Na przejściu granicznym w Kuźnicy doszło 16 listopada do bitwy między polskimi służbami a migrantami próbującymi sforsować granicę. Ok. 100-osobowa grupa imigrantów miała zaatakować - jak relacjonowała Straż Graniczna - ogrodzenie i polskich funkcjonariuszy, rzucając w nich kamieniami, butelkami i granatami hukowymi.
W odpowiedzi polska policja użyła armatek wodnych. Atak trwał ponad dwie godziny. Rannych zostało dziewięciu policjantów, dwóch funkcjonariuszy Straży Granicznej i żołnierz.
Granatów hukowych - jak relacjonowały polskie służby - dostarczyć miały migrantom służby białoruskie, które też miały sterować działaniami imigrantów i zachęcać ich do agresywnych zachowań (strona białoruska informowała po szturmie w Kuźnicy, że to polscy żołnierze i funkcjonariusze rzucali w imigrantów granatami hukowymi).
Więcej podobnych informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Stanisław Żaryn, rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych, pokazał na konferencji prasowej we wtorek (14 grudnia) zdjęcia ze szturmu na przejściu granicznym, na którym widoczny jest mężczyzna w kurtce z kapturem. Obok niego stoi kilku innych mężczyzn, wyglądających na jego ochroniarzy.
- To był człowiek, który zwrócił uwagę naszych żołnierzy i strażników granicznych swoim zachowaniem. Wyglądał na osobę skierowaną tam do jakichś działań nadzorczych, kontrolnych. Który wydawał się "trzymać rękę na pulsie" w związku z tym, co się działo na tym odcinku naszej granicy - opisał Żaryn. Rzecznik poinformował, że udało się ustalić personalia mężczyzny: - To generał major Roman Podliniew, zastępca szefa białoruskich pograniczników.