- Na razie jest spokojnie. Jest pirotechnika, ale nie doszło do incydentów, jak w zeszłym roku - ocenił wydarzenie prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Mimo to na Marszu Niepodległości nie zabrakło haseł i aktów nienawiści: narodowcy spalili tęczową flagę LGBT, którą później opluł chłopiec przyprowadzony przez ojca, spalone zostały także flaga Niemiec i zdjęcie szefa PO Donalda Tuska. - Hasła, które są skandowane są wprost antymigranckie, anty-LGBT. To nie są hasła przepełnione radością, miłością, tolerancją. To hasła pełne agresji i nienawiści - relacjonował reporter TVN24.
Relacje z Marszu Niepodległości podawali dziennikarze wszystkich ogólnopolskich mediów. Paweł Orlikowski z WP dotarł do Roberta Bąkiewicza, głównego organizatora pochodu. Rozmowa dotyczyła apelu Bąkiewicza o zachowanie spokoju i odpowiedzialności w trakcie wydarzenia. Prezes stowarzyszenia Marszu Niepodległości podkreślił, by nie dać się prowokować. - Prowokatorów jest tu na pewno bardzo dużo. Też wśród dziennikarzy, którzy wykonują swoją pracę na pewno nie dla Polski, a często dla jakichś zewnętrznych podmiotów - powiedział.
Więcej informacji o Marszu Niepodległości znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl >>>
Bąkiewicz wyraził dumę z państwowego statusu marszu narodowców. - Cieszę się, że Polacy mogą iść pod biało-czerwoną flagą, w dodatku w sytuacji zagrożenia na granicy Polski z Białorusią i zagrożenia suwerenności państwa polskiego, które płynie z Berlina. Cieszy, że coś nas jednoczy. Większość z nas, pomimo jakichś ideowych podziałów, myśli w dużej części przynajmniej podobnie - powiedział.
Dziennikarz WP chciał jeszcze zapytać Bąkiewicza, czy nie ma żalu do premiera Mateusza Morawieckiego i prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o nieobecność na pochodzie. Nim organizator zdążył odpowiedzieć, jego ochroniarz przerwał wywiad i zaczął wypraszać reportera. Chwilę potem podeszli dwaj kolejni i odsunęli dziennikarza od Roberta Bąkiewicza. Sytuację tę można zobaczyć na stronie WP.