Urząd miejski jak z Dr Dolittle. Aleksandrów Łódzki otworzył się na zwierzęta

Stróżują, pilnują, a przede wszystkim kradną ludziom serca. Urzędnicy z magistratu w Aleksandrowie Łódzkim przygarnęli już kilkadziesiąt bezdomnych psów i kotów. Inicjatorem tej zwierzęcej utopii jest burmistrz miasta - Jacek Lipiński, który kilka lat temu postanowił poprawić los żyjących w mieście zwierząt. Psy i koty buszują też po urzędowych korytarzach. - U nas jest lepiej niż w niejednym zoo - mówią pracownicy aleksandrowskiego magistratu.

Aleksandrów Łódzki, to ponad 20-tysieczna miejscowość na przedmieściach Łodzi i chyba jedna z najbardziej przyjaznych zwierzętom gmin w Polsce. Psy i koty bezwstydnie opanowały korytarze magistratu i skradły serca pracujących tam urzędników. To, że gmina do spraw zwierząt podchodzi poważnie, widać na każdym kroku. Przy drogach wjazdowych do Aleksandrowa billboardy informują o obowiązkowym czipowaniu psów, sterylizacji i kastracji. Wszystko na koszt gminy. - Jak zaczęliśmy ten program, to wydawaliśmy pół miliona złotych na bezdomne zwierzęta. 90 proc. to było tzw. "hotelowanie" czyli pobyt zwierząt w schroniskach. Dzisiaj sytuacja się zmieniła. My na schroniska wydajemy jakieś groszowe kwoty. Całą pulę środków skierowaliśmy na profilaktykę - mówi Jacek Lipiński, burmistrz miasta.

Burmistrz Aleksandrowa Jacek Lipiński wraz z adoptowanym pupilemBurmistrz Aleksandrowa Jacek Lipiński wraz z adoptowanym pupilem fot. Jacek Lipiński

Aleksandrów Łódzki adoptuje zwierzęta

Nie zawsze tak było. W ciągu kilku lat miasto przeszło olbrzymią rewolucję, aby stać się przyjaznym miejscem dla zwierząt. Przykład poszedł z samej góry.

Ja w swoim życiu adoptowałem kilkanaście zwierząt - zarówno psów i kotów. Miałem na tym punkcie słabość. Ponad sześć lat temu pojawił się taki pomysł, gdy okazało się, że w naszych schroniskach znajduje się bardzo dużo zwierząt. One tam przez wiele lat przebywają, bez szans na adopcję

- mówi w rozmowie z portalem Gazeta.pl burmistrz Aleksandrowa Łódzkiego. Dla miasta był to początek zmian. Psy i koty dumnie wkroczyły do lokalnych urzędów i na stałe się tam zadomowiły. Swoje miejsce znalazły zwłaszcza te najstarsze - seniorzy, z traumą schroniska lub właściciela sadysty.  

One w przeciwieństwie do młodych mają łatkę "nieadopcyjnych". Umieszczaliśmy je tam, gdzie jest nad nimi możliwość całodobowej opieki

- opowiada burmistrz.

17- letnia Julka jest strasznym łasuchem17- letnia Julka jest strasznym łasuchem fot. Katarzyna Rezler/Aleksandrów Łódzki

Obecnie na posterunku czuwa m.in. 17-letnia Julka (zdjęcie powyżej - red.), która wypełnił pustkę po staruszku Hadim. To suczka po przejściach, okaleczona przed bezdusznego sadystę. W urzędzie odzyskała siły, chęć do życia... oraz apetyt. To oddany wartownik, ale i niezwykły łasuch - koneser kanapek.  

Odebraliśmy ją sprawcy, który uciął jej ogon. To świetny urzędnik. Może nie do końca zdyscyplinowany, bo po kanapki chodzi do mnie raz albo dwa razy dziennie. Opuszcza wtedy centrum monitoringu i wpada do mnie do gabinetu

- mówi burmistrz miasta. Zwierzęca rewolucja zaczęło zataczać coraz szersze kręgi. Urzędnicy za namową burmistrza sami zaczęli adoptować zwierzaki. Pomysł chwycił. Jak podkreśla burmistrz, dziś już połowa pracowników urzędu przygarnęła co najmniej jednego zwierzaka. - Rekordziści adoptowali nawet po trzy - dodaje burmistrz. Sprawa stała się bardzo głośna i spowodowała żywą reakcję ze strony mieszkańców, którzy również zaczęli chętniej przygarniać niechciane wcześniej przez nikogo czworonogi. - My sami staliśmy się wrażliwsi na krzywdę zwierząt i ta wrażliwość zatacza coraz większe kręgi. Coraz więcej osób zwraca uwagę, że zwierzęta potrzebują pomocy i uwagi - uważa Jolanta Wojciechowska ze schroniska "Psiakowo". 

W okolicach Aleksandrowa Łódzkiego nieznany sprawca porzucił dziesięć szczeniaków. Udało się je uratować.W okolicach Aleksandrowa Łódzkiego nieznany sprawca porzucił dziesięć szczeniaków. Udało się je uratować. fot. Katarzyna Rezler/Aleksandrów Łódzki

Okno życia dla zwierząt

Początek lutego br. To był wyjątkowo rześki poranek. Termometry pokazywały blisko dziesięć stopni mrozu. Jeden z mieszkańców okolic Aleksandrowa Łódzkiego, podczas spaceru, znalazł dziesięć porzuconych szczeniąt - pozostawionych samych sobie i skazanych na lodową śmierć. Uratował je przypadek i sprawne procedury. Maluchy od razu trafiły w ręce weterynarzy i urzędników. Zostały ogrzane i nakarmione. Urzędnicy pełnili przy oseskach całodobowe dyżury i karmili co półtorej godziny. Przeżyły. Ledwo.

To były jednodniowe maluchy. To, że dziewięć na dziesięć przeżyło, należy potraktować jako cud. Te zwierzaki przyjechały właściwie martwe, totalnie wyziębione. Jeszcze z pępowinami i zaraz po porodzie

 - mówi Katarzyna Rezler, pełnomocnik burmistrza ds. zwierząt i realizacji programu przeciwdziałania bezdomności. Tak narodził się pomysł na okno życia dla zwierząt. 

Miała taki pomysł, aby stworzyć takie miejsce, w którym szczeniaki, zamiast na ulicę czy do rowu będą mogły trafiać do miejsca, gdzie będą miały zapewnioną opiekę i adopcję

- wskazuje. Pomysł szybko się zmaterializował. W marcu br. w mieście powstało okno życia dla zwierząt. Psy i koty można zastawiać raz w miesiącu u jednego z weterynarzy. Procedura nie jest anonimowa. Należy podpisać dwa dokumenty: zrzec się praw do czworonogów i zapisać suczkę bądź kotkę na bezpłatną sterylizację. 

Przez urząd w Aleksandrowie Łódzkim przewinęły się nie tylko psy i koty.Przez urząd w Aleksandrowie Łódzkim przewinęły się nie tylko psy i koty. fot. Katarzyna Rezler

Katarzyna Rezler: U nas jest lepiej niż w niejednym zoo

Widok psa, kota czy bociana (zdjęcie powyżej - red.) w urzędzie w Aleksandrowie Łódzki nikogo nie dziwi. 

Mamy Julkę, która była przywieziona ze schroniska. Jest z nami już piąty rok. Ona ma swój pokój w urzędzie i całodobową opiekę, bo panowie pracują na monitoringu i nie jest nigdy sama. Mamy też kota, który mieszka w wydziale promocji i mediów

- wylicza Rezler. Jak jest potrzeba, urząd zamienia się w dom tymczasowy dla zwierzaków. To tu pod czujnym okiem urzędników zwierzaki odzyskują siły, wiarę w człowieka a często i nowy dom. 

Jeżeli trafiają się jakieś szczeniaki, to są one u mnie w pokoju, w urzędzie. Każdy może przyjść i takiego psiaka adoptować

- mówi Katarzyna, która sama ma dwa adoptowane zwierzaki. Pierwszy jest ze schroniska, drugi to z kolei jeden ze wspomnianych maluchów znalezionych na mrozie. - Odkarmiałem te szczeniaki. Jednego już nie potrafiłam oddać - mówi. Ale w urzędzie goszczą też nieraz inni lokatorzy, mniej udomowieni. - Mieliśmy zajączki, bociany, sarenki. Także sowę, która latała po urzędzie. U nas jest lepiej niż w niejednym zoo - śmieje się Katarzyna. Był też kuny, dziki, jeże, pustułka... Długo by wyliczać. Zwierzęta, po pobycie w urzędzie, trafiają zwykle do nadleśnictwa, potem są wypuszczane na wolność. 

Więcej podobnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl

Złota jesień dla psa-seniora

Gmina ma również ciekawy program dla. tzw. tetryków - czyli psów-seniorów. - Pieski 10-letnie i starsze promujemy szczególnie. Jeśli rodzina zaadoptuje takiego psiaka, to wtedy ma dożywotnią opiekę weterynaryjną i specjalną karmę - podkreśla burmistrz. Pieniądze mogą być istotną zachętą, bo opieka na starszym psem jest zwykle kosztowana. Najważniejsze, jak podkreśla wielu urzędników, to zapewnić psiemu seniorowi godną jesień życia. 

Często tak jest, że zwierzaki odżywają i żyją jeszcze kilka lat po takich adopcjach. Na razie udało się znaleźć dom dla 12 takich staruszków. Ludzie się boją, że pies będzie z nimi krótko, ale dla psa rok czy dwa lata życia to bardzo dużo. Może je spędzić w super domu albo wciśnięty w róg boksu

- przekonuje Katarzyna. Do przyganiania staruszków namawia też Jola Wojciechowska ze schroniska "Psiakowo". 

Te starsze psiaki tak naprawdę nie są kłopotliwe. One potrzebują weterynarza, dobrej karmy i spokoju. I ten spokój te psiaki też nam dają. To są psy dla starszych ludzi. To jest trochę jak mieć przyjaciela w swoim wieku. To jest najlepsze co się może trafić

- podkreśliła. 

Schroniska święcą pustkami 

Wcześniej mieliśmy w schroniskach setki zwierząt. Po kilku latach okazało się, że nie mamy bezdomnego psa w schronisku. Nie ma w Polsce chyba takiej gminy, która ma taką sytuację. Zaczęliśmy też pomagać w adopcji zwierząt w innych samorządach - chwali się burmistrz. Dużo zwierzaków jest adoptowanych przez Polaków mieszkających za granicą. 

Łyszek przez 11 lat był w schronisku. W końcu znalazł szczęśliwy domŁyszek przez 11 lat był w schronisku. W końcu znalazł szczęśliwy dom fot. Jolanta Wojciechowska

Zdarzają się takie adopcje, które urzędnicy pamiętają latami. - To była adopcja psiaka Łyszka. Psiaka, który był po prostu brzydki. Trafił do nas mocno wychudzony, zaniedbany, krzywe zęby, kamień, dramat. Jak patrzyłam na tego psiaka, to mówiłam: matko kochana...- wspomina Jola Wojciechowska. To był pies "nieadopcyjny". Tak brzydki, że aż piękny - dodaje. W psie zakochała się jednak pani Agnieszka z Anglii. Papiery szybko zostały załatwione. Transport ogarnięty. - W którymś momencie dostałam filmik, na którym Łyszek czekał, aż jego pani wróciła z pracy. Ja takiego szaleństwa nie widziałam nigdy w życie. To aż rozdzierało serce - wspomina. 

Więcej o: