Niedawno opisywaliśmy przypadek Macieja B., toruńskiego przedsiębiorcy, który w ubiegłym roku zatrudnił i ubezpieczył sześciu pracowników - obecnie czterech z nich już nie żyje. Sprawę bada prokuratura, tymczasem dziennikarzowi Onetu udało się porozmawiać z mężczyzną.
Niektórzy z pracowników zatrudnionych przez Macieja B. zmagali się z chorobą bezdomności, dwóch z nich z chorobą alkoholową. - Moi pracownicy nie działali w sektorze apartamentów, tylko na drugim końcu branży, w niskim standardzie: w kamienicach i blokowiskach. Tam by sobie nie poradziła agentka nieruchomości w szpilkach i garsonce. Przestraszyłaby się albo pogubiła - powiedział przedsiębiorca w rozmowie z dziennikarzem Onetu.
Mężczyzna zatrudniał ich w 2020 roku, a umowę podpisywali na parkingu. Sześciu pracowników zostało ubezpieczonych na życie w co najmniej dziewięciu towarzystwach na łączną sumę wynoszącą około sześciu milionów złotych. Osobą upoważnioną do odbioru pieniędzy jest natomiast sam B.
Okazuje się, że jeden z pracowników pana B. zmarł w szpitalu w wyniku sepsy, inny po trzytygodniowej walce z powodu COVID-19. Dwóch kolejnych pracowników zginęło natomiast razem w wypadku samochodowym. Według ustaleń śledczych pojazd wypadł z łuku drogi, a następnie osunął się ze skarpy i stanął w płomieniach.
Według relacji B., na ubezpieczenie swoich pracowników mężczyzna zdecydował się na wypadek, gdyby coś sobie złamali, potem natomiast zaczął się obawiać, że mogliby trafić do szpitala w związku z pandemią. Dodał także, że mężczyźni w każdej chwili mogli sami zmienić osobę uposażoną. - Gdyby doszło do wypłaty, to i tak by przecież dostali te pieniądze - podkreślił.
Po śmierci jednego z zatrudnionych mężczyzn B. otrzymał wypłatę w wysokości kilkunastu tysięcy złotych, jednak udzielił pomocy finansowej wdowie po nim. O odszkodowanie po wypadku samochodowym już się natomiast nie ubiegał. Jak powiedział, czuje się zaszczuty.
- Pamiętam, jak w telewizji w jakiejś zupełnie innej sprawie wypowiadał się prokurator i użył sformułowania: "Spiętrzone zbiegi okoliczności". Tak jest również w tej sprawie. Dwaj pracownicy zmarli w warunkach szpitalnych, więc jestem poza podejrzeniami. A wypadku przecież nie mogłem spowodować - podkreślił.