W poniedziałek na granicy polsko-białoruskiej imigrantka z Konga, która była w ósmym miesiącu ciąży, nagle zaczęła rodzić. O zdarzeniu poinformowała we wtorek podczas briefingu rzeczniczka SG ppor. Anna Michalska.
Michalska wyjaśniła, że strażnicy najpierw namierzyli organizatora, obywatela Holandii, który jechał po grupę imigrantów. - Gdy podjechaliśmy do tej grupy imigrantów, było to 16 osób, jedna z kobiet powiedziała, że jest w ciąży Okazało się, że za chwilę zaczęła się akcja porodowa. To był 7-8 miesiąc ciąży. Zawieźliśmy tę kobietę do szpitala i wczoraj na szczęście urodziła zdrowe dziecko. (...) To jest obywatelka Konga, ma 34 lata. Nie było z nią jej partnera, jej męża. Z tego co nam opowiadała, przez ostatnie lata mieszkała w Moskwie i doskonale posługuje się językiem rosyjskim - przekazała rzeczniczka SG.
Michalska dodała również, że polska Straż Graniczna, przyjmujemy wnioski od migrantów.
- A jeżeli osoby deklarują, że chcą złożyć te wnioski w innych krajach, to powinny dostać się tam w sposób legalny i tam złożyć te wnioski, a nie nielegalnie przez granicę Polską - wyjaśniła. I podkreśliła, że to nie są zadania SG, aby "umożliwiać przepływ przez granicę migrantów nielegalnie ją przekraczających".
W piątek, 1 października pojawiło się rozporządzenie prezydenta ws. przedłużenia stanu wyjątkowego o 60 dni. Ograniczenia pozostały takie same jak w rozporządzeniu z 2 września. Na teren w pobliżu granicy polsko-białoruskiej (pas o szerokości 3 km) w związku ze stanem wyjątkowym nie mają wstępu dziennikarze, a jedyne informacje z tej strefy mogą być dostarczane przez Straż Graniczną i rząd, co utrudnia ich weryfikację.
Tylko niewielka część migrantów znajdujących się na granicy polsko-białoruskiej pozostaje w Polsce. Polska Straż Graniczna stosuje tzw. push-backi, czyli odpycha znajdujących się po polskiej stronie uchodźców z powrotem na białoruską stronę granicy. Wówczas, jak informują sami migranci, nawet kiedy chcą wrócić do Mińska, jest im to uniemożliwiane.