2 października na stronie "W kontrze" emitowanym na żywo w TVP Info pojawił się kolejny odcinek programu. Jednym z gości aktora Jarosława Jakimowicza i prezenterki Magdaleny Ogórek był fotograf Marcin Wojdak. Artysta skorzystał z tego, że program jest transmitowany na żywo i szczerze przyznał, na co chce przeznaczyć pieniądze z licytacji. Odpowiedź raczej nie przypadła do gustu prowadzącym.
Jarosław Jakimowicz zapowiadając gościa powiedział, że uwielbia stare miejsca, nawet te z czasów PRL. Później zszedł jednak na temat mediów społecznościowych. - Czasami Instagram służy do tego, by podrywać piękne dziewczyny. No tak ludzie mają, są różne sytuacje. Ja tam zaczepiam również facetów - powiedział aktor, co wzbudziło zdziwienie u Magdaleny Ogórek.
- I właśnie na tym Instagramie zaczepiłem Marcina Wojdaka - wyjaśnił. Aktor przyznał, że fotograf zdziwił się i z niepewnością zareagował na zaproszenie do programu "W kontrze". - Jestem trochę zestresowany, bo to mój debiut w telewizji. Chociaż jak zobaczyłem tu księdza w mundurze policjanta to się trochę wyluzowałem - odpowiedział fotograf i przyznał, że zaproszenie do programu potraktował na początku jako żart.
Marcin Wojdak opowiedział o swoich zdjęciach i poszukiwaniu miejsc, które są wizytówką architektury PRL-u. Powiedział też, że dzięki Instagramowi podpisał kontrakt z wydawnictwem, w którym publikowano m.in. książki Jana Pawła II. - Wiem, że to jest teraz postać kontrowersyjna, wobec tych wszystkich tematów związanych z pedofilią - mówił fotograf, któremu próbował wejść w słowo Jarosław Jakimowicz.
Marcin Wojdak przyniósł też wydrukowaną fotografię i poprosił Jarosława Jakimowicza o podpis na nim, bo chciałby zlicytować zdjęcie lub przeznaczyć pieniądze na cele charytatywne. Fotograf miał ze sobą nawet marker, który podał aktorowi. - Myślę, że przeznaczę tę kasę na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy albo może nie wiem, Kampanię Przeciw Homofobii - powiedział w pewnym momencie fotograf, co widać na nagraniu poniżej. Po jego słowach zapadła lekko konsternacja, prowadzący nie skomentowali jego słów.
W programie nie widać jednak, by Jakimowicz podpisał zdjęcie. Sam prowadzący zasugerował, by pieniądze z licytacji przeznaczyć na Zakątek Weteranów, który zajmuje się zwierzętami, które pracowały w służbach mundurowych. W niedzielę fotograf udostępnił jednak fotografię z podpisem Jarosława Jakimowicza i zapowiedział, że pieniądze z licytacji trafią ostatecznie do Kampanii Przeciw Homofobii. "Pamiętajcie proszę, że możemy się tu wszyscy różnic w poglądach, możemy się spierać, ale najważniejsze, żebyśmy odnosili się do siebie z szacunkiem. Daleko mi do poglądów prezentowanych na antenie Telewizji Polskiej ale będąc wczoraj gościem programu 'W Kontrze', spędziłem tam, zarówno przed jak i po nagraniu, miło czas" - dodał Marcin Wojdak.
W przedostatnim programie Jarosław Jakimowicz dodatkowo popełnił błąd - aktor chciał ośmieszyć dziennikarzy TVN, ale przypisał im działania dziennikarza TVP. Chodzi o sytuację, gdy jeden z pracowników Telewizji Polskiej rozsypał śmieci w parku, by zrobić z tego materiał.
- Dziś będę przechadzał się po centrum Warszawy, zrobię zdjęcia i niech mi nikt nie pisze: gdzie ty chodzisz, co pan zmyśla. Niech się te osoby przejdą. Ja nie jestem jak dziennikarz TVN-u, który podrzuca butelki i śmieci, żeby skręcić materiał - powiedział Jarosław Jakimowicz. Magdalena Ogórek zmieszana spojrzała w drugą kamerę. - Ale Jarosław, o tym brudzie pisała nawet "Gazeta Wyborcza" i pokazywała zdjęcia nawet, więc raczej nie będziesz się tym zajmował - zmieniła szybko temat rozmowy prezenterka.
Magdalena Ogórek nie poprawiła więc współprowadzącego, który wprowadził widzów w błąd. Przypominamy, że opisane przez dziennikarza zachowanie należało do prezentera TVP 3 Lublin, który stworzył materiał o rzekomo zaśmieconym placu Lecha Kaczyńskiego, wcześniej samemu rozrzucając śmieci z kosza. Dziennikarz został nagrany przez kamery miejskiego monitoringu, co można zobaczyć w nagraniu udostępnionym poniżej.
TVP 3 Lublin wydało nawet oświadczenie w tej sprawie. "Dziennikarz jest całkowicie i osobiście odpowiedzialny za wykreowaną i zarejestrowaną sytuację, która w dobrej wierze i zaufaniu wobec jego rzetelności dziennikarskiej została wyemitowana. Jego zachowanie i postawa jako współpracownika TVP uderzyła w wizerunek oddziału terenowego TVP w Lublinie oraz telewizji publicznej" - czytamy.