Od 2 września w przygranicznym pasie z Białorusią obowiązuje stan wyjątkowy. Obejmuje 183 miejscowości. Rząd uzasadnia konieczność utrzymywania stanu wyjątkowego sytuacją na granicy z Białorusią, gdzie reżim Alaksandra Łukaszenki prowadzi "wojnę hybrydową". Od początku października Straż Graniczna odnotowała ok. 13,3 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko–białoruskiej.
W związku z uszczelnieniem polsko-białoruskiej granicy coraz więcej mówi się o presji migracyjnej na zielonej granicy z Ukrainą. Zdaniem eksperta Sławomira Matusewicza prezesa ZEiRSG (Związek Emerytów i Rencistów Straży Granicznej - przyp. red.) jest to realny scenariusz, ale nie jedyny.
Więcej informacji o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl.
- Teren zielonej granicy na pewno jest zagrożony presją migracyjną. Jednak nie spodziewałbym się tam takiego scenariusza, jaki ma miejsce przy granicy polsko-białoruskiej. Przy granicy z Ukrainą obowiązują przepisy o readmisji, która pozwala na odsyłanie uchodźców, którzy nielegalnie przekroczyli granice, do państwa, z którego przybyli. To znacznie ułatwi pracę funkcjonariuszy - ocenia.
W ocenie Matusewicza przemytnicy będą organizować dla imigrantów przejazdy przez Polskę w naczepach tirów. - Dla większości z nich Polska jest krajem tranzytowym. Chcą dostać się do Niemiec. To będzie najprostszy sposób. Zorganizowane grupy przestępcze mogą wykorzystywać dojścia do firm spedycyjnych, gdzie w trakcie załadunku imigranci umieszczeni będą w środku — zaznacza.
— Oczywiście straż graniczna ma narzędzia do kontroli ładunków przewożonych, jednak fizycznie niemożliwe jest skontrolowanie ich wszystkich. Stąd konieczność nasilenia czynności rozpoznawczych ułatwiających typowanie transportów do kontroli — podkreśla Sławomir Matusewicz.
W jego ocenie polskie służby powinny jak najszybciej nasilić działania kontrole i "przeprowadzać je tak często, jak pozwalają na to środki". — Obawiam się, że Polska jako kraj może sobie z tym w pewnym momencie nie poradzić. To jest problem całej Europy — dodaje.
Sławomir Matusewicz podkreśla, że należy spodziewać się, że problem migracji w latach kolejnych będzie narastał. — Europa jest postrzegana przez obywateli krajów zagrożonych wojną, katastrofą humanitarną, jako raj, do którego będą napływać. Trzeba tu rozwiązań systemowych, które będą działały sprawnie w najbliższej przyszłości. To powinna być wspólna narracja całej Unii Europejskiej — zaznacza.
Zapytany, jak może rozwinąć się presja migracyjna przy polsko-białoruskiej granicy odparł, że ta sytuacja niedługo się uspokoi. - Nie jest możliwe utrzymywanie takich działań przez długi czas. To, jak długo imigranci będą sprowadzani pod granicę, zależy od naszych i europejskich służb dyplomatycznych i podejmowanych przez nie kroków — podkreśla.
Po chwili dodaje: Nie chciałbym być na miejscu funkcjonariuszy obecnie służących w strefie stanu wyjątkowego.
— Z jednej strony mają nad sobą nacisk ze strony władz, muszą wykonywać swoje obowiązki w bardzo trudnych warunkach. Z drugiej pamiętajmy, że są tylko ludźmi. Przeżywają te wydarzenia. To, że muszą stosować procedurę wypychania imigrantów, to dla nich jest bardzo trudne. To jest ogromne obciążenie psychiczne dla strażników. Ale i ogromny stres. Pamiętajmy, że celowo nie narażają zdrowia i życia tych ludzi. Oni wykonują rozkazy i rozporządzenia wprowadzane przez polityków — zaznacza.
W ocenie Matusewicza media powinny zostać dopuszczone do strefy stanu wyjątkowego.
— Uważam, że z uwagi na konieczność informowania opinii publicznej i transparentność prowadzonych czynności wskazane byłoby wpuszczenie na teren stanu wyjątkowego dziennikarzy. Oczywiście wyłącznie osób zweryfikowanych i akredytowanych. To by wpłynęło pozytywnie także na pracujących tam strażników — podsumowuje.