Policja zatrzymała trzy osoby ws. zniszczenia aut Medyków na granicy. "Środowisko pseudokibiców"

Trzy osoby z Białegostoku zostały zatrzymane w sprawie zniszczenia aut Medyków na granicy. Ratownicy wolontariusze udzielali pomocy medycznej uchodźcom w lasach przy granicy z Białorusią. W nocy z soboty na niedzielę powybijano szyby w ich prywatnych samochodach.
Zobacz wideo Czy należy umiędzynarodowić konflikt na granicy? Piecha: Jest to właściwy moment

Podlaska policja zatrzymała troje mieszkańców Białegostoku w sprawie zniszczenia samochodów Medyków na granicy - poinformował reporter radia RMF MAXXX Robert Bońkowski.

Zatrzymani to dwóch mężczyzn w wieku 25 i 23 lat oraz kobieta w wieku 23 lat. "Osoby związane są z grupą pseudokibiców. W ich mieszkaniach znaleziono min. maczety" - napisał dziennikarz. 

Więcej wiadomości znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl 

"Haniebny czyn"

Grupa Medycy na granicy zakończyła działalność przy granicy w niedzielę, dzień wcześniej, niż planowała. Powodem, jak poinformowano na poniedziałkowej konferencji prasowej, było zniszczenie samochodów medyków.

 - Najważniejszą zasadą w ratownictwie medycznym jest bezpieczeństwo osób, które udzielają pomocy i zawsze najważniejsze dla nas było to, aby wszyscy nasi ludzie bezpiecznie wrócili z granicy. Niestety to, co wydarzyło się wczoraj rano, sprawiło, że nasz specjalista ds. bezpieczeństwa uznał sytuację za niebezpieczną, a ryzyko naszych działań określił jako nieakceptowalne - powiedział na konferencji Jakub Sieczko, koordynator grupy. Przypomniał, że w niedzielę rano ktoś uszkodził pięć samochodów należących do medyków.

- Prawdopodobnie zostały zniszczone przy użyciu siekier i noży. Cztery samochody to były prywatne auta naszych medyków, piąty należał do ekipy dokumentalistów, która towarzyszyła nam w działaniach. Nie wiemy, kto to zrobił. Sprawą zajmuje się Komenda Wojewódzka Policji w Białymstoku. Członkowie zespołu złożyli obszerne zeznania. Liczymy na to, że sprawcy tego haniebnego i nieakceptowalnego czynu zostaną ujęci. W sytuacji, gdy auta naszego zespołu są atakowane siekierami i nożami, mieliśmy pełne prawo spodziewać się tego, że następnym razem zostaniemy zaatakowani my osobiście. W takiej sytuacji zmuszeni byliśmy podjąć decyzję o tym, że nasza działalność na granicy musi zostać zawieszona - podkreślał Sieczko. 

Więcej o: