dotyczyły albo sytuacji, w której nasz pracownik miał konflikt z lokalnym prawem, albo sytuacji, w której następował zbieg ustawowych terminów (np. imigracyjnych), a pracownika nie było na wyspie" - tłumaczy Wojciech Żabiński.
Z informacji przekazanych nam przez byłego pracownika wynika także, że według stanu na wrzesień Pili Pili było winne dostawcom i touroperatorom dziesiątki tysięcy dolarów.
- Niektórzy próbują to po trochu odzyskiwać. Przywożą towar tylko z płatnością za gotówkę i przy okazji odbierają coś z zaległości - twierdzi.
- Doszło do tego, że niektórzy powiedzieli, że jeżeli nie będzie kasy, to nie będą przywozili już nam produktów. Wtedy nagle pieniądze jakoś się znajdowały - mówi inny z pracowników.
Żabiński zaznacza, że opóźnienia w płatnościach dla kontrahentów wynikają z "okoliczności niemal w całości niezależnych" od Pili Pili. Twierdzi, że rozwój jego sieci hoteli postawił szereg "nowych wymagań formalnych", w związku z czym dostawcy musieli zarejestrować się jako podatnicy VAT.
"Od wielu dostawców nie otrzymywaliśmy i nie otrzymujemy poprawnych dokumentów sprzedaży, co miało wpływ na terminowość płatności" - przekonuje.
"Z wieloma naszymi dostawcami mamy umowy na 30-dniowe terminy płatności i przelewy" - czytamy w jednym z e-maili od Wojciecha Żabińskiego.
Z kilku źródeł usłyszeliśmy także o tym, że Pili Pili sprzedawało pobyty na wakacje w domkach letniskowych Pili Pili Camp i ośrodku Pili Pili Sunset, kiedy te jeszcze były w budowie. Wielu turystów po przylocie na miejsce było, według naszych informacji, mocno zdenerwowanych, mieli jednak otrzymać miejsca w innym obiekcie i otrzymać zadośćuczynienia.
- Wojtek jest megadobry w gadkach z ludźmi. Po tym, co się dzieje na Facebooku, widać, że ludzie są w niego wpatrzeni, wręcz spijają słowa z jego ust. Kiedy cokolwiek się dzieje nie tak, daje od razu darmowe PiliCoiny ["waluta" obowiązująca w Pili Pili], darmowe vouchery, oferuje kolację ze sobą, co dla wielu osób jest sporą atrakcją - słyszymy.
"Sprzedawaliśmy pobyty w obiektach, które według harmonogramu generalnego wykonawcy miały być w pełni oddane do użytku, i to z dużym zapasem czasowym. Wszyscy turyści, którzy w wyniku opóźnień w oddaniu obiektów musieli być kwaterowani w innych obiektach, otrzymali m.in. rekompensaty i bonusy zdecydowanie przekraczające standard rynkowy, co spowodowało, że te osoby nadal są naszymi stałymi gośćmi" - komentuje w przesłanym Gazeta.pl e-mailu Wojciech Żabiński.
Kilku byłych pracowników zwróciło nam uwagę także na fakt, że z facebookowego profilu "Życie na Zanzibarze" (wcześniej funkcjonującego pod nazwą "Wojtek na Zanzibarze") usuwane są niepochlebne komentarze klientów. Żabiński zaznacza jednak, że usuwane są "wyłącznie komentarze rasistowskie, wulgarne, obraźliwe lub które dotyczyły informacji nieprawdziwych".
Jak wyjaśnia portalowi Gazeta.pl Żabiński, obecnie jedna czwarta hoteli to jego własność, pozostałe to dzierżawa od osób, które prowadziły te hotele wcześniej i dzierżawa od inwestorów (czyli np. rodaków, którzy kupują z Polski domy na Zanzibarze i następnie udostępniają je turystom). Żabiński jest też udziałowcem i członkiem zarządów kilku zarejestrowanych na Zanzibarze spółek.
Na Zanzibarze pojawił się przed czterema laty. Pierwszy był pensjonat Pili Pili House z sześcioma pokojami, który, jak mówił w wywiadach przedsiębiorca, wybudował na miejscu wyburzonego domu odkupionego od Polaka. Później pojawiały się kolejne. W rozmowie z Forbes.pl przekonywał, że rozwinięcie interesu było możliwe m.in. dzięki inwestycji ze strony funduszu z Dubaju.
Czym zajmował się wcześniej? Pracował m.in. w dwóch bankach komercyjnych. Jak twierdzi, zaczął od stanowiska księgowego, a skończył jako specjalista w randze dyrektora oddziału.
"Moja praca w bankach komercyjnych trwała mniej więcej sześć lat, po tym okresie zająłem się m.in. restrukturyzacjami" - informuje nas.
W wywiadzie dla Korpovoice.pl wspominał, że zrezygnował z kariery w finansach i znalazł pracę "w firmie zajmującej się hurtem alkoholi" i "w międzyczasie uruchomił w Gdańsku swoją własną, niewielką restaurację". - No, ale potem zdarzył się Zanzibar i mnie połknął - dodał.
W Krajowym Rejestrze Sądowym znaleźć można informacje o ok. 30 spółkach, niekiedy ze sobą powiązanych (jedna spółka była np. udziałowcem innej), w których w ciągu ostatnich 20 lat Żabiński pełnił funkcje prezesa, wiceprezesa, udziałowca, prokurenta lub likwidatora.
Tylko w okresie 2017-2018 podmiotów, w których sprawował różne funkcje, było kilkanaście. Nazwisko Żabińskiego znajdowaliśmy w spółkach zajmujących się m.in. handlem, doradztwem podatkowym, budownictwem, zarządzaniem nieruchomościami.
Żabiński tłumaczy taką liczbę spółek "prowadzoną od lat szeroką działalnością biznesową".
"W swojej działalności również preferuję tzw. spółki celowe dla przejrzystości księgowości. Taki styl mam od lat i uważam go za sprawdzony. Doświadczona osoba w prowadzeniu różnych przedsięwzięć wie, że dla przejrzystości finansowej nie łączy się wielu działalności w jednym podmiocie, a w działalności inwestycyjnej często nawet rozdziela się na dane spółki nieruchomości (czego akurat ja nie preferuję)" - przekonuje.
Współprowadzony przez Żabińskiego fanpage "Życie na Zanzibarze" obserwuje ok. 250 tys. osób.
Na zdjęciach i nagraniach z wyspy widzimy nie tylko piękne widoki, uśmiechniętych lokalnych mieszkańców, zadowolonych turystów, lecz także gwiazdy muzyki. Wyspa przyciągnęła m.in. zespół Pectus, Adama Sztabę, Urszulę Dudziak, Joannę Racewicz, Piotra Kupichę i zespół Feel.
Jedna z wypowiedzi Wojciecha Żabińskiego umieszczonych na fanpage'u "Życie na Zanzibarze".
Na Zanzibar przeniósł się z bliskimi na stałe m.in. wieloletni dziennikarz Canal+ Sport Żelisław Żyżyński, który w Pili Pili odpowiada teraz m.in. za przygotowywanie materiałów wideo i drużynę piłkarską Pili Pili Dulla Boys.
Sam Żabiński umieszcza charakterystyczne dla siebie emocjonalne wpisy.
"Pamiętaj !! Realizuj marzenia !! Nie pracuj ale rozwijaj pasje i hobby !!!! To najlepsza droga do szczęścia !!! Cokolwiek to by nie było bo nie ma lepszych i gorszych marzeń !!!" (pisownia oryginalna) - twierdzi w jednym z postów.
Naszemu dziennikarzowi życzy w jednym z e-maili "wszystkiego dobrego i pozytywnych emocji w życiu codziennym".