Polskie władze starają się pokazać za granicą swój punkt widzenia na sytuację na granicy Polski i Białorusi. Problem w tym, że mówią nieprawdę na temat traktowania migrantów na pograniczu.
W opublikowanym w ubiegłym tygodniu wywiadzie niemiecki dziennik "Bild" pytał o traktowanie uchodźców na granicy i zarzuty łamania prawa międzynarodowego i europejskiego, w tym "ignorowane wniosków o azyl, wypychanie zmarzniętych i rannych ludzi z powrotem za granicę". Morawiecki odpowiedział:
Wręcz przeciwnie: osoby, które znajdują się w lesie po tej stronie granicy, trafiają albo do szpitala, albo do obozu, gdzie mogą ubiegać się o azyl. W ten sposób wiele osób uchroniliśmy przed zamarznięciem na śmierć.
Jednocześnie przyznał, że polskie prawo zezwala na - niezgodne z prawem europejskim - push-backi. - Musimy być w stanie odepchnąć tych, którzy naruszają nasze granice - stwierdził. W podobnym tonie wypowiadał się prezydent Andrzej Duda podczas wizyty w Macedonii Północnej. - Ci spośród migrantów, którzy przejdą na stronę polską nielegalnie, jeśli potrzebują pomoc, otrzymują ją w każdym przypadku - stwierdził.
Te wypowiedzi są sprzeczne z tym, co relacjonują aktywiści na granicy, sami migranci, a także z informacjami pochodzącymi bezpośrednio od służb. Choć te chętnie pokazują np. zdjęcia funkcjonariuszy dających migrantom posiłki i napoje, to jednocześnie informują o sprzecznych z prawem międzynarodowym wywózkach (tzw. push-backi). W rozmowie z Gazeta.pl Marta Górczyńska, prawniczka z Grupy Granica, mówiła:
Z naszych doświadczeń wielu miesięcy pracy w terenie wynika, że ta sytuacja wygląda zupełnie inaczej, niż przedstawiają to prezydent czy premier. Mamy udokumentowanych wiele przypadków naruszeń: osobom w złym stanie zdrowia nie udzielano pomocy, tylko wypychano je do Białorusi; w niektórych przypadkach osoby prosto ze szpitala, gdzie leczono je np. na hipotermię czy urazy, były odwożone na granicę białoruską.
Premier Morawiecki sugerował, że osoby zatrzymane przez Straż Graniczną mogą ubiegać się w Polsce o ochronę międzynarodową (udzielenie statusu uchodźcy). Jednak liczne relacje pokazują, że osoby wyrażające chęć złożenia takiego wniosku często i tak są wywożone na Białoruś.
- Nieprawdą jest też twierdzenie, że te osoby mogą składać wnioski o azyl. Każda osoba, która złoży wniosek o udzielenie ochrony międzynarodowej, powinna zostać zabrana do odpowiedniego ośrodka, powinny być przyjęte od niej odpowiednie wnioski i rozpoczęta procedura. Wiemy, że w wielu przypadkach tak się nie dzieje. Te wnioski są ignorowane przez strażników granicznych i te osoby są wypychane do Białorusi - powiedziała Górczyńska.
Dotyczy to zarówno głośnych spraw, jak i osób, które pozostają anonimową cyfrą w statystach podawanych przez Straż Graniczną. Na przykład grupa ludzi, w tym dzieci, z Michałowa, po zatrzymaniu została zabrana do placówki SG. Tam - jak wiemy z relacji aktywistów i dziennikarzy - deklarowali, że chcą azylu w Polsce. Po kilku godzinach zostali zabrani i - jak okazało się później - wywiezieni do lasu na Białoruś.
W podobnej sytuacji była grupa 32 jazydów, którzy na długi czas zostali uwięzieni w lesie na pograniczu. Jak relacjonowali, po przekroczeniu granicy w sposób nielegalny nie mieli możliwości ubiegania się o azyl, tylko zostali wywiezieni na Białoruś. Jazydzi to mniejszość etniczna, zamieszkująca m.in. północ Iraku. Po 2014 roku padli ofiarą ludobójstwa ze strony islamistów, a lata później wciąż nie czują się bezpiecznie.
Jeżeli migrantom udaje się składać wnioski o ochronę międzynarodową, to często dzięki temu, że w lasach odnajdują ich wolontariusze, wśród których są prawnicy. - Kiedy my monitorujemy te sprawy, to takie wnioski są przyjmowane. Udzielamy azylantom pomocy prawnej jako pełnomocnicy tych osób czy składamy wnioski do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka o wydanie zarządzeń tymczasowych. Ale to nie powinno tak wyglądać - podkreśliła prawniczka z Grupy Granica. - Powinno być tak, że gdy funkcjonariusz spotyka w lesie osobę, która przybyła z Białorusi, to taka osoba powinna mieć możliwość złożenia wniosku i wszczęcia wobec niej procedur. Bez względu na to, czy są z nią prawnicy, czy nie - dodała prawniczka.
Czasem nie pomagają nawet zarządzenia Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Wydano je wobec grupy Afgańczyków, którzy koczowali przy granicy w Usnarzu i mówili aktywistom, że chcą złożyć w Polsce wnioski o ochronę międzynarodową. Jednak te wnioski zignorowano, a oni zostali dwukrotnie wypchnięci na Białoruś. Najpierw gdy koczowali w Usanrzu, a później gdy przeszli przez ogrodzenie graniczne na stronę polską.
Ponadto niemal każdego dnia Straż Graniczna informuje o tym, że wobec jakiejś liczby osób funkcjonariusze SG "wydali postanowienia o opuszczeniu terytorium Polski". Tak określane są stosowane na podstawie znowelizowanej ustawy wywózki (lub push-backi). Kiedy stosowane są wobec osób, do których wcześniej nie dotarli aktywiści - szczególnie w strefie stanu wyjątkowego - nie ma możliwości niezależnej weryfikacji, czy i ile z tych osób wyrażało wolę ubiegania się o azyl w Polsce. Migranci mówią także o przemocy ze strony polskich służb.
Na temat push-backów ludzi, którzy chcieli ubiegać się o azyl, wypowiedziała się po wizycie w Polsce Dunja Mijatović, komisarz praw człowieka Rady Europy:
Osobiście słuchałam przerażających relacji o skrajnym cierpieniu zdesperowanych ludzi - wśród nich wielu rodzin, dzieci i osób starszych - którzy z powodu push-backów spędzili tygodnie, a nawet miesiące w ekstremalnych warunkach w zimnych i wilgotnych lasach. W niektórych przypadkach rodziny były rozdzielane. Widziałam wyraźne oznaki ich cierpienia: rany, odmrożenia, narażenie na ekstremalne zimno, wyczerpanie i stres. (...) Nie mam wątpliwości, że wypychanie kogokolwiek z tych ludzi na granicę doprowadzi do jeszcze większego cierpienia ludzkiego i większej liczby zgonów.
Marta Górczyńska zwróciła uwagę, że "głównym problemem, umyślnie pomijanym w tych wypowiedziach, jest to, że sytuacja na Białorusi jest niebezpieczna dla zawracanych tam osób". - Potwierdzają to kolejne raporty i śledztwa dziennikarskie. Kwestią nie jest tylko udzielanie doraźnej pomocy, tylko to, że Polska nie respektuje swoich zobowiązań wynikających z prawa międzynarodowego - powiedziała prawniczka z Grupy Granica.
Te osoby na Białorusi są traktowane nieludzko i w sposób naruszający ich prawa. Są poddawane torturom, są szczute psami, są okradane, bite, zmuszane do ponownego przekraczania granicy do Polski
- dodała.
Relacje pokazują też, że migranci nie mają na Białorusi możliwości ubiegania się o azyl. Kurdyjski dziennikarz, który miał poprosić tam o azyl, relacjonował, że został pobity i wrzucony do samolotu. Nawet w relacjach polskich władz pokazywane jest, że białoruskie służby stosują przemoc i naruszają prawa migrantów. "Białoruskie służby zabierają migrantom pieniądze i dokumenty oraz zmuszają ich do nielegalnego przekraczania polskiej granicy" - informowało Ministerstwo Obrony. Z kolei na opublikowanym przez MON nagraniu widać, jak "białoruskie zastraszają migrantów, oddając strzały w ich obecności" i stosują wobec nich przemoc. Pomimo tego rząd stosuje polityk wywózek z powrotem na Białoruś wobec osób, które przedostają się do Polski.
- Naszym zdaniem żadna osoba nie powinna być odsyłana na Białoruś. Polska z punktu widzenia prawa międzynarodowego i krajowego jest odpowiedzialna za każdą osobę, która znajdzie się na jej terytorium. I zgodnie z przepisami nikt nie może być odesłany do kraju, w którym grozi mu niebezpieczeństwo. Białoruś jest teraz krajem niebezpiecznym dla tych ludzi - podkreśliła Górczyńska.