W programie "Czarno na białym" TVN24 wyemitowano reportaż z granicy. Jednym z jego bohaterów jest Mustafa, Marokańczyk, który nielegalnie przedostał się przez polsko-białoruską granicę. Nie miał przy sobie dokumentów ani telefonu - ukradziono mu te rzeczy jeszcze na Białorusi.
- Kiedy udało mi się przedostać z białoruskiej na polską stronę, szedłem przez las jakieś 20 km. Mam cukrzycę, więc kiedy spadł mi cukier, zacząłem tracić siły. Do tego w zranioną nogę wdała się jakaś infekcja, nagle upadłem i czułem, że nie jestem w stanie już wstać. Nie byłem w stanie już mówić, leżałem w środku lasu - mówi mężczyzna.
Więcej informacji o kryzysie na granicy znajdziesz także na stronie głównej Gazeta.pl.
- Nie piłem wody od trzech dni, bez jedzenia byłem od ośmiu, nie licząc roślin, które jadłem w lesie. Jadłem je, choć nie wiedziałem, czy są jadalne, ale co miałem robić głodny w lesie? Drewna przecież się nie je - dodaje Mustafa. Okoliczni mieszkańcy znaleźli go nieprzytomnego w lesie po polskiej stronie. Marokańczyk zaznacza, że nic wtedy nie czuł. - Poza tym, że czekam na śmierć, która zaraz nadejdzie - mówi w reportażu "Czarno na Białym".
Jedna z kobiet, która pomagała mężczyźnie, podkreśla, że chcieli mu pomóc, bo "ewidentnie umierał". Zabrano go do domu. Mustafa stwierdza, że ci ludzie uratowali mu życie. - Pojawili się w tym lesie jak anioły - mówi i dodaje, że kobieta, do której domu trafił, opiekowała się nim jak własna matka.
Mieszkańcy okolicznych miejscowości nie tylko pomagają migrantom poprzez wpuszczanie ich do swoich domów, lecz także oddawanie im swoich ubrań i butów. - To już nie pierwszy raz, jak ktoś z nam im coś zostawia, bo przecież wiemy, że w domu mamy jeszcze buty, mamy kurtkę, to nie jest problem - mówi Katarzyna Wappa, jedna z mieszkanek Hajnówki, która podczas akcji pomocowej oddała cudzoziemce buty, które miała na stopach.
- Ja nie będę spała w mokrym, zimnym lesie, ja się położę do ciepłego łóżka po tym, jak zjem ciepłą kolację, a tam pani spędzi w tym lesie tę noc - podkreśla kobieta.
Inny z bohaterów reportażu opowiadał, że najgorszy jest płacz dzieci, który niesie się po okolicznych lasach. - Codziennie wieczorami i w nocy słyszę płacz i wycie dzieci z pobliskich lasów i jest to przerażające. Trudno ustalić kierunek, z którego dochodzi płacz - mówił.
"Doskonały reportaż 'Czarno na białym' w TVN24 z Podlasia o dramatach na granicy… właściwy ton i proporcje..., doskonały, bo opowiedziany cicho, prawie szeptem, dlatego taki mocny i donośny, przyjmujący" - napisał o materiale Krzysztof Piesiewicz.