Więcej informacji z kraju i ze świata znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl.
- Woda leje się do gabinetu zabiegowego, nie możemy tam pracować - miały usłyszeć pacjentki, które 6 października oczekiwały na zabiegi ginekologiczne. Powstało zamieszanie, żaden z pracowników nie widział na pewno, jak długie będzie opóźnienie. Ostatecznie kobiety zostały odesłane do domów. Mimo poprawy pogody następnego dnia w gabinecie wciąż nie dało się pracować. Lekarze, którzy przenieśli się do sali chorych, narzekali na utrudnione warunki.
Pracownicy kliniki przyznali w rozmowie ze stacją, że nieszczelny dach już wcześniej sprawiał problemy. - Jest to śmieszno-straszne, że pracując na nowoczesnym oddziale, musimy zastanawiać się, czy pogoda nie pokrzyżuje nam planów - stwierdziła jedna z pielęgniarek w rozmowie z TVN 24.
Wymiana poszycia dachu szpitala ruszyła w marcu br. Jak się okazało, w tygodniu poprzedzającym zalanie sali zabiegowej pracownicy budowlani zdemontowali część poszycia. - To był błąd. Nie chcę na tym etapie rozstrzygać, czy będziemy wobec wykonawcy prac wyciągać jakieś konsekwencje - poinformował w TVN24 Adam Czerwiński, rzecznik Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki.
Rzecznik zaznaczył, że funkcjonowanie kliniki pod przeciekającym dachem nie jest dobrym rozwiązaniem, ale nie było innego wyjścia. - Oczywiście, najlepiej byłoby odnowić dach, wszystkie instalacje i dopiero wtedy odnawiać oddziały. Ten scenariusz jest jednak możliwy tylko w idealnym świecie. Nasz szpital ma ponad 300 milionów złotych długu. Wszystkie inwestycje, które realizujemy, są finansowane z finansowania zewnętrznego, najczęściej są to środki unijne - wyjaśnił Czerwiński i zapewnił, że problem udało się zażegnać, a zabiegi są przeprowadzane normalnie.