Dziennikarze zatrzymani przez wojsko: "Won, k***!", "ręce w górze". Kuriozalne tłumaczenie [NAGRANIE]

- Uzbrojeni mężczyźni zagonili nas pod płot, kazali się rozebrać, zdjęto z nas okrycia wierzchnie. Kazano nam trzymać ręce nad głowami. Po pewnym czasie zostaliśmy skuci plastikowymi kajdankami - mówi Maciej Moskwa. W ten sposób fotoreporter opisuje zatrzymanie trzech dziennikarzy przez żołnierzy na terenie, który nie jest objęty strefą stanu wyjątkowego. Na nagraniu z interwencji słychać m.in., jak żołnierze krzyczą do dziennikarzy: "won z samochodu, k***!". Do sprawy odniósł się Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych.
Zobacz wideo Legitymizacja władzy Łukaszenki? Komorowski komentuje rozmowę Merkel

Press Club Polska poinformował w środę o ataku na dziennikarzy w miejscowości Wiejki niedaleko Michałowa na Podlasiu. Do zdarzenia miało dojść we wtorek około godziny 16:00.

Żołnierze zaatakowali fotoreporterów? Byli poza strefą stanu wyjątkowego. "Won z samochodu, k***!"

Maciej Moskwa, jeden z zatrzymanych fotoreporterów, rozmawiał z dziennikarzem TVN24. - Podeszliśmy z aparatami pod bramę obozu wojskowego, chcieliśmy udokumentować obecność wojska. Przedstawiliśmy się, powiedzieliśmy, że jesteśmy z mediów, z prasy. I po prostu wykonaliśmy zdjęcia. Byliśmy absolutnie poza strefą stanu wyjątkowego, w dużej odległości od jej granicy. Wróciliśmy do samochodu i chcieliśmy jechać dalej. Zostaliśmy zatrzymani. Uzbrojone osoby w mundurach Wojska Polskiego stanęły przed i za samochodem - powiedział.

Jak dodał, do auta podszedł "bardzo agresywny funkcjonariusz" i posługując się "bardzo wulgarnym, prymitywnym językiem" kazał fotoreporterom wysiąść. Fotoreporterzy kilkukrotnie powtarzali, że są dziennikarzami. - Uzbrojeni mężczyźni zagonili nas pod płot, kazali się rozebrać, zdjęto z nas okrycia wierzchnie. Kazano nam trzymać ręce nad głowami. Po pewnym czasie zostaliśmy skuci plastikowymi kajdankami. W moim przypadku były one znacznie za mocno założone. Musiałem podnosić ręce do góry, żeby mogła mi spływać krew - zaznaczył Moskwa. Dodał, że wojskowi zaczęli przeszukiwać zawartość aparatów. - Po pewnym czasie przyjechała policja, zostaliśmy rozkuci. Policjanci nie wylegitymowali tych osób w mundurach. Policjanci również przeszukali nasze materiały dziennikarskie, przekraczając swoje uprawnienia - przekazał w rozmowie z TVN 24 Maciej Moskwa.

Nagranie ze zdarzenia udostępnili fotoreporterzy. Wynika z niego, że żołnierze mówili m.in.: "Wysiadasz, czy mam cię wysadzić? Już! Wysiadaj z samochodu. W tej chwili, k***a! (...) K***a wysiadaj z samochodu, bo cię wysadzę". - Jakie krzyczenie? Już wysiadam, zaparkuję - odpowiada dziennikarz. - Masz minutę, raz! - mówi żołnierz. - Jestem dziennikarzem - mówi dalej fotoreporter. - Wysiadaj, powiedziałem! Drugi też! Won z samochodu, k***! - krzyczy funkcjonariusz. Potem nagranie się urywa. Onet dotarł do jego dalszej części, którą cytujemy poniżej:

– Twarzą w tamtą stronę. Odsunąć się od siebie. Słuchaj, bo nie powtórzę drugi raz. Wyjmować wszystko, k..., z kieszeni. I na ziemię wyrzucić. Wyrzucaj wszystko z kieszeni, bo ci sam wyjmę.

– On nie rozumie po polsku [chodzi o czeskiego fotografa Martina Divíška - red.] – stwierdza jeden z fotoreporterów.

– To mu, k..., wytłumacz. I ten, k..., aparat na ziemię. Kurtkę zdejmuj i na ziemię (...) K... dziennikarze. Gdzie legitymacja jest twoja? Na ch... czekasz, gdzie legitymację masz? Od góry do dołu go czesać.

– Ręce trzymaj w górze! Wszystko wyjąłeś z kieszeni? Nie odwracaj się. Ręce w górze.

– Dawaj go. Wyciągnij, k..., wszystko, bo ci zaraz sam wyciągnę. Dokumenty! Legitymacja prasowa! Do siatki się odwróć. I czekać na SKW. Samochód przeszukiwać. Wszystko z samochodu i na tamtą stronę.

Więcej informacji znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl

- Kiedy zgłosiłem im, że mam na rękach obrażenia po kajdankach, jeden z funkcjonariuszy stwierdził, że mogłem to zrobić zegarkiem. Nie zostały nam przedstawione żadne zarzuty. Na koniec interwencji policjanci powiedzieli nam tylko, że możemy złożyć zażalenie oraz że możemy zgłosić tę sytuację na komendzie w Białymstoku - mówił Onetowi Maciej Moskwa.

Gen. Piotrowski: "Nikt nikogo nie uderzył, nikt nikomu nie ubliżał". Argument o zaroście

Do zdarzenia odniósł się też Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych gen. broni Tomasz Piotrowski. Jak stwierdził, żołnierze zobaczyli "trzech mężczyzn, którzy się czają, są zamaskowani, w ciemnych kurtkach". Dodał, że nie reagowali oni na wezwania do zatrzymania i nie mieli widocznych oznaczeń, świadczących o tym, że są fotoreporterami. - Okazuje się, że dwóch z nich ma zarost, co w warunkach ograniczonej widoczności można różnie odebrać. (...) Doskonale wiemy, że w warunkach takich, jak tam - narastającego napięcia, tak jak tam w pasie przygranicznym, przy sytuacji wyjątkowej, każdy może powiedzieć, że jest dziennikarzem. Każdy powinien mieć oznakowania zgodne z prawem, tak żeby nie utrudniać, nie szukać sensacji tam, gdzie jej nie ma, tylko pomóc tam, gdzie jest to potrzebne - powiedział gen. Piotrowski.

- Więc, w tej sytuacji trudnej, obciążającej, dochodzi na pewno do prawidłowego zatrzymania, bo to oceniła policja. A to, że ktoś w tej chwili mówi, że został poturbowany, że został pobity, absolutnie do niczego takiego nie doszło. Nikt nikogo nie uderzył, nikt nikomu nie ubliżał, nikt nikogo nie szarpał. Tak wyglądała sytuacja i jest to udowodnione i przez żołnierzy, których meldunki otrzymałem i z notatki policyjnej - stwierdził wojskowy.

Więcej o: