Na liście ras psów, które są szczególnie niebezpieczne, a możliwość ich posiadania jest warunkowana posiadaniem zezwolenia, znajduje się 11 ras. Psy te wymagają odpowiedniego wychowania i szkolenia.
Rok po tragicznej śmierci 12-latka, ruszył proces przeciwko właścicielowi psów, które zaatakowały dwóch chłopców pod nieobecność mężczyzny. W sądzie obecna była matka zmarłego Kamila, która nie mogła powstrzymać łez, gdy prokurator odczytywał obrażenia, których doznało jej dziecko podczas ataku zwierząt. Łzy pojawiły się również wtedy, gdy wyjaśnienia składał Mariusz S.
Mężczyzna przekonywał, że nie wiedział, że potrzebuje pozwolenia na utrzymywanie pitbulli, które są na liście niebezpiecznych psów rasowych. Poinformował, że psy kupił przez Internet i zapłacił za nie 700 i 800 złotych. Jego partnerka miała rzekomo przekonywać go, na podstawie informacji odnalezionych w internecie, że z psami tej rasy nie ma żadnego problemu. Nie przyznał się również do winy, gdyż jak twierdzi, ostrzegał swojego pasierba, by ten nie zapraszał nikogo do domu.
- Mam nadzieję, że dostanie najwyższy wymiar kary. Nikt, kto tego nie przeżyje, nie ma pojęcia, jaki to ból stracić dziecko. Codziennie chodzę na grób Kamila, często chce chodzić tam ze mną moja najmłodsza córka, która również ubolewa nad stratą brata. Ona była z nim najbardziej związana, bo dzieliło ich tylko dwa lata. Czasem się kłócili, kto będzie spał z psem, którego mieliśmy. My mamy malutkiego pieska, a nie dwa pitbulle. Jak słyszałam w sądzie jak on (właściciel psów - przyp. red.) mówił, że nie pracuje, nic nie ma i że nie przyznaje się do winy, to serce mi się łamało. Przecież kupił psy, dostał rodowody, wiedział, że to psy agresywne, a na sali tłumaczył, że nie miał pojęcia o tym, że one nie były rasowe. Miał pieniądze, żeby je karmić, jak mówił kaszą, ryżem i gotowanym mięsem. Zeznał, że miał pieniądze na witaminy dla nich, na wszystko. Na grille na działce, na tatuaże. Na wszystko - mówiła mama Kamila, cytowana przez "Super Express".
- Najmłodsza córka czasem siedzi smutna i mówi że jej brakuje brata, ja już czasem nie wiem co jej odpowiedzieć. Oni się często razem bawili, wygłupiali. Wszystkim nam go brakuje. Był zdrowy, energiczny, lubił kopać w piłkę. Chodził z tatą na mecze i na ryby. Jedyny syn. To, jak mąż przeżywa jego śmierć(...). W mieszkaniu nic się nie zmieniło. Mam wszystkie jego rzeczy, ubrania złożone w komodzie i schowane zabawki i książki. Jakby miał zaraz wrócić - dodała matka 12-letniego Kamila, który został zagryziony przez pitbulla.
Matka zmarłego chłopca wystąpiła o odszkodowanie do Mariusza S. - Nie chodzi o pieniądze, bo nic nie zwróci życia mojemu synowi. (...) Ja będę to nosić w sercu do końca życia, chciałabym, żeby i on to odczuł. To, ja się budzę w nocy, mając twarz Kamila przed sobą. Po tej tragedii piłam tabletki i płakałam każdej nocy. Nie on. On się czuje niewinny, a ja nie mam dziecka. To niech chociaż zapracuje na odszkodowanie dla mojej rodziny. Na znicze i kwiaty na grób, które zostawiamy codziennie na grobie Kamila - powiedziała matka chłopca.
Do ataku pitbulli doszło we wrześniu ubiegłego roku, kiedy to 12-letni Kamil odwiedził swojego kolegę Szymona w mieszkaniu, w którym ojczym Szymona - Mariusz S. - miał dwa pitbulle. Jeden z nich rzucił się na 12-letniego Kamila i dotkliwie go pogryzł. Chłopiec, wskutek odniesionych obrażeń, zmarł po dwóch dniach pobytu w szpitalu w Katowicach.
Wówczas Mariusz S. został tymczasowo aresztowany na miesiąc. Co więcej, sąd odebrał mu pitbulle i orzekł ich przepadek na rzecz skarbu państwa. Mariusz S. musiał również zapłacić pięć tys. zł kary za to, że nie zarejestrował psów.
Jak pisaliśmy, Mariusz S. już wcześniej był skazany m.in. za spowodowanie obrażeń ciała skutkujących rozstrojem zdrowia poniżej siedmiu dni u syna swojej partnerki. W 2019 i 2020 roku był skazany też za uszkodzenie mienia i groźby karalne. W 2018 roku sąd skazał go za uchylanie się od obowiązku alimentacyjnego.
W zeszłym roku dziennikarze programu "Uwaga!" TVN dotarli też do sąsiadów mężczyzny, którzy twierdzą, że 50-latek źle obchodził się ze zwierzętami. - Te psy były bite, zamykane w piwnicy i przez jakiś czas głodzone. Wiele razy próbowałem interweniować, ale zwyzywał mnie, groził mi i mojej rodzinie - mówił w reportażu anonimowo jeden z sąsiadów Mariusza S.