Do podobnej sytuacji doszło kilka dni wcześniej. Uchodźczyni z Iraku trafiła do szpitala w Polsce z ranami nogi, które uniemożliwiały jej chodzenie. Wówczas została rozdzielona z synami i dwuletnim wnukiem, z którymi nie ma kontaktu. Aktywiści, którzy pomagają uchodźcom, próbują zlokalizować chłopca.
Jak podaje TVN, do rozdzielenia rodzin często dochodzi podczas akcji Straży Granicznej, która przepycha uchodźców na granicę z Białorusią (tzw. push-back, czyli wypychanie na drugą stronę granicy). Milicja z tamtego kraju stosuje również podobne metody, co zmusza migrantów, poturbowanych, często poranionych, do koczowania w lesie przez kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt dni.
Podczas jednej z takich akcji rozdzieleni zostali 14-latek i jego ojciec. Polscy mundurowi wypchnęli ojca na granicę białoruską. W całym zamieszaniu zgubił się syn uchodźcy, który - jak się okazało - został na polskiej stronie. 14-latek zgubił się i przez trzy dni błądził po lesie, nie mając przy sobie żadnego pożywienia ani miejsca, w którym mógłby schronić się przed zimnem.
Więcej o sytuacji na granicy z Białorusią na stronie głównej Gazeta.pl.
- Ktoś to dziecko znalazł, zostało mu zapewnione ciepłe schronienie. Wiemy, że on co najmniej był trzy dni w lesie bez pożywienia i ciepłego schronienia - powiedziała "Faktom" prawniczka z Grupy Granica Marta Górczyńska. Następnie dodała, że "dobrzy ludzie" zajęli się chłopcem, a potem skontaktowali się z Grupą Granica o pomoc w tej sytuacji.
- Cały czas nie jesteśmy pewni co do tego, jakie będą dalsze losy tej rodziny. Muszą zostać wszczęte odpowiednie procedury i musi się tą sprawą zająć sąd rodzinny - wyjaśniała sytuację 14-latka Marta Górczyńska.