W piątek 20 sierpnia w Dzienniku Ustaw pojawiło się rozporządzenie podpisane przez wiceszefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji - Macieja Wąsika. Jest to krótka nowelizacja, do rozporządzenia z 13 marca 2020 roku, dotyczącego ograniczenia ruchu granicznego w związku z pandemią SARS-CoV-2. Wprowadzone zostały dwa nowe ustępy:
2a. Osoby, które nie należą do kategorii osób wymienionych w ust. 2, poucza się o obowiązku niezwłocznego opuszczenia terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.
2b. W przypadku ujawnienia osób, o których mowa w ust. 2a, w przejściu granicznym, na którym ruch graniczny został zawieszony lub ograniczony oraz poza zasięgiem terytorialnym przejścia granicznego, osoby takie zawraca się do linii granicy państwowej
Kto dokładnie należy do kategorii osób? Są to:
Z chwilą, gdy rozporządzenie weszło w życie, w internecie pojawiła się fala komentarzy ze strony ekspertów prawa i prawników.
"Mówiąc wprost, Pan Wąsik Maciej chce sobie i swoim służbom dać pseudopodstawę do zakazanych na gruncie prawa międzynarodowego taktyk typu push-back. To już nie jest skandal. To naruszanie zakazu tortur i nieludzkiego traktowania. I to potwierdza orzecznictwo ETPCz" - pisała Eliza Rutynowska prawniczka z Forum Europejskiego Rozwoju.
Jeszcze w sierpniu Stowarzyszenie Interwencji Prawnej informowało, że Straż Graniczna korzysta z nowych uprawnień i stosuje push-backi wobec osób przekraczających granicę. Pod koniec sierpnia prawnicy tej organizacji nie zostali dopuszczeni do grupy osób, które będąc już na polskim terytorium, chciały złożyć wniosek o status uchodźcy w Szudziałowie.
Procedura "push-back" w Polsce nie jest nowym zjawiskiem. Już w 2016 i 2017 r. strażnicy na przejściu w Terespolu systemowo nie przyjmowali wniosków o azyl od Czeczenów. ETPC uznał, że Warszawa złamała w ten sposób międzynarodowe prawo humanitarne.
Zgodnie z prawem możliwość ubiegania się w Polsce o status uchodźcy jest prawem konstytucyjnym, gwarantowanym w art. 56 ust. 2 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. O tym samym mówią także obowiązujące Polskę umowy międzynarodowe, czyli art. 18 Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej oraz dyrektywa UE dnia 26 czerwca 2013 w sprawie wspólnych procedur udzielania i cofania ochrony międzynarodowej.
- We wrześniu prób nielegalnego przekroczenia granicy odnotowaliśmy ponad 3,5 tys. W sumie od początku września zatrzymaliśmy 120 nielegalnych migrantów, którzy przekroczyli granicę polsko-białoruską. [...] Są pouczane o tym, że są nielegalnie w naszym kraju i zawracane do linii granicznej - mówiła rzeczniczka Straży Granicznej Katarzyna Zdanowicz. Na pytanie, czy są to tzw. push-backi, rzeczniczka odpowiedziała "tak, to są osoby zawracane".
W poniedziałek (27 września - przyp red.) przed placówką Straży Granicznej w Michałowie na Podlasiu przebywało ponad 20 migrantów, w tym kobiety oraz ośmioro dzieci. Były to osoby z Iraku, oraz tureccy Kurdowie.
"Usiedli na ziemi, objęli się, złapali za ramiona, przytulili dzieci. Składali ręce jak do modlitwy. Skandowali: 'Poland!', nie mając zamiaru się stąd ruszać" - pisze wtorkowa "Wyborcza". Migranci nie chcieli być dłużej przepychani między białoruskimi a polskimi służbami granicznymi. Z uchodźcami próbowali skontaktować się aktywiści, lecz Straż Graniczna blokowała ich komunikację.
W środę rzeczniczka prasowa Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej Katarzyna Zdanowicz poinformowała w rozmowie z TVN24, że wobec migrantów "zastosowano procedurę zgodnie z rozporządzeniem". Rzeczniczka potwierdziła, że wśród migrantów były kobiety i dzieci. - Zostali doprowadzeni do linii granicy i teraz znajdują się na Białorusi - dodała.
Dowody na stosowanie "push-backów" mają także media. "Newsweek". "Po polskiej stronie granicy znalazła się ośmioosobowa grupa z Afganistanu, Iraku i Jemenu. Funkcjonariusz posterunku Straży Granicznej mówi ich pełnomocniczce: 'Tych ludzi tutaj nie ma. My nie stosujemy żadnych czynności'. A za plecami inni pogranicznicy prowadzą uchodźców do samochodu i wiozą za granicę, zamiast wszcząć procedurę administracyjną przydzielania ochrony międzynarodowej" - pisze gazeta.
W poniedziałek "Fakt" poinformował, że reporterka gazety, Agnieszka Kaszuba została zatrzymana przez policję, gdy jechała za autokarem wiozącym migrantów w kierunku granicy polsko-białoruskiej. Reporterka w chwili zatrzymania znajdowała się poza terenem objętym stanem wyjątkowym.
Dziennikarka przyglądała się wcześniej interwencji Straży Granicznej wobec grupy migrantów nieopodal Zalewu Siemianówka, a następnie przy budynku Straży Granicznej w Michałowie. Jak przekazała w rozmowie TVN24, osoby te zostały po raz kolejny wypchnięte na granicę z Białorusią.
Takim działaniom służb zaprzeczają politycy rządzącej Zjednoczonej Prawicy. - Nic nie wiem na temat wypychania imigrantów przez granicę. Wiem, że ci, którzy są zatrzymani, jeżeli przekroczą nielegalnie granicę, trafiają tak jak każdy w ich sytuacji, do ośrodka dla uchodźców - mówił w środę Radosław Fogiel wicerzecznik PiS.
Chcieliśmy poprosić o komentarz w tej sprawie Straż Graniczną, lecz do tej pory nie udało nam się skontaktować. Gdy tylko otrzymamy odpowiedź, artykuł zostanie zaktualizowany.
Podobną taktykę do polskich władz prowadzą Litwa i Łotwa. W ich ocenie to jedyny sposób na ograniczanie skali migracji z Białorusi na swoje terytorium. Dla przykładu, gdy MSW w Wilnie zezwoliło pogranicznikom na wypychanie cudzoziemców z kraju w nocy z 2 na 3 sierpnia, odnotowano momentalny spadek liczby przekroczeń granicy.
"Liczba cudzoziemców zatrzymanych na nielegalnym przekroczeniu granicy spadła z 294 osób 1 sierpnia do 36 dwie doby później. Od 5 sierpnia do przedwczoraj w sumie zatrzymano tylko 27 osób" - podaje "Dziennik Gazeta Prawna".
Praktyka "push-back" nie została do tej pory potępiona przez Unię Europejską. Zdaniem ekspertów jest przez UE tolerowana.
- Jest dla mnie jasne, że jako Unia musimy dbać o szczelność granic, ale także zapewnić bezpieczeństwo i humanitarne traktowanie tym, którzy już się na nasze terytorium dostali. Potrzebujemy systemowych rozwiązań, a nie działań ad hoc - mówiła szefowa Komisji Europejskiej Vera Jourova.
"Moim zdaniem nikt z przedstawicieli KE wprost nie zadeklaruje, że procedura push-back jest popierana przez instytucje unijne, jako że jest ona sprzeczna z prawem międzynarodowym. Ale nie było nadmiernej krytyki ze strony KE, gdy taki proceder był stosowany wcześniej przez władze greckie czy włoskie" - mówi "DGP" Marta Jaroszewicz z Ośrodka Badań nad Migracjami.
"Monitorowanie i opisywanie zjawiska wzięły na siebie organizacje pozarządowe i UNHCR. Mamy więc do czynienia z sytuacją odwrotną niż w kwestii praworządności, w której KE nie obawia się konfrontacji z władzami państw członkowskich. Od 2015 r. pojawiają się nawet propozycje, by umożliwić uproszczoną formę odrzucania wniosków azylowych już na granicy" - dodaje Jaroszewicz.
W lutym 2020 r. Wielka Izba ETPC uznała w sprawie, że Madryt nie złamał Europejskiej konwencji praw człowieka, odsyłając imigrantów z powrotem do Maroka, ponieważ cudzoziemcy – Iworyjczyk i Malijczyk – w 2014 r. pokonali płot oddzielający ten kraj od hiszpańskiej Melilli w większej grupie, zamiast zwrócić się o ochronę na przejściu granicznym lub w konsulacie.
W maju brytyjski dziennik "The Guardian" ujawnił, że państwa unijne od początku pandemii wypchnęły 40 tys. osób, które chciały poprosić o azyl. Do takich sytuacji dochodzi także na Morzu Śródziemnych. Tam wypychanie łodzi z migrantami mogło w tym czasie doprowadzić do śmierci 2 tys. osób - podaje "Guardian".