"'Bo on już strasznie stary jest, ostatnio coś mało je, prawie się nie rusza i my po prostu nie chcemy, żeby on cierpiał"'. Co roku w grudniu to samo, przychodzi ich co najmniej kilku i już wiem, że się zaczęło..." - tak swój wpis zaczyna Maria Zaczek prowadząca w mediach społecznościowych profil WeteryMaria. Na co dzień pracuje w jednym z gabinetów w Manchesterze, ale problem usypianych i oddawanych przed świętami zwierząt jest uniwersalny - i dotyczy także Polski.
"Spoglądam na psiego staruszka, który co prawda posiwiał już na pyszczku, ale nie wygląda na stojącego nad grobem. Może stawy ma już nie pierwszej młodości, ale nie przeszkadza mu to we wskakiwaniu na stolik... Nie przestaje wyszukiwać smaczków, które wyjada z mojej dłoni, więc raczej nie narzeka na brak apetytu. Przebadałam od nosa po ogon - prócz tragicznego stanu zębów - bez odchyleń. I zaczynam tłumaczenie - że trzeba pomyśleć o badaniach, umówić się na zabieg stomatologiczny, że pies jest ogólnie w dobrej kondycji..." - opisuje, dodając, że od właściciela słyszy: "Eee, pani! Ale on już przecież tyle lat ma, nie będziemy żadnych zabiegów mu robić. My to już nie chcemy, żeby on się męczył".
Spoglądam na merdający ogon i pełne błysku oczy. I staram się, tłumacze, mówię - "Tu nie ma wskazań do eutanazji, ten pies nie jest chory, proszę państwa, on ma po prostu 15 lat." Oburzenie i szok. Żadnego zabiegu nie będzie, "tylko by chciała pani kasę wyciągać!" Oni chcą go uśpić i w takim razie, to oni zmieniają lekarza.
Za chwilę Święta, a w gabinetach właśnie się zaczyna... Święta u nas to nie tylko gryzaki w święte mikołaje i psy zatrute czekoladą... Oznacza to też, że jak co roku coraz więcej osób zabiera się za "świąteczne porządki". Bo przecież rodzina przyjeżdża w odwiedziny... Bo przecież dom na święta musi wyglądać ładnie. A taki stary pies w kącie, z pogorzeliskiem w paszczy, jakoś zupełnie nie pasuje do migoczących światełek i Last Christmas na głośnikach. Czas zrobić miejsce na szczeniaczka pod choinką, no a stary pies to jakoś tak mało świąteczny i nie wpasowuje się w klimat. Więc zabierają go do lecznicy z powtarzanym jak mantra "my to już nie chcemy, żeby on cierpiał"...
- dodaje.
Jej słowom wtóruje Przemysław Łuczak, weterynarz, który w 2019 roku w rozmowie z Gazeta.pl mówił, że jest kilka okresów, w których Polacy masowo porzucają swoje zwierzęta, a jednym z nich jest także ten wakacyjny. Opisał też historię 12-letniego yorka, którego właściciele przynieśli do uśpienia, bo chcieli wyjechać na urlop. - Powiedziałem szefowej, że nie uśpię psa. Kazałem tym ludziom podpisać dokument, w którym zrzekli się psa. Wziąłem zwierzę pod pachę, powiedziałem "żegnam" i wyszedłem (...) Wakacje i święta to jest "boom". Ludzie przychodzą i mówią, że pies kaszle, więc trzeba go uśpić. A nie daj Boże, jak kaszle i jest stary. Starość to idealna okazja do eutanazji. Warstwa kłamstwa jest cienka i szyta grubymi nićmi - opowiadał Łuczak.
W Anglii czy w Szwecji weterynarz często odmówić nie może - ma wykonać prośbę właściciela.
W tegorocznym, przedświątecznym wpisie Łuczak wskazuje z kolei: "Prezenty kupiony? Jeszcze nie? To może mały poradnik świąteczny? Co może wam zaproponować lekarz weterynarii jak nie fantastyczny temat "jakie zwierzątko pod choinkę?". Opisuje, że wiele osób przed świętami decyduje się na zakup zwierząt - niejednokrotnie z nielegalnie działających w Polsce pseudohodowli, które sprzedają zwierzęta chore i rozmnażane bez kontroli ("na pewno trafi się jakiś ładny yorkmaltańczyk francuski za 2 stówy, a może nawet sprzedadzą ci go w wieku 5 tygodni, to i na pudle przyoszczędzisz, bo w małym się zmieści"). Inni z okazji świąt decydują się na wzięcie zwierzęcia ze schroniska - ale również nie jest to przemyślana decyzja. I apeluje - niech zwierzęta nie będą nigdy świątecznym prezentem kupionym lub przygarniętym dla kaprysu.
Słysząc w radiu „Last Christmas" i fragment "Last Christmas, I gave you my heart but the very next day you gave it away" nietrudno go nie odnieść do tego co zaraz się wydarzy. Króliki, koty, węże, psy, świnki morskie pod choinkę, a jeszcze przed styczniem do schronisk, fundacji i śmietników
Nie ważne ile razy by się to tłukło, to rok w rok to samo. Wynika to z tego, że zwierzę traktowane jest jako tak naprawdę mała odpowiedzialność. Czego nauczysz dziecko, gdy oddasz to zwierzę za tydzień lub wywalisz je na śmietnik? No tak... wychowany na twój obraz i podobieństwo. (...) Zwierzę to olbrzymia odpowiedzialność, której podjęcie się wymaga świadomej i dojrzałej decyzji. Dlaczego zakładasz, że coś, z czym nie daje sobie rady osoba dorosła, ogarnie dziecko?
Koszt opieki nad zwierzęciem, koszt pomocy medycznej itp. to są twoje koszta i Ty je poniesiesz, a nie dziecko. Kwestie budżetu rodzinnego również ustalasz z dzieckiem?
Wiesz, co będzie świąteczną nauką odpowiedzialności? Spacer do schroniska i pokazanie dziecku, czym jest jej brak. Pokażesz też wtedy, że na świecie są idioci, ale ono nie musi nim być. Traktowanie żywych stworzeń jak rzeczy do nie nauka odpowiedzialności - to egoizm
- wskazuje.
Dwa lata temu amerykańskie CDC (Centers for Disease Control and Prevention) opublikowało badanie na temat śmiertelności wśród weterynarzy w Stanach Zjednoczonych - wynika z nich, że lekarze weterynarii są narażeni na długotrwały stres, częściej niż przedstawiciele innych zawodów popełniają samobójstwa. Powody to przepracowanie, rosnące wymagania klientów - ale też konieczność wykonywania eutanazji. Polskich danych nie ma - ale, jak podaje "Gazeta Wyborcza", z badań Natalii Strokowskiej (Vetnolimits) wynika, że co piąty polski lekarz weterynarii zmierzył się z poważnym kryzysem psychicznym. - Pękłam w dniu, w którym musiałam wykonać dziewięć eutanazji. To był 23 grudnia, data znana wśród weterynarzy na całym świecie jako dzień "świątecznych porządków" - mówi w rozmowie z "GW" jedna z bohaterek reportażu. Inna dodaje: - Cała nasza branża przesiąknięta jest umieraniem. Śmierć wydaje nam się prostym i idealnym rozwiązaniem. W końcu wiemy o niej wszystko. Oswajamy ją każdego dnia. To skrajnie niebezpieczne myślenie.