"Nie mam zasięgu, nikt mnie nie odwiedzi". Jak wygląda życie w strefie objętej stanem wyjątkowym? [LIST]

"Nikt mnie nie może odwiedzić, bo nie zostanie tutaj wpuszczony, znajomi i rodzina po prostu odmawiają wizyt, bo obawiają się kontroli i ewentualnych konsekwencji za przebywanie w strefie wyjątkowej. Do nikogo nie zadzwonię, bo nie mam zasięgu" - opisuje w liście do naszej redakcji czytelnik, który mieszka w strefie objętej stanem wyjątkowym. "Czuję się w tym momencie okradziony z podstawowych praw człowieka" - zaznacza.

Mieszkasz na obszarze objętym stanem wyjątkowym? Chcesz opowiedzieć, jak wygląda dziś życie w pasie granicznym? Napisz do nas na adres: news@agora.pl.

Zgodnie z rozporządzeniem wydanym przez prezydenta Andrzeja Dudę w 183 polskich miejscowościach (115 w województwie podlaskim i 68 w województwie lubelskim) obowiązuje stan wyjątkowy. O jego wprowadzenie wystąpiła wcześniej Rada Ministrów na wniosek MSWiA, argumentując to niespokojną sytuacją na granicy z Białorusią. Stan wyjątkowy obejmuje w sumie 3-kilometrowy pas przylegający do granicy - w regionie mogą przebywać jedynie mieszkańcy oraz osoby pracujące na terenie miejscowości objętych stanem wyjątkowym (wyłączenie dotyczy służb ratunkowym). Obowiązuje m.in. zakaz organizowania zgromadzeń i utrwalania wyglądu miejsc, obiektów i obszarów obejmujących infrastrukturę graniczną za pomocą środków technicznych. Sytuacji na miejscu nie mogą relacjonować dziennikarze, ustawa o stanie wyjątkowym pozwala także na zastosowanie szczególnego rodzaju aresztu - tzw. odosobnienia. Ten rodzaj aresztu nie wymaga decyzji sądu, nie jest też ograniczony czasowo do 48 godzin. Możliwe jest także kontrolowanie korespondencji. Osobom, które naruszą przepisy, grożą areszt i kara grzywny. 

Zobacz wideo Ochojska: Wprowadzenie stanu wyjątkowego przy granicy to pomysł haniebny

Czytaj więcej o obostrzeniach w "strefie wyjątkowej": Areszt bez sądu, blokada informacyjna, zakaz zgromadzeń. Co daje władzy wprowadzenie stanu wyjątkowego?

Jak się żyje w "strefie wyjątkowej"? "Uważam, że taka sytuacja doprowadzi ten region do totalnej ruiny"

O to, jak żyje się w strefie objętej stanem wyjątkowym, opowiada jeden z naszych czytelników.

Strefa wyjątkowa z założenia miała nie utrudniać życia mieszkańcom, a jest dokładnie odwrotnie. Na odcinku, którym przemieszczam się do pracy, mam cztery patrole służb mundurowych, które poza sprawdzaniem dokumentu tożsamości (mojego i ewentualnych pasażerów) oraz zawartości bagażnika zapisują też za każdym razem przebieg samochodu i sprawdzają dane pojazdu i kierowcy w swoich systemach. Co w praktyce oznacza, że średnio na każde 6 km trasy ja i mój pojazd przechodzimy szczegółową kontrolę

- zaznacza. Jak dodaje, przedstawiciele służb, którzy przeprowadzają kontrole, często są z dość odległych regionów kraju. "Więc słysząc odpowiedź na pytanie skąd i dokąd się przemieszcza, często po prostu pytają, czy to daleko, bo nazwy miejscowości niewiele im tłumaczą. Wydłuża to znacznie czas dojazdu do pracy i jest po prostu uciążliwe" - dodaje.

Podkreśla też, że region, w którym mieszka, po wprowadzeniu stanu wyjątkowego stał się "strefą totalnie wykluczoną". Mieszkańcy skarżą się też na brak zasięgu i na problemy z internetem.

Prawdopodobnie w związku z obecnością wojska i rozłożeniem ich radiostacji, która wywołuje tak potężne zakłócenia, jesteśmy pozbawieni zasięgu telefonii komórkowej, nie działa też w moim regionie internet radiowy. Po zgłoszeniu reklamacji do operatora otrzymaliśmy odpowiedź, że problem został rozwiązany, natomiast zasięgu jak nie było tak i nie ma nadal już od około tygodnia. Mam wrażenie, że stan wyjątkowy został tu wprowadzony przeciwko mieszkańcom, ponieważ w tym momencie region, w którym mieszkam, jest strefą totalnie wykluczoną

- relacjonuje.

"Nikt mnie (oficjalnie) nie może odwiedzić, bo nie zostanie tutaj wpuszczony, znajomi i rodzina po prostu odmawiają wizyt, bo obawiają się kontroli i ewentualnych konsekwencji za przebywanie w strefie wyjątkowej. Do nikogo nie zadzwonię, bo nie mam zasięgu (ponoć nie z tytułu CELOWYCH zakłóceń)" - podkreśla. 

Jeżeli rząd w ten sposób planuje walczyć z nielegalną migracją, to uważam, że w strefie nadgranicznej powinno się w ogóle nie wydawać nowych pozwoleń na budowę domu i zakazać sprzedaży nieruchomości na rynku wtórnym, ponieważ nie jest to miejsce do prowadzenia normalnej egzystencji. Ja jako człowiek nad wyraz ceniący sobie wolność czuję się w tym momencie przytłoczony i okradziony z podstawowych praw człowieka. Uważam, że taka sytuacja doprowadzi ten region do totalnej ruiny, a Polska B stanie się Polską D. To, co się tutaj obecnie dzieje, obniży wartość nieruchomości, zniechęci ludzi do przyjazdów w celach turystycznych, a młodych mieszkańców zmotywuje do wyjazdu w głąb kraju, bądź na zachód Europy

- opisuje. Przytacza też historię, która spotkała mieszkańców sąsiedniej miejscowości, również objętej stanem wyjątkowym. "Dwóch sąsiadów rozmawiało przy drodze a przejeżdżający patrol policji uznał to za nielegalne zgromadzenie i nakazał im się rozejść. Czy to się w jakikolwiek sposób pokrywa ze słowami pana premiera, że strefa wyjątkowa dla mieszkańców będzie uciążliwa w minimalnym stopniu?" - pyta.

I dodaje: "Na obszar objęty strefą wyjątkową można bez problemu wjechać jedną z główniejszych dróg, jeżeli ktoś tylko zerknie dokładniej na mapę i zasięgnie języka u miejscowych, które drogi są obstawione przez policję i straż graniczna. Do mojej miejscowości są co najmniej trzy takie drogi, którymi można bez kłopotów dojechać pod samą granicę, więc w praktyce nielegalna migracja może trwać nadal".

Za nadesłaną relację dziękujemy.

Więcej o: