Do tragicznego zdarzenia doszło w piątek 29 października po południu w Swarzędzu pod Poznaniem (woj. wielkopolskie). 50-letni mężczyzna wybrał się do przychodni, w której był umówiony na wizytę. Na miejsce jednak nie dotarł - zasłabł 150 metrów przed budynkiem - informuje TVN24.
Lidia Chałasiak, partnerka zmarłego mężczyzny powiedziała, że pogotowie do 50-latka wezwała ekspedientka z pobliskiego sklepu. Następnie pobiegła do przychodni i prosiła o pomoc.
Powiedziano, że nikt nie przyjdzie, bo panie nie mogą stanowiska opuścić. A potem przyszły i się po prostu przyglądały. Z tego, co mi ludzie mówią, to te panie [lekarka i pielęgniarka z przychodni - red.] nawet nie podeszły, żeby sprawdzić cokolwiek. Stanęły i sobie patrzyły. Chyba z ciekawości, trudno mi powiedzieć
- przekazała partnerka zmarłego w rozmowie z TVN24. Kobieta jest rozgoryczona brakiem reakcji pracownic przychodni.
Ciągle zadaję sobie pytanie: czy gdyby ktoś udzielił pomocy od razu, to czy Przemek by żył? Wydawało mi się, że lekarz i pielęgniarka to są osoby, które są zobligowane do tego, by udzielić pomocy człowiekowi, który leży na chodniku i nie daje oznak życia. Ta sytuacja pokazuje, że nie, że chyba bezpieczniej przewrócić się przy straży pożarnej, bo strażacy na pewno udzielą pierwszej pomocy
Więcej informacji z kraju i ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
Ratownicy medyczni przyjechali na miejsce zdarzenia w ciągu sześciu minut od wezwania. Mimo to życia mężczyzny nie udało się uratować. Załoga pogotowia odnotowała w karcie medycznej fakt obecności pielęgniarki i lekarki wśród gapiów oraz to, że nie udzieliły pomocy poszkodowanemu.
Teraz Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego w Poznaniu zapowiada, że poinformuje Wielkopolską Izbę Lekarską oraz Okręgową Izbę Pielęgniarek i Położnych. Dalszymi czynnościami zajmą się organy samorządowe. O sprawie poinformowano też policję. Reporter TVN24 usiłował skontaktować się z kierownictwem przychodni - poproszono go o przesłanie pytań mailem. Odpowiedź jeszcze nie nadeszła.