Przez kilka lat Mihammad procował w Afganistanie dla brytyjskiego wojska. Po tym, jak talibowie przejęli władzę w kraju, Wielka Brytania poprosiła Polskę o ewakuację rodziny Mihammada - żony i pięciu synów, dwóch sióstr, dwóch braci i kuzyna. W sumie 12 osób - informuje OKO.press. 22 sierpnia Afgańczycy przylecieli na Okęcie, a stamtąd zostali przetransportowana do ośrodka dla cudzoziemców w Dębaku koło Podkowy Leśnej pod Warszawą. - Warunki były fatalne - mówi Mihammad w rozmowie z portalem.
Paulina Olszanka, dziennikarka i wykładowczyni dziennikarstwa w Collegium Civitas, pomagała Mihammadowi i jego rodzinie. Jak twierdzi, uchodźcy byli głodni, ponieważ dostawali tylko dwa posiłki dziennie. Dlatego Afgańczycy zaczęli jeść grzyby, które znaleźli w lasku na terenie ośrodka. Po zjedzeniu zupy kilka z nich poczuło się źle. Dwóch synów Mihammada - sześciolatek i ośmiolatek - oraz jego 17-letnia siostra zostali zabrani do szpitala w Grodzisku Mazowieckim. Ze względu na poważny stan przewieziono ich do Centrum Zdrowia Dziecka w Międzylesiu.
17-latka ma się czuć już lepiej, jednak chłopcy, jak podaje OKO.press, są w stanie krytycznym. Obaj przebywają na oddziale intensywnej terapii, konieczny jest przeszczep wątroby. "Jeśli nie znajdzie się dawca wątroby, dzieci, które Polska uratowała z Kabulu, mogą nie przeżyć. Trwa wyścig z czasem" - podkreśla portal.
Próbowaliśmy skontaktować się z ośrodkiem dla cudzoziemców w Dębaku. Niestety, nikt nie odebrał telefonu.