Protest ratowników. Podziurawione opony w aucie "łamistrajka", który zgodził się na 9 zł podwyżki

W wielu miastach w Polsce trwa protest ratowników medycznych, którzy przedstawiają zwolnienia lekarskie lub składają wypowiedzenia. Niektórzy z nich jednak decydują się wrócić do pracy, zgadzając się na minimalne podwyżki. W Białymstoku jedna z takich osób miała już dwukrotnie przedziurawione opony. Przed samochodem kolejnego z takich ratowników rozsypano natomiast szkło i śruby.

Jak podaje WP.pl, coraz bardziej zaostrzają się emocje wokół protestu ratowników medycznych. Dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku Bogdan Kalicki przyznał jednak, że jest zaskoczony skalą konfliktu, jaka pojawiła się wśród samych pracowników pogotowia.

Zobacz wideo Heroiczna walka medyków. Psychiatra: To gigantyczny stres. Grozi im wypalenie

Konflikt wśród ratowników medycznych? "Szykany, wyzwiska i groźby dotyczą osób, które zgodziły się podjąć pracę"

Dyrektor pogotowia przekazał, że 1 i 2 września w aucie ratownika medycznego, który zgodził się na podjęcie pracy w ramach nowego kontraktu, ktoś poprzebijał opony. Pod samochodem kolejnego z takich ratowników rozsypane zostało szkło i zaostrzone śruby. Do incydentów miało też dochodzić w garażu pogotowia - chodzi o inne akty zniszczenia mienia, ale nie tylko.

- Szykany, wyzwiska i groźby dotyczą osób, które zgodziły się podjąć pracę - mówi Bogdan Kalicki. - Jestem zszokowany skalą konfliktu, jaki pojawił się przy proteście ratowników. Trudno mi uwierzyć, że potencjalny sprawca pracował czy pracuje w naszym zespole. Nie będziemy milczeć i podejmiemy wszelkie działania, aby ustalić sprawców tego incydentów - zapowiada dyrektor Wojewódzkiej Stacja Pogotowia Ratunkowego w Białymstoku.

Kalicki dodaje, że w sierpniu na 155 pracujących na kontraktach ratowników, 140 złożyło wypowiedzenia. Dyrektor ogłosił wówczas nowy nabór, a w ofercie zaproponował stawkę godzinową nie w wysokości 36 zł, ale 45-46 zł. Na propozycję odpowiedziało 30 osób, które wcześniej złożyły wypowiedzenia. Dyrektor zatrudnił też ratowników z prywatnych szpitali czy z działów transportu szpitalnego, dzięki czemu udało się skompletować 24 zespoły - brakuje więc tylko jednej załogi.

" Taka sytuacja i tak nie utrzyma się długo, bo ile czasu ci zastępcy dadzą radę pracować bez wypoczynku?"

Osoby, które zgodziły się na dziewięciozłotową podwyżkę miały czytać na zamkniętym forum internetowym, że inni "wiedzą, gdzie mieszkają" i żeby "nie wychodzili wieczorem na zakupy". Wicedyrektor białostockiej stacji pogotowia oskarżył nawet szefa lokalnego związku ratowników o szczucie na pracowników, którzy przychodzą do pracy.

Protestujący ratownicy twierdzą natomiast, że nie wiedzą, kto mógł dopuścić się gróźb i przebicia opon. - Nie znam nikogo, kto mógłby to zrobić. Konflikt spowodował sam dyrektor, który postanowił iść z nami na ostro. Uznał, że znajdzie osoby, które przyjdą do pracy, bo da im 9 złotych podwyżki. Liczy, że nas to złamie. Taka sytuacja i tak nie utrzyma się długo, bo ile czasu ci zastępcy dadzą radę pracować bez wypoczynku? - powiedział nieoficjalnie jeden z nich.

Powodem protestu są niskie płace i przemęczenie. - Większość z nas jest wykończona i fizycznie, i psychicznie. Dodatkowo nasza kwestia finansowa w tym momencie jest dość trudna, bo zarabiamy bardzo, bardzo mało - powiedział Michał Gościński w rozmowie w Polsat News. Z danych Money.pl wynika, że ratownicy medyczni zarabiają około 3,5 tys. zł na rękę. "Rynek Zdrowia" podaje jednak, że większość z pracowników tego sektora dostaje nieco ponad 2,8 tys. zł.

Więcej o: