Czytasz artykuł związany z cyklem "Ósmy dzień miesiąca". Począwszy od Dnia Kobiet 2019, co miesiąc publikujemy teksty dotyczące równouprawnienia płci i walki ze stereotypami. Wszystkie "Ósme dni miesiąca" znajdziesz tutaj.
22 października zeszłego roku Trybunał Konstytucyjny orzekł, że aborcja w przypadku ciężkich i nieodwracalnych zmian płodu jest "niezgodna z konstytucją". Oznaczało to w praktyce niemal całkowity zakaz aborcji w Polsce - teoretycznie (o tym, dlaczego tylko teoretycznie - w dalszej części tekstu) możliwe jest wykonanie aborcji w dwóch przypadkach: w przypadku ciąży będącej skutkiem czynu zabronionego (gwałtu) i gdy zagraża ona życiu i zdrowiu matki. Przez Polskę przeszła największa fala protestów od 89. roku, ale rządzący pozostali nieugięci. Ogłoszenie wyroku i jego publikację dzieliły trzy miesiące - 27 stycznia pojawił się w Dzienniku Ustaw, ale już wcześniej szpitale odmawiały wykonywanie aborcji kobietom, którym zezwalało na to prawo. Tylko od października do stycznia Federacja Na Rzecz Kobiet i Planowania Rodziny interweniowała w co najmniej 200 przypadkach, w których szpitale próbowały udaremnić legalną aborcję. Po interwencjach - jak podawała Federa - szpitale w większości zmieniły zdanie i wznowiły zabiegi.
Później było już tylko gorzej - od momentu publikacji wyroku aborcja z powodu ciężkich i nieodwracalnych wad płodu stała się niemal niemożliwa do wykonania w publicznych szpitalach w Polsce. W mocy wciąż pozostaje przesłanka dotycząca zagrożenia zdrowia i życia osoby w ciąży - by wykonać aborcję, należy mieć zaświadczenie od lekarza specjalisty (chodzi tu o lekarza specjalistę - np. kardiologa lub psychiatrę). A specjaliści są zgodni, że niechciana ciąża, zwłaszcza jeśli w grę wchodzi nieodwracalne uszkodzenie płodu, może stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia kobiety, a także zostawić trwały uszczerbek na psychice.
Ale i tu droga od uzyskania zaświadczenia do wykonania aborcji nie jest prosta - polskie szpitale - bez wstawiennictwa organizacji pozarządowych - często nie chcą respektować zaświadczeń wydawanych przez lekarzy specjalistów.
Mamy takie doświadczenia, że wypisywanie skierowań od psychiatrów niestety nie działa dobrze, choć wiele kobiet jest w stanie zagrażającym ich zdrowiu i życiu - nie tylko pod kątem psychicznym, ale i fizycznym. Bo jeśli ciąża nie rozwija się prawidłowo, a płód np. obumarł, to niesie to ze sobą ryzyko nie tylko dotyczące zdrowia psychicznego, kobieta musi po prostu nosić w swojej macicy martwe ciało. Psychiatra rzeczywiście może wypisać zaświadczenie o stanie zdrowia, ale ostatecznie o wykonaniu aborcji decyduje ginekolog. W wielu przypadkach ginekolodzy nie chcą wykonać zabiegu, nie mają też wiedzy na temat nowoczesnych metod przerywania ciąży
- mówi w rozmowie z Gazeta.pl Natalia Broniarczyk, współzałożycielka Aborcyjnego Dream Teamu i współzałożycielka Aborcji Bez Granic. I dodaje, że problemem jest m.in. "kwestia bardzo szkodliwej dla kobiet interpretacji obowiązującego prawa".
Mówi ono, że jeżeli dochodzi do zagrożenia życia lub zdrowia, to nie ma limitu przerwania ciąży. Ale w praktyce w środowisku lekarskim wciąż pokutuje przekonanie, że ciąży nie usuwa się, gdy płód mógłby już samodzielnie rozwijać się poza organizmem osoby w ciąży. W 23, 24. tygodniu ciąży lekarze już nie chcą jej przerywać [nawet jeśli występuje stosowna przesłanka - red.]. Mamy bardzo dużo takich osób, które mogłyby z tej "furtki" zaświadczenia lekarskiego skorzystać, bo ich zdrowie psychiczne i fizyczne jest zagrożone, ale napotykają na opór w gabinetach lekarskich
- tłumaczy.
Czy lekarze powołują się na klauzulę sumienia? - Bardzo rzadko. Gdyby tak robili, to można by daną decyzję zaskarżyć, pójść z tym do sądu. Ale lekarze zwykle mówią: "nie mogę, nie da się", "tego tu w szpitalu nikt nie zrobi". I kobieta zostaje z przekonaniem, że się nie da, bo jeśli ten lekarz tak powiedział, to dlaczego inny miałby sądzić inaczej? Czują się pozostawione same sobie, porzucone przez państwo - dodaje Natalia Broniarczyk.
Z pomocą przychodzą jednak organizacje takie jak Federa.
Ścieżka z zaświadczeniami od psychiatrów działa - ale rzeczywiście, potrzebna jest pomoc organizacji. Warto zwrócić się do nas, do Federacji. My na co dzień koordynujemy pomoc i kontaktujemy pacjentki z lekarzami, którzy oceniają, jak kontynuowanie ciąży z nieodwracalnymi wadami płodu wpływa na jej zdrowie psychiczne. Nie dzieje się to z automatu, potrzebna jest konsultacja. Ale do tej pory nie zdarzył się przypadek, żeby zaświadczenie nie zostało wystawione. Osoby, które zwracają się do nas po pomoc, są naprawdę w fatalnej kondycji psychicznej z samego względu, że ktoś je zmusza do donoszenia ciąży embriopatologicznej
- mówi nam Kamila Ferenc, wicedyrektorka ds. programowych i prawniczka Federacji. I dodaje, że Federacja rekomentuje szpitale w różnych regionach Polski, co do których jest pewność, że respektują prawa pacjentek.
Bardzo wiele kobiet miało już aborcję w tych szpitalach. A nawet jeśli pacjentka dostanie sprzeciw od decyzji w danej placówce, to i tak możemy ten sprzeciw zaskarżyć do Komisji Lekarskiej przy Reczniku Praw Pacjenta. Bo to jest bezprawna odmowa. To prawo musi się zmienić, musi być bardziej liberalne, również niż regulacja sprzed pseudowyroku TK. Dostęp musi być szerszy i realny. Ale jeśli osoba w ciąży trafi pod naszą opiekę, to to procedura działa. Dla wielu kobiet zabieg w Polsce w ramach NFZ jest mniej obciążający niż wyjazd za granicę
- mówi.
Federa koordynuje całą sieć lekarzy i lekarek przyjaznych pacjentkom. Obejmuje też pomocą prawną samych lekarzy i zapewnia im anonimowość. Pod TYM LINKIEM można znaleźć informację, jak skorzystać z pomocy w tej kwestii.
Aborcyjny Dream Team udziela informacji, wsparcia i finansowania osobom w Polsce, które potrzebują aborcji - w Polsce za pomocą tabletek poronnych dopuszczonych w wytycznych WHO lub za granicą. Podczas protestów, które rozpoczęły się w październiku zeszłego roku, nagłośniono numer pomocowy Aborcji Bez Granic: 22 29 22 597. Bezpośrednio po wyroku telefony się urywały. - Ogłoszenie wyroku wywołało efekt mrożący. Odbieramy blisko trzy razy więcej połączeń niż przed ogłoszeniem wyroku. Wcześniej to było około 300-400 telefonów miesięcznie, bezpośrednio po wyroku - aż 2400 - mówiła w rozmowie z Gazeta.pl Justyna Wydrzyńska z Aborcyjnego Dream Teamu. Jak ta sytuacja wygląda teraz?
- Samych telefonów mamy trochę mniej, niż wcześniej - prowadzimy około 20-30 rozmów o aborcji dziennie. Mamy za to stałą liczbę osób, którym pomagamy w wyjazdach za granicę do Wielkiej Brytanii, Belgii i Holandii - jest ich od 70-80 do 90 miesięcznie. To jest zdecydowanie więcej, niż przed wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, wówczas było to około 7 osób miesięcznie - mówi nam Natalia Broniarczyk.
Muszę dodać, że liczby te trudno porównywać, bo wcześniej [przed wyrokiem TK - red.] nasz numer nie był tak znany jak teraz, zmieniły się też potrzeby społeczne. Ale widzimy bezpośredni wpływ wyroku TK - około 30 procent osób kontaktujących się z nami to osoby, u których stwierdzono wady płodu, wcześniej było ich zdecydowanie mniej. Są to osoby, które już mają stwierdzone i udokumentowane medycznie wady płodu, ale też takie, które rozpoczęły już diagnostykę, podczas której dowiedziały się o nieprawidłowościach w rozwoju płodu, i nie chcą jej kontynuować
- dodaje Broniarczyk.
- Strach jest duży. Po każdym doniesieniu mediów o kolejnym projekcie ustawy zaostrzającym dostęp do aborcji my widzimy momentalny wzrost telefonów i zapytań. Niektóre osoby dzwoniące boją się, że nie dotrą do nich np. zamówione tabletki, zastanawiają się, czy nic się w ich sytuacji nie zmieni - wskazuje.
Przypomnijmy, że pod koniec września do Sejmu wpłynął kolejny antyaborcyjny projekt obywatelski (zebrano pod nim 130 tys. podpisów). Jego inicjatorką jest Fundacja Pro-Prawo do Życia pod przewodnictwem Mariusza Dzierżawskiego. Jego autorzy chcą, żeby usunięcie ciąży było traktowane jak zabójstwo. Zakłada też karanie kobiet za przerwanie ciąży (jeśli sąd stwierdzi, że osoba w ciąży "nie dochowa ostrożności, jakiej wymaga się od osoby w jej stanie") i wszczynanie dochodzeń w przypadku poronienia - a tak radykalne przepisy obowiązują już w tylko kilku krajach na świecie - Salwadorze, Nikaragui czy Dominikanie. Na razie nie wiadomo, jaki będzie dalszy los projektu - może, ale nie musi, trafić do sejmowej zamrażarki.
Tymczasem już teraz wiele osób podczas kontaktowania się z Aborcyjnym Dream Teamem zakłada nowe konta w mediach społecznościowych lub nowe adresy email, by zachować anonimowość. Dzieje się tak, mimo że zgodnie z polskim prawem - jak podkreśla Federa - osoba w ciąży nigdy nie jest karana za swoją aborcję. Bez względu na powód, metodę czy miejsce aborcji.
Czasami kobiety boją się do nas nawet zwrócić ze swojego dotychczasowego maila, zakładają nowe konto - po to, by pozostać anonimowe. Wiele kobiet boi się kar - pytają: "czy mąż może ze mną wyjechać do zagranicznej kliniki i czekać w poczekalni? Czy nikt go nie ukarze?". Uświadamiamy, jakie zachowania są dozwolone. Tłumaczymy, że jest to w pełni bezpieczne, bo prawo obowiązujące w Polsce nie działa za granicą
- wskazuje. - Podobnie w przypadku aborcji farmakologicznej - informujemy, że ryzykowne jest płacenie komuś innemu za zabieg czy kupowanie komuś tabletek, ale bezpieczne jest kupienie tabletek dla siebie. Duża część naszej pracy polega na uspokajaniu ich i informowaniu - że tak, można bezpieczenie przerwać własną ciążę - dodaje Broniarczyk.
Aborcja Bez Granic pomaga w wyjazdach na aborcję m.in. do Wielkiej Brytanii, gdzie zabieg przerwania ciąży możliwy jest do 24. tygodnia ciąży. Od 1 października, ze względu na zmianę przepisów związaną z brexitem, obowiązkowe jest posiadanie ważnego paszportu. Z kolei bez konieczności okazania paszportu na zabieg aborcji w drugim trymestrze ciąży można pojechać do Holandii i Belgii - do obu tych krajów wystarczy dowód osobisty. - Dla przypadków najtrudniejszych i osób w najbardziej zaawansowanej ciąży mamy "zarezerwowaną" Belgię, tam dofinansowań udziela też belgijski rząd. W przypadku zagrożenia zdrowia i życia możliwe jest usunięcie ciąży do 25.-26. tygodnia - mówi Natalia Broniarczyk.
Z danych Ministerstwa Zdrowia z zeszłego roku wynika, że w 2020 roku w Polsce przeprowadzono 1074 aborcji (to nieznaczny spadek względem 2019 roku, gdy wykonano ich 1100). Jak podkreśla Federa, główną przyczyną przerwania ciąży były ciężkie i nieodwracalne wady płodu płodu. Z powodu tej przesłanki przeprowadzono 98 proc. terminacji (1053 aborcje) - można więc się domyślać, że większość zabiegów wykonano jeszcze przed wyrokiem TK.
9 procent aborcji (21) wykonano z powodu zagrożenia zdrowia lub życia kobiety. "Nie odnotowano żadnej terminacji w wyniku czynu zabronionego (np. gwałt), mimo że co piąta Polka doświadczyła gwałtu" - podkreśla Federa. Najwięcej aborcji wykonano w województwie mazowieckim (239 z nich, a najmniej - bo tylko jedną - w województwie podkarpackim). Organizacje pozarządowe podkreślają, że to "czarna strefa" - w całym regionie jeszcze przed wyrokiem TK właśniwie nie było już miejsca, w którym pacjentki mogłyby poddać się legalnej aborcji.
"Analizując dane przesłane przez MZ, rzuca się w oczy, że Ministerstwo wpisuje się w dyskurs ultrakonserwatywny, którym posługują się organizacje przeciwne prawie kobiet do aborcji, automatycznie tworząc z "kobiety w ciąży" "matkę"" - podkreśla Federa.
***