We wtorek 21 grudnia TVN24 opublikował rozmowę ze starszym chorążym Piotrem Piątkiem, byłym funkcjonariuszem BOR (później SOP). Funkcjonariusz w 2017 roku brał udział w wypadku kolumny rządowej (którą poruszała się Beata Szydło) z samochodem osobowym kierowanym przez 20-letniego wówczas Sebastiana Kościelnika. Ostatecznie to młody mężczyzna został oskarżony o spowodowanie wypadku. Tymczasem były ochroniarz Szydło wyjawił niedawno, że funkcjonariusze wiedzieli, że nie mają włączonych sygnałów dźwiękowych, choć zeznawali, że jechali prawidłowo, co było w sprawie kluczowe. - Gdzieś tam w głowie, na samym początku, po zdarzeniu, człowiek sobie zadawał pytanie, czy jakby powiedział od razu, że było, jak było, że nie jechaliśmy na sygnałach dźwiękowych, to jakie by poniósł konsekwencje i służbowe, i prawne - przyznał podczas rozmowy z TVN24 Piątek.
Krzysztof Bondaryk pytany w Onecie o wypadek byłej premierki i sprawę zeznań funkcjonariuszy ochrony powiedział:
Można to określić jako postępującą demoralizację w szeroko rozumianych służbach ochrony państwa. Nie chodzi tylko o były BOR czy obecnie służby ochrony państwa, ale także chodzi tu o policję, o służby specjalne.
Więcej wiadomości z Polski znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
- To pójście w zaparte, jak to się mówi ciągle, i pełna ochrona przełożonych, albo nawet wymaganie przez przełożonych, by iść w zaparte kiedy coś jest niewygodnego i gwarancja, że prokuratura nic z tym nie zrobi, jest podstawą tego systemu - ocenił.
Bondaryk w wywiadzie dla Onetu wypowiedział się również na temat przekraczania uprawnień przez służby. - Widać to doskonale też, jeżeli chodzi o zachowanie służb na granicy wschodniej. Pod tym kątem widać wyraźnie, że funkcjonariusze tych służb są zapewniani przez przełożonych, że wykonując rozkazy, są bezkarni - powiedział. Były szef ABW dodał także, że ma na myśli sytuacje łamania prawa międzynarodowego, m.in. push-backi.