Brutalne interwencje wrocławskich policjantów ujawnili i dokładnie opisali w kolejnych tekstach dziennikarze "Gazety Wyborczej".
1. "Kolejna śmierć we Wrocławiu po interwencji policji. Łukasz Łągiewka miał obrzęk mózgu" - pełną treść artykułu przeczytasz w "Gazecie Wyborczej" pod tym linkiem.
2. "Śmierć Ukraińca podczas interwencji policji. Pół godziny katorgi w izbie wytrzeźwień ["WYBORCZA" UJAWNIA]" - pełną treść artykułu przeczytasz w "Gazecie Wyborczej" pod TYM linkiem.
6 sierpnia 34-letni Bartosz Sokołowski zmarł w czasie lub tuż po interwencji policji w Lubinie. Funkcjonariusze od samego początku twierdzili, że w momencie przyjazdu karetki pogotowia u mężczyzny wyczuwalny był oddech i tętno, a zgon nastąpił w szpitalu. Rodzina wraz z pełnomocnikami uważała natomiast, że działania policjantów doprowadziły do złamania krtani i w konsekwencji do śmierci Sokołowskiego. W poniedziałek Onet ujawnił zapisy rozmów prowadzonych między pracownikami pogotowia - wynika z nich, że mieszkaniec Lubina zmarł zanim przetransportowano go do karetki. Przeczy to wersji policji, która od początku twierdzi, że zgon nastąpił dopiero w szpitalu.
Najnowsze ustalenia w sprawie śmierci Bartosza Sokołowskiego, jak i samą interwencję lubińskich policjantów, skomentował w programie "Onet Rano" Rafał Jankowski, szef NSZZ Policjantów.
- Nie będę komentował algorytmu postępowania służb medycznych. To oddzielny temat, coś tam pewnie też nie zagrało. My przyjeżdżamy, żeby pomóc. Ci policjanci jechali tam z zamiarem, żeby pomóc ludziom, którzy prosili policję o interwencję. Faktycznie, podczas takich dynamicznych interwencji dzieją się różne rzeczy - stwierdził Jankowski.
Jak dodał, interwencja w Lubinie "została rozłożony na czynniki pierwsze" i "wiele osób ją oglądało. - Wiadomo, że policjanci uczą się taktyki i techniki interwencji. Unieruchomienie polega na tym, żeby założyć dźwignię, żeby ten człowiek nie zrobił krzywdy sobie i innym osobom. Czy to kolano, które powinno być na łopatce, przesunęło się bardziej w stronę szyi? Być może, ale takie rzeczy się dzieją, to nie jest ćwiczenie na macie, do takich sytuacji dochodzi - tłumaczył szef policyjnych związkowców.
Podkreślił też, że takie przypadki, jak ten z Lubina, to "promile, bardzo rzadkie historie". - Zdarzały się, zdarzają i będą zdarzać, ale trudno jest obciążać interweniujących policjantów. Jeszcze, powiedzmy, 20 lat temu wiedzieliśmy, co człowiek zażył. Teraz ludzie "pakują" do siebie różne dopalacze, my nie wiemy, na co ich stać. Od policjanta na miejscu zależy, czy będzie chciał go obezwładnić, czy nie podejmie wobec takiego człowieka interwencji - stwierdził Jankowski w rozmowie z Onetem.
Należy w tym momencie przypomnieć, że tragiczna śmierć Bartosza Sokołowskiego nie była jedynym takim przypadkiem w ostatnich tygodniach. W trakcie lub krótko po interwencjach przeprowadzanych przez wrocławskich funkcjonariuszy śmierć ponieśli Dmytro Nikiforenko i Łukasz Łągiewka, co ujawniła wrocławska redakcja "Gazety Wyborczej". Oba zdarzenia wyjaśniane są obecnie przez prokuraturę, jak i samą policję w ramach wewnętrznego postępowania.
- Domniemuję, że gdyby wobec tego człowieka w Lubinie nie podjęto interwencji, a gdyby ten człowiek zrobił komuś krzywdę, tak samo kierowano by teraz zarzuty wobec policjantów - zaznaczył.
Rodzina zmarłego Bartosza Sokołowskiego uważa, że w czasie interwencji policji doszło do złamania krtani 34-latka, co następnie doprowadziło do jego śmierci - do zgonu miało dojść jeszcze na ulicy Traugutta w Lubinie. Matka 34-latka oskarża również prokuraturę i policję o zaniedbania w obowiązkach. Gdy kobieta chciała zobaczyć ciało syna, prokurator miał zapytać ją, po co chce to robić. Sekcję zwłok Bartosza S. przeprowadzono w Zakładzie Medycyny Sądowej we Wrocławiu. Według prokuratury nie potwierdza ona wersji rodziny pokrzywdzonego.
"Sekcja zwłok nie wykazała zmian urazowych, które byłyby bezpośrednią przyczyną śmierci mężczyzny" - stwierdził w oświadczeniu Arkadiusz Kulik, z-ca Prokuratora Okręgowego w Legnicy. Dodał, że "biegli lekarze nie stwierdzili również obrażeń, które wskazywałyby na wywieranie ucisku na szyję".
W piątek 6 sierpnia policjanci z Lubina otrzymali zgłoszenie od kobiety, która twierdziła, że jej syn jest najprawdopodobniej pod wpływem narkotyków i rzuca kamieniami w okna sąsiadów. Policjanci po dotarciu na miejsce próbowali obezwładnić mężczyznę. Na nagraniu z interwencji widać, że funkcjonariusze starają się przycisnąć go do ziemi, ale on wyrywa się, krzyczy i wzywa pomocy, a po pewnym czasie bezwładnie opada na ziemię.
- Zobaczycie państwo, że Bartek traci przytomność, jest bezwładny, policjanci łapią za głowę niczym piłkę do grania, uderzają, głowa cała aż się odbija od ręki - mówił w trakcie czwartkowej konferencji prasowej mecenas Wojciech Kasprzyk, który przedstawił nagranie dziennikarzom. Jak dodał, żaden z funkcjonariuszy nie udzielał 34-latkowi pomocy. - W tym momencie najprawdopodobniej Bartek stracił życie - dodał pełnomocnik rodziny Bartosza S. cytowany przez wrocławską redakcję "Gazety Wyborczej".
W czwartek 9 września łódzka prokuratura poinformowała o wynikach badań toksykologicznych zmarłego 34-latka z Lubina. Wykazały one obecność narkotyków: metamfetaminy i amfetaminy, a ich stężenie było na tyle duże, że mogło doprowadzić do zatrzymania krążenia i zgonu mężczyzny. Biegli stwierdzili również obecność leków psychotropowych.
W rozmowie z Onetem jeden z pełnomocników rodziny Bartosza mecenas Wojciech Kasprzyk stwierdził, że "szkoda, że prokuratura w Łodzi udostępniła tylko część materiału". - Wszyscy wiedzieliśmy, że Bartek był pod wpływem narkotyków, bo sama matka o tym zawiadamiała. Jako pełnomocników zastanawia nas jedna zasadnicza rzecz, dlaczego prokuratura podaje tylko te informacje, które są dla niej wygodne i dobre, a zapomina o stronie 19. sekcji zwłok, na której są opisane metody i sposób śmierci Bartka, m.in. uduszenie. Dlaczego prokuratura zabraniała nam o tym mówić, a dzisiaj sama ujawnia wyniki toksykologii? - powiedział.
Trwa śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci Bartosza Sokołowskiego oraz przekroczenia uprawnień służbowych przez funkcjonariuszy policji podejmujących wobec niego interwencję. Jak dotąd nikomu nie przedstawiono zarzutów. Decyzją Prokuratury Krajowej zostało ono przeniesione z Prokuratury Rejonowej w Lubinie do Prokuratury Okręgowej w Łodzi.