25-latek zmarł po interwencji policji, we wrześniu miał brać ślub. "Bardzo za nim tęsknię"

- Od kiedy się o tym dowiedziałam, myślę tylko o tym, jak Dima się wtedy czuł, jak się tam znalazł, jak był bity. Przecież on nie mógł wtedy przeczuwać, że to się skończy tragedią, że tam zginie - mówi narzeczona zmarłego przed miesiącem mężczyzny. 25-latek zmarł pod koniec lipca we wrocławskiej izbie wytrzeźwień.
Zobacz wideo Brutalność policji. Rzecznik Praw Obywatelskich komentuje agresję w Głogowie

Jak pisaliśmy, w czwartek 2 września "Wyborcza" opublikowała tekst ("Śmierć Ukraińca we Wrocławiu. Pół godziny katorgi w izbie wytrzeźwień ["WYBORCZA" UJAWNIA]", w którym opisywała okoliczności śmierci 25-letniego Dmytra Nikiforenki, obywatela Ukrainy, który - jak podaje TVN24 - w 2019 roku przeprowadził się do Polski w poszukiwaniu pracy. Mężczyzna we wrześniu miał wziąć ślub. Jego narzeczona właśnie pożegnała zmarłego.

Wrocław. Narzeczona 25-latka, który zmarł po interwencji policji: Bardzo za Dimą tęsknię

Narzeczona Dimy, Suzanna Vodolivova, rozmawiała z reporterem TVN24. Kobieta przyznała, że bardzo tęskni za mężczyzną. - Od kiedy się o tym dowiedziałam, myślę tylko o tym, jak Dima się wtedy czuł, jak się tam znalazł, jak był bity. Przecież on nie mógł wtedy przeczuwać, że to się skończy tragedią, że tam zginie - mówi i dodaje, że odkąd otrzymała przesyłkę ze wspólnymi rzeczami z ich mieszkania, nieustannie ubiera się w bluzę pozostawioną przez narzeczonego, na której nadal obecny jest jego zapach.

- Ja mam ją cały czas przy sobie, śpię w niej, jem, po prostu ciągle ją mam ze sobą - przyznaje. Dziewczyna zamieściła także nagranie w mediach społecznościowych, na którym przyznaje, że nie wie, jak żyć po śmierci ukochanego.

- Dima przyjechał do Polski w 2019 roku. Niedługo potem poznał swoją dziewczynę. Był zakochany. Starał się zrobić wszystko, żeby życie jego i jego dziewczyny było jak najlepsze. Miał nadzieję, że jego dziewczyna wróci do Polski, bo musiała wyjechać na Ukrainę. Mieli się zobaczyć za trzy tygodnie, ale Dima zmarł. We wrześniu mieli brać ślub - mówi w rozmowie z TVN24 osoba z rodziny 25-latka.

Zmarł po interwencji policji. "Widziałam ślady, które sugerują, że był dociskany"

Dmytro Nikiforenko zmarł miesiąc temu w izbie wytrzeźwień. Mężczyzna wracał autobusem z imprezy. Wtedy jedna z pasażerek powiadomiła kierowcę, że kontakt z pasażerem jest utrudniony. Do mężczyzny wezwano więc pogotowie ratunkowe. Prezes Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego we Wrocławiu Krzysztof Balawejder podkreślił jednak w rozmowie ze stacją, że Dmytro zarówno podczas podróży, jak i późniejszej interwencji pogotowia, zachowywał się bardzo spokojnie.

Interwencja zakończyła się dopiero po półtorej godzinie, a na miejsce wezwana została policja. W rozmowie z Polsat News osoba z rodziny zmarłego, która była obecna przy identyfikacji ciała powiedziała, że Dima "został uduszony przez policjantów i przez ratowników, którzy mają pomagać, a nie zabijać".

- Ja widziałam ślady, które sugerują, że on jednak nie umarł swoją własną śmiercią. [...] Że on był dociskany albo do ściany, albo do jakiegoś twardego przedmiotu, żeby się nie ruszał i był w taki sposób spacyfikowany - powiedziała reporterom. Kobieta chce jednak pozostać anonimowa.

Więcej o: