W piątek rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn zaprezentował dowody na zaangażowanie białoruskich służb specjalnych w działania przeciwko Romanowi Protasiewiczowi. "To białoruskie KGB zmusiło samolot z Protasiewiczem na pokładzie do lądowania w Mińsku" - podkreślił rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych.
Z informacji przedstawionych w materiale filmowym wynika, że 30 minut po rozpoczęciu pracy przez kontrolera Olega Galegowa na salę operacyjną białoruskiej przestrzeni na lotnisku w Mińsku weszli prezes białoruskiej agencji kontroli powietrznej oraz oficer białoruskich służb specjalnych. Po rozmowie z przełożonym kontrolerów ten pierwszy opuścił salę, a przełożony poinformował Galegowa i drugiego kontrolera, że na pokładzie samolotu Ryanaira znajduje się bomba i że musi wylądować on na lotnisku w Mińsku. Działo się to w czasie, kiedy polski statek powietrzny wchodził w białoruską przestrzeń powietrzną.
"Dla kontrolera lotów utworzono nowe stanowisko pracy oraz wbrew przyjętym standardom wygenerowano inną częstotliwość na potrzeby komunikacji z samolotem Ryanair. Zabieg ten sprawił, że korespondencja nie była słyszalna dla załóg innych samolotów" - słyszymy dalej. Jak ustalono, wbrew zasadom bezpieczeństwa obsługę tego lotu zapewniał jeden kontroler. Miejsce obok niego zajął oficer białoruskich służb, który przez cały czas nadzorował jego pracę oraz wydawał mu polecenia. "Pozostawał on także w kontakcie telefonicznym z osobą, do której zwracał się Andrieju Anatoliewiczu, raportując mu na bieżąco przebieg wydarzeń" - przekazano w materiale.
Więcej informacji na stronie głównej Gazeta.pl
Kontroler powiadomił więc załogę samolotu Ryanaira o tym, że na pokładzie może znajdować się bomba i zarekomendował lądowanie na lotnisku w Mińsku. Dodał, że informacja o ładunku wybuchowym pochodzi od służb specjalnych. "Po wielokrotnych, nieuprawnionych sugestiach kontrolera, który wbrew zasadom wskazywał miejsce lądowania, załoga nadała sygnał Mayday i około godz. 9:48 czasu uniwersalnego - na dwie minuty przed wejściem w litewską przestrzeń powietrzną - skierowała samolot do Mińska" - słyszymy. Wówczas białoruski oficer opuścił salę operacyjną.
Informacja o zagrożeniu bombowym miała zostać przekazana mailowo przez Hamas. Organizacja ta jednak stanowczo odcięła się od tego zdarzenia. Najistotniejsze w tym - jak podkreślono w materiale - jest to, że mail został wysłany na lotnisko w Mińsku o godz. 9:56, czyli niemal 30 min po tym, jak informacja o bombie została przekazana załodze samolotu przez kontrolera. Konto pocztowe założono prawdopodobnie za pomocą anonimizującej sieci Tor, specjalnie na potrzeby na tej operacji. Zostało utworzone 14 maja 2021 roku i wykorzystane jedynie do wysłania tej jednej wiadomości.
Jak zaznaczono, samolot został ustawiony w pobliżu terminala, w którym znajdowały się osoby postronne. Na jego pokład weszli funkcjonariusze białoruskich służb, którzy zachowywali się zupełnie nieadekwatnie do możliwego zagrożenia. "Wyprowadzanie pasażerów było prowadzone w sposób niespieszny, a przeszukiwanie bagaży potencjalnie niebezpiecznych odbywało się w bezpośrednim sąsiedztwie samolotu, na pokładzie którego mógł znajdować się rzekomy ładunek wybuchowy. Oficer KGB wydawał polecenia kontrolerowi lotu na wieży w Mińsku, co wynika z zabezpieczonych przez ABW nagrań" - słyszymy w prezentowanym materiale.
Z materiału dowodowego zgromadzonego w trakcie śledztwa jednoznacznie wynika, że nie istniało żadne zagrożenie bombowe, a cała operacja została sprowokowana przez stronę białoruską.
Roman Protasiewicz i jego partnerka Sofia Sapiega zostali zatrzymani w maju tego roku po wymuszonym lądowaniu w Mińsku samolotu lecącego z Aten do Wilna. Oboje byli na jego pokładzie. Zostali oskarżeni o pomoc w organizacji demonstracji antyrządowych po ubiegłorocznych sierpniowych wyborach prezydenckich, uznawanych za sfałszowane, w których zwyciężył Aleksander Łukaszenka.
Aresztowanie stało się jednym z powodów gwałtownego pogorszenia relacji Mińska z Zachodem. Unia Europejska i Stany Zjednoczone wprowadziły sankcje wobec białoruskich firm i oficjalnych polityków - najbardziej surowe z dotychczasowych.
Krótko po zatrzymaniu pary wyemitowano nagrania wideo z wypowiedziami Protasiewicza i Sapiegi. Już wtedy ich znajomi twierdzili, że zostały one nagrane pod przymusem i że jest to normalna praktyka działań reżimu Łukaszenki wywierania nacisku na jego krytyków. Rodzice Romana mówili, że na jego twarzy były widoczne ślady pobicia.
Niezależni komentatorzy zwracają uwagę, że białoruska propaganda rządowa starała się usprawiedliwić zatrzymanie opozycjonistów. Pokazano między innymi wywiad z Protasiewiczem, w trakcie którego przyznał się do spiskowania przeciwko władzy. Niektórzy eksperci pokazywanie opozycjonisty w telewizji porównywali do stalinowskich procesów.