Sprawa, którą opisuje Onet, została przedstawiona w mediach w 2015 roku. Były ministrant Szymon z Chodzieży podczas spowiedzi opowiedział wówczas o krzywdzie, jaką wyrządzał mu (były już) ksiądz Krzysztof G. Jako pokutę miał zgłosić tę sprawę do kurii.
Gdy to zrobił, Krzysztof G. był proboszczem w parafii znajdującej się na południe od Poznania. Miał być szanowanym i lubianym przez wiernych księdzem. Po kilku miesiącach od zgłoszenia tej sprawy, kuria odwołała księdza G. z funkcji proboszcza - oficjalnie powołując się na jego chorobę. Wierni nie wiedzieli, jakie oskarżenia ciążą na księdzu, który cały czas mógł chodzić "po kolędzie".
Po przeprowadzonym postępowaniu kanonicznym, Krzysztof G. został wydalony z kapłaństwa. Jak ustalił Onet, duchowny miał przyznać się do winy. Początkowo miał bronić się też, że "ministrant prowokował go" rzekomo wyzywającym ubiorem.
Poza postępowaniem kanonicznym, śledztwo wszczęła też Prokuratura Rejonowa w Chodzieży. Wówczas jednak ksiądz nie przyznał się do winy. Pierwsze śledztwo zostało więc umorzone - prokuratura uznała, że kontakt duchownego z ministrantem był dobrowolny. Uzasadnieniem tego miało być to, że były już ministrant miał dobrowolnie jeździć do księdza także po tym, jak skończył 15 lat.
Pokrzywdzony przyznał w rozmowie z Onetem, że jeździł do Krzysztofa G., ponieważ ksiądz uzależnił go od siebie finansowo i upijał go, by go wykorzystać, co doprowadziło go do alkoholizmu. Były ministrant zdecydował się to przerwać, gdy spowodował wypadek prowadząc pod wpływem alkoholu. Szymon wracał wówczas od księdza, z którym spotykał się mimo tego, że miał już wówczas żonę i pierwsze dziecko. Po wypadku poszedł do spowiedzi i zawiadomił kurię. Po jakimś czasie zgłosił się też do prokuratury.
Po umorzeniu pierwszego śledztwa, sprawa trafiła do Prokuratury Okręgowej w Poznaniu, która nakazała ponowne zbadanie niektórych wątków. Śledczy chcieli ustalić, czy duchowny wykorzystał złą sytuację finansową, by molestować ministranta. Prokuratura domagała się też od kurii wydania dokumentów z postępowania kanonicznego. W odpowiedzi jednak stwierdzono, że duchownych obowiązuje tajemnica zawodowa, konkordat i sekret papieski. Wezwani na przesłuchanie księża mówili też, że nie pamiętają za dobrze sprawy.
Prokuratura zdecydowała zwolnić księży z tajemnicy zawodowej. Wówczas decyzję tę zaskarżył m.in. prawnik arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, który kieruje kurią w Poznaniu. Sąd jednak także zwolnił abp. z tajemnicy. Kuria stwierdziła wtedy, że nie ma akt, bo wysłała je do Watykanu.
Adwokat byłego ministranta wnioskował wtedy o przeszukanie siedziby kurii. W sprawę włączyła się więc Prokuratura Krajowa, która uznała, że śledczy mają opierać się na dotychczas zgromadzonych dowodach. Uznali oni wtedy, że te są wystarczające do oskarżenia Krzysztofa G. o wielokrotne gwałty na pokrzywdzonym.
Druga rozprawa w tej sprawie odbyła się właśnie we wtorek 14 września. Proces toczy się z wyłączeniem jawności. Były ksiądz nie przyznaje się do winy i odmawia składania wyjaśnień.