W nocy z 18 na 19 stycznia 2014 roku policjant wracał z żoną od znajomych. Wówczas został zaatakowany przez dwóch mężczyzn. Powodem miało być naśmiewanie się z psa jednego z napastników, czego, jak się okazało, nie robił funkcjonariusz, a ktoś inny. Zaatakowanemu mężczyźnie udało się obronić, a, co więcej, w pewnym momencie zaczął gonić swoich napastników. Gdy ukryli się w mieszkaniu, policjant wyważył drzwi i wdarł się do środka. Z aktu oskarżenia wynika, że kiedy na miejscu pojawiła się policja, funkcjonariusz miał użyć gazu łzawiącego wobec jednego z mężczyzn.
W czwartek odbył się trzeci proces w tej sprawie - wcześniej zapadły dwa różne wyroki, a apelacje złożyły wszystkie strony. Na ławie oskarżonych zasiadł policjant (obecnie już emerytowany), status pokrzywdzonych mieli natomiast mężczyźni, którzy go zaatakowali. Prokuratura oskarżyła funkcjonariusza o "naruszenie czynności ciała lub rozstrój zdrowia" napastników oraz przekroczenie granic obrony koniecznej.
Jak podaje Radio Białystok, Sąd Okręgowy ocenił, że nie ma mowy w tej sprawie o obronie koniecznej. - Mimo, że było poza służbą, to oskarżony wykonywał zawód policjanta, a więc osoby, od której - w zakresie reakcji na takie sytuacje - wydaje się, że należałoby wymagać bardziej stonowanych zachowań, bardziej stonowanej reakcji, niż to się odnosi do tzw. zwykłego obywatela - uzasadniał wyrok sędzia, jak cytuje rozgłośnia. Jak dodał, funkcjonariusz powinien "zachować zimną krew". - Wiedząc, że na miejsce przybędzie wezwana policja, sam zdecydował się na wymierzenie sprawiedliwości napastnikom, nie była to reakcja obronna, a oczywisty i zwykły odwet - zaznaczył.
Sąd Okręgowy skazał oskarżonego na pół roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata, a także nałożył na niego obowiązek zapłaty 600 złotych za zniszczone drzwi. Do ponownego rozpoznania została skierowana natomiast kwestia spowodowania obrażeń u jednego z mężczyzn.