Robert M. został w poniedziałek skazany na 25 lat więzienia. Wyrok Sądu Okręgowego w Szczecinie nie jest prawomocny. - Cała ta sprawa właściwie zniszczyła mi życie. Życie rodzinne, pracę. Wszystko. Kiedy usłyszałem obrońcę Rafała O., poczułem złość - powiedział przed ogłoszeniem wyroku M., cytowany przez Onet. Podkreślał, że "czeka na umorzenie sprawy, która nie powinna nigdy w ogóle się pojawić". - Ja nie wiem, skąd oni wzięli tę historię - mówił.
- Z całą pewnością się tego nie spodziewałem. Jestem zaskoczony - przyznał już po ogłoszeniu wyroku.
Mec. Monika Widacka, pełnomocniczka mężczyzny, podkreśliła, że odwołają się od wyroku. - Zresztą, jak było widać, w samej ocenie sądu nie było zgodności, co do tego, jaki wyrok powinien zapaść. W naszej ocenie uzasadnienie sądu było bardzo lakoniczne i opierało się wyłącznie na zeznaniach jednej osoby, która zeznawała po wielu latach, miała problemy alkoholowe i stwierdzone upośledzenie umysłowe - podkreślała. - W mojej prywatnej ocenie ten wyrok jest kuriozalny. Proszę też zwrócić uwagę, że Robert M. został nieprawomocnie skazany na 25 lat pozbawienia wolności, a mimo to pozostaje na wolności, a środek zapobiegawczy wobec niego nie został zmieniony. To też świadczy o tym, że sam sąd nie wydaje się do końca pewny swojej decyzji i tego, czy ona się w apelacji utrzyma - mówiła.
Wstrząsającą zbrodnie opisywała w reportażu m.in. "Gazeta Wyborcza". Do zbrodni miało dojść w 2002 roku w zachodniopomorskiej wsi Łasko. W 2017 roku policja otrzymała tajemniczego maila z opisem zdarzenia. Wiadomość była podpisana nazwiskiem niedawno zmarłego mężczyzny. Funkcjonariusze potraktowali sprawę jednak poważnie i ustalili, kto może wiedzieć na ten temat coś więcej.
Czterech mężczyzn zostało oskarżonych o porwanie, dręczenie i zamordowanie ofiary. Ciało mieli następnie poćwiartować i częściowo zjeść, po wcześniejszym upieczeniu na ognisku. Mięsem z pośladków i ud mieli obdarować znajomych, którzy myśleli, że mają do czynienia z dziczyzną, resztę natomiast mieli wrzucić do jeziora.
Braniem udziału w zbrodni miał chwalić się piąty, zmarły mężczyzna, którego nazwiskiem podpisano wiadomość wysłaną policji. Pozostali czterej mężczyźni zaprzeczają natomiast, że do zbrodni doszło, choć jeden z nich w przeszłości przyznał się do winy. Twierdzi jednak, że zeznania wymogła na nim policja.
W poniedziałek polsatnews.pl poinformował, że główny oskarżony w sprawie, zdaniem śledczych inicjator zbrodni - Robert M. - usłyszał wyrok - 25 lat więzienia.
Dla Janusza Sz. i Sylwestra B., którzy mieli brać udział w porwaniu, a później widzieć zabójstwo i jeść ciało ofiary, prokurator domagał się 25 lat więzienia i ośmiu lat pozbawienia praw publicznych. Jednak sąd uznał, że nie brali oni udziału w samym zabójstwie, a sprawa zbezczeszczenia zwłok uległa przedawnieniu. Nie została wymierzona im kara.