Dramatyczne relacje i apele aktywistów. "Na granicy giną ludzie. Umierają w krzakach bez pomocy"

- Nie chodzi o problemy polityczne, o konflikt z Białorusią. Chodzi o to, że tam giną ludzie i nie ma organizacji, które byłyby w stanie pomóc - mówiła nt. kryzysu humanitarnego na wschodzie Marta Gorczyńska z Grupy Granica. W konferencji przed siedzibą Straży Granicznej wzięli udział także Janina Ochojska i prezes Fundacji dla Somalii Elmi Abdi. Apelowali o natychmiastową pomoc dla osób szukających schronienia na polskiej granicy.
Zobacz wideo "Na granicy w krzakach i pod drzewami umierają ludzie. To kryzys humanitarny"

Aktywiści alarmują o kryzysie humanitarnym, który rozwija się na obszarze wzdłuż granicy Polski z Białorusią. Jak relacjonują, na tych terenach wielu przekraczających granicę migrantów gubi się w lasach lub ukrywa przed wywózką za granicę. Według ich opisu polska i białoruska Straż Graniczna działa w podobny sposób, zmuszając ludzi do przechodzenia na drugą stronę granicy. 

Marta Górczyńska z Grupy Granica, prawniczka zajmująca się prawami człowieka powiedziała, że właśnie wróciła z granicy polsko-białoruskiej i - jak stwierdziła - "nigdy nie widziała czegoś takiego" jak panująca tam sytuacja. Grupa to sojusz organizacji pozarządowych, które starają się pomagać osobom przekraczającym granicę Polski i chcącym ubiegać się o status uchodźcy.

- Ludzie przez wiele dni i tygodni są przez polską i białoruską straż graniczną przepychani z jednej strony na drugą. Są w stanie skrajnego wycieńczenia, w stanie zagrożenia zdrowia, w miejscu, gdzie nikt nie niesie im pomocy. Ci ludzie umierają w krzakach na tej granicy i nie tylko nikt im nie pomaga, ale nawet nikt o nich nie wie, bo organizacjom pozarządowym i dziennikarzom zabroniono wstępu do strefy stanu wyjątkowego - powiedziała. 

"Zastaniemy masowy grób na naszej granicy"

Górczyńska mówiła, że aktywiści dostają wiadomości zarówno od osób zagubionych w lasach, jak i od członków ich rodzin, którzy czasem od tygodni nie mają kontaktu z bliskimi. - Zdesperowani ludzie wysyłają wiadomości o tym, że potrzebują pomocy - dodała. Mówiła o odnalezionej grupie osób, które "odbijały się od brutalnej białoruskiej straży granicznej, która wypychała ich do Polski i polskiej SG, która wiozła ich ciężarówkami i zostawiała w środku lasu bez żadnej pomocy". - Nie mieli zaufania do nikogo, przez wiele tygodni kryli się po krzakach - dodała. 

Według prawniczki z Grupy Granica sytuacja na pograniczu to "absolutny kryzys humanitarny". - Nie chodzi o problemy polityczne, o konflikcie z Białorusią. Chodzi o to, że tam giną ludzie i nie ma organizacji, które byłyby w stanie pomóc - stwierdziła. W jej ocenie na miejsce powinny zostać wysłane służby, w tym przede wszystkim medycy, którzy uratują ludzi koczujących i błąkających się w lasach. - Odwracamy oczy od tego, że tam na granicy giną ludzie, garstka osób próbuje pomóc i nie jest w stanie zdążyć do każdego - powiedziała, podkreślając, że stan wyjątkowy uniemożliwia dostęp do obszaru, gdzie mogą być ludzie w potrzebie. 

- Jeśli wejdziemy tam dopiero po tym, jak ten stan wyjątkowy się skończy, to zastaniemy tam masowy grób osób, które zginęły na naszej granicy - powiedziała.

Zobacz wideo Uciekł do Polski z Somalii w latach 90-tych, przekroczył granicę nielegalnie. "Wystarczy zapytać, dlaczego ktoś ucieka"

"Potraktujcie tych ludzi jak ludzi"

W konferencji brał udział także prezes Fundacji dla Somalii Elmi Abdi, który sam przybył do Polski jako uchodźca w latach 90. Jak opowiadał, po ucieczce przed wojną domową dostanie się tutaj zajęło mu wiele lat i on także przekraczał wschodnią granicę Polski nielegalnie. 

- Przyjechałem do Polski jako uchodźca. Tak, jak ci ludzie, którzy są teraz zmarznięci na granicy. Byłem na tej granicy, próbowałem ją przekroczyć nie raz, nie dwa. Musiałem przekroczyć ją nielegalnie, bo w żadnej ambasadzie nie dają Somalijczykom wizy. Nielegalne przekroczenie granicy było jedyną możliwością - powiedział. Mówił o tragedii osób, które zmarły na polskim pograniczu. - Mnie mógł czekać taki sam los -podkreślił. 

- Nie byłoby mnie tutaj, gdyby nie to, że na początku mojego pobytu spotkałem życzliwych Polaków. Pomimo innego koloru skóry, pomimo innej religii postanowili mi pomóc. I teraz jestem bardzo zdziwiony i jest mi bardzo smutno, że wg. sondażu większość Polaków nie chce, aby wpuszczano tu uchodźców - powiedział i dodał:

Jeśli ktoś tego nie przeżył, to nie wie, jak to jest. Ja wiem. Błąkać się w lesie, nie jeść, nie pić. Zwłaszcza teraz, gdy pada deszcz, gdy jest zimno. Bardzo proszę, apeluję do rządu: potraktujcie tych ludzi jak ludzi 
Zobacz wideo Pochodzący z Somalii aktywista apeluje do "zwykłych Polaków": Przestańmy szerzyć fake newsy. Uchodźcy nie zagrażają niczyjej kulturze

- Zgadzam się, że rząd dba o bezpieczeństwo. Ale po to są procedury. Nie jest tak, że jak ktoś przyjedzie, to od razu wychodzi na ulice. Przechodzi procedury azylowe. Jeśli ktoś nie kwalifikuje się na status uchodźcy, to można odesłać z powrotem. Ale najpierw trzeba przyjąć, zapytać, dlaczego tu przyjechał - powiedział Elmi Abdi.

Zaapelował do rządu, by przynajmniej pozwolił pomagać ludziom na granicy, "dać coś do jedzenia, coś do ubrania". Zwrócił się też do Polaków, którzy są przeciwni przyjmowaniu uchodźców. - Ja jestem tutaj uchodźcą 25 lat. Jestem muzułmaninem, moja żona jest katoliczką. (...) Przestańmy szerzyć fake newsy, propagandę. Polacy są bardzo dobrym narodem. Wiem, bo żyję tu ponad 25 lat - powiedział.

Zastanawiam się nad jedną rzeczą. Gdzie będą pochowani ci ludzie, którzy zmarli na granicy. Czy doczekamy się większej tragedii, niż już jest? Trzeba się obudzić i zobaczyć, że mamy do czynienia z człowiekiem

- stwierdził. Posłanka do Parlamentu Europejskiego i założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej Janina Ochojska podkreślała, że obywatele Polski "są odpowiedzialni za to, co się dzieje na granicy". - Usprawiedliwianie się Łukaszenką jest oszukiwaniem swojego sumienia. Nic nas nie usprawiedliwia od pomagania ludziom, którzy umierają uwięzieni na granicy - stwierdziła. 

Więcej o: