W kwietniu 2019 roku jeden z poznańskich radiowozów policji został uszkodzony. Nie udało się jednak ustalić, kto odpowiada za stłuczenie przedniej szyby, a jak donosi portal Epoznań.pl policjanci z drogówki usłyszeli od swojego przełożonego, że "mają załatwić sprawę". - Postanowili więc, że wybiorą się na przejażdżkę w celu znalezienia "jelenia", z którego polisy pokryją uszkodzoną szybę - przekazał w rozmowie z portalem informator.
8 maja na ulicy Bukowskiej mundurowi zatrzymali samochód ciężarowy, spod którego miał "wyskoczyć kamień", który uszkodził auto. Kierowca nie przyjął mandatu, a sprawa trafiła do sądu, który uniewinnił mężczyznę. Z kolei sprawą policjantów zajął się Wydział Kontroli oraz Biura Spraw Wewnętrznych Policji, a stamtąd trafiła do prokuratury. Oskarżeni w sprawie zostali czterej funkcjonariusze.
Pawłowi K., Maciejowi K. i Przemysławowi K. (szefowi poznańskiej drogówki), postawiono zarzuty składania fałszywych zeznań, fałszywych oskarżeń oraz tworzenie fałszywych dowodów, z kolei Pawła S. oskarżono o nadużycie władzy - taką informację przekazał podczas rozmowy z portalem epoznan.pl Zbigniew Fąfera, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.
Paweł S., "wiedząc o uszkodzeniu szyby przedniej w radiowozie służbowym, polecił podległym funkcjonariuszom zmianę zapisów w kontrolce - bez adnotacji o uszkodzeniu szyby, a następnie proponował podległym funkcjonariuszom wyjazd tym radiowozem poza komendę i upozorowanie zdarzenia drogowego, w którym szyba ta miała być rzekomo uszkodzona" - cytuje prokuratora portal epoznan.pl.
Oskarżony o niedopełnienie obowiązków został także dodatkowo Przemysław K. Zdaniem śledczych mężczyzna miał wiedzę na "temat tworzenia fałszywych dowodów dotyczących upozorowania przez podległych policjantów zdarzenia drogowego (...) i nie podjął żadnych czynności urzędowych związanych z ujawnieniem tego przestępstwa i nie zabezpieczył dowodów tych zdarzeń".
Przy tego typu sprawach funkcjonariusze są zazwyczaj zawieszani w obowiązkach lub odsuwani od kierowania osobami zeznającymi przeciw nim. W tym wypadku było inaczej. Przemysław K. po usłyszeniu aktu okrążenia został zawieszony tylko na kilka dni - takie informacje podaje "Głos Wielkopolski".
- Wstawił się za nim komendant Roman Kuster, który teraz pracuje w Krakowie, a wcześniej był komendantem w Poznaniu. Przemysława K. odwieszono po około tygodniu i tym samym wrócił do kierowania wydziałem, w którym pracuje 200 osób. W tym świadkowie obciążający go w śledztwie. Każdy inny policjant na jego miejscu miałby wszczętą procedurę wydalenia ze służby (...). Gra idzie teraz o to, żeby naczelnik K. zachował stanowisko, bo w grudniu osiągnie 15 lat służby i nabędzie prawa emerytalne. Również dlatego śledztwo przeciwko niemu, zamiast się zakończyć, nadal się ciągnie. Niedawno przeniesiono je z Leszna do Świebodzina. Prokuratura będzie teraz zasypywana wnioskami dowodowymi obrońców, byle tylko opóźnić śledztwo - przekazał "Głosowi Wielkopolski" informator.
O to dlaczego mężczyzna zachował stanowisko, został zapytany przez Onet rzecznik wielkopolskiej policji Andrzej Borowiak. - Kwestia praw emerytalnych nie ma żadnego znaczenia - powiedział. I dodał: - pan naczelnik nie został ponownie zawieszony, bo każdą taką sprawę rozpatrujemy w indywidualny sposób. W tej konkretnej historii przełożeni uznali, że jego zawieszenie nie jest konieczne.
Pozostali oskarżeni, według informacji zdobytych przez Onet, odeszli z drogówki w trakcie trwania śledztwa.
Zdaniem Poznańskiej Policji Roman Kuster nie miał związku ze sprawą, a decyzję o odwieszeniu Przemysława K. podjął Komendant Miejski Policji. Z kolei Prokuratura Rejonowa w poznaniu podjęła decyzję o przeniesieniu sprawy do innego województwa. - Uznano, że skoro sprawa dotyczy policjantów z Poznania, lepiej będzie, jeśli poprowadzi ją jednostka spoza województwa wielkopolskiego - przekazała dziennikowi prokurator Anna Marszałek, rzeczniczka poznańskiej Prokuratury Regionalnej. Akty sprawy trafiły początkowo do prokuratury w Zielonej Górze, która skierowała ją do Świebodzina.
Pojawiły się również informacje dotyczące mobbingu w wydziale poznańskiej drogówki. Według informatora "Głosu Wielkopolski" osoby zeznające przeciwko naczelnikowi mają problemy w pracy. - Wiadomo, kto i jak zeznaje, bo podejrzani i ich obrońcy dostali dostęp do akt sprawy. Wszyscy wiemy, że świadkami są pracownicy wydziału. I tak się składa, że po tym zapoznaniu się z aktami, na kolegę Krzysztofa, ważnego świadka, wpłynął anonim, że molestuje policjantki. Inny świadek z wydziału, Łukasz, miał wszczęte postępowanie o rzekome złamanie etyki zawodowej. Niby za wcześnie wszedł z pracy. Z kolei policjantka Monika, która widziała, kto porwał z szafki notatniki policjantów, miała cofnięty awans na korpus aspirantów - zdradził informator regionalnego dziennika.