Portal Onet.pl przypomina, że przed siedmioma laty płocka diecezja uznała, że ks. Zdzisław W. miał wykorzystywać seksualnie Marka Lisińskiego. Lisiński domagał się od Kościoła wówczas 235 tys. zł. Nie doszło do ugody i sprawa ostatecznie trafiła do sądu, który w pierwszej instancji, powołując się m.in. na kościelne ustalenia, uznał duchownego za winnego i nakazał mu przeproszenie mężczyzny.
Zarówno Lisiński, jak i duchowny, złożyli apelację. Lisiński domagał się miliona złotych odszkodowania.
Więcej treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Jak informuje Onet.pl, w listopadzie w sprawie zapadło orzeczenie Sądu Apelacyjnego w Łodzi, a w grudniu pojawiło się uzasadnienie. Sąd uznał, że twierdzenia Lisińskiego są "niewiarygodne" z powodu m.in. "daleko idących rozbieżności w przedstawianiu tych samych wydarzeń".
Sąd nie wykluczył, że w trakcie procesu kanonicznego mogło dojść do popełnienia błędu i stwierdził jednoznacznie, że w aktach sądu biskupiego brak jest jakiegokolwiek dowodu potwierdzającego wersję Marka Lisińskiego.
- Nigdy się nie przyznałem, bo nic Lisińskiemu nie zrobiłem. (...) Lisiński to oszust i zamierzam walczyć o dobre imię w sądzie – mówił ks. Zdzisław W. przed dwoma laty w rozmowie z Wp.pl.
Marek Lisiński do 2019 r. kierował fundacją "Nie lękajcie się", zajmującej się osobami pokrzywdzonymi przez księży. Podał się do dymisji po tym, jak "Gazeta Wyborcza" ujawniła, że miał wyłudzić pieniądze od ofiary wykorzystywanej seksualnie przez księdza na leczenie rzekomej śmiertelnej choroby.