Jak podaje WP.pl, coraz bardziej zaostrzają się emocje wokół protestu ratowników medycznych. Dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku Bogdan Kalicki przyznał jednak, że jest zaskoczony skalą konfliktu, jaka pojawiła się wśród samych pracowników pogotowia.
Dyrektor pogotowia przekazał, że 1 i 2 września w aucie ratownika medycznego, który zgodził się na podjęcie pracy w ramach nowego kontraktu, ktoś poprzebijał opony. Pod samochodem kolejnego z takich ratowników rozsypane zostało szkło i zaostrzone śruby. Do incydentów miało też dochodzić w garażu pogotowia - chodzi o inne akty zniszczenia mienia, ale nie tylko.
- Szykany, wyzwiska i groźby dotyczą osób, które zgodziły się podjąć pracę - mówi Bogdan Kalicki. - Jestem zszokowany skalą konfliktu, jaki pojawił się przy proteście ratowników. Trudno mi uwierzyć, że potencjalny sprawca pracował czy pracuje w naszym zespole. Nie będziemy milczeć i podejmiemy wszelkie działania, aby ustalić sprawców tego incydentów - zapowiada dyrektor Wojewódzkiej Stacja Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku.
Kalicki dodaje, że w sierpniu na 155 pracujących na kontraktach ratowników, 140 złożyło wypowiedzenia. Dyrektor ogłosił wówczas nowy nabór, a w ofercie zaproponował stawkę godzinową nie w wysokości 36 zł, ale 45-46 zł. Na propozycję odpowiedziało 30 osób, które wcześniej złożyły wypowiedzenia. Dyrektor zatrudnił też ratowników z prywatnych szpitali czy z działów transportu szpitalnego, dzięki czemu udało się skompletować 24 zespoły - brakuje więc tylko jednej załogi.
Osoby, które zgodziły się na dziewięciozłotową podwyżkę miały czytać na zamkniętym forum internetowym, że inni "wiedzą, gdzie mieszkają" i żeby "nie wychodzili wieczorem na zakupy". Wicedyrektor białostockiej stacji pogotowia oskarżył nawet szefa lokalnego związku ratowników o szczucie na pracowników, którzy przychodzą do pracy.
Protestujący ratownicy twierdzą natomiast, że nie wiedzą, kto mógł dopuścić się gróźb i przebicia opon. - Nie znam nikogo, kto mógłby to zrobić. Konflikt spowodował sam dyrektor, który postanowił iść z nami na ostro. Uznał, że znajdzie osoby, które przyjdą do pracy, bo da im 9 złotych podwyżki. Liczy, że nas to złamie. Taka sytuacja i tak nie utrzyma się długo, bo ile czasu ci zastępcy dadzą radę pracować bez wypoczynku? - powiedział nieoficjalnie jeden z nich.
Powodem protestu są niskie płace i przemęczenie. - Większość z nas jest wykończona i fizycznie, i psychicznie. Dodatkowo nasza kwestia finansowa w tym momencie jest dość trudna, bo zarabiamy bardzo, bardzo mało - powiedział Michał Gościński w rozmowie w Polsat News. Z danych Money.pl wynika, że ratownicy medyczni zarabiają około 3,5 tys. zł na rękę. "Rynek Zdrowia" podaje jednak, że większość z pracowników tego sektora dostaje nieco ponad 2,8 tys. zł.